„Ledwo słoneczko uderzy w okno swym złotym promykiem, budzę się hoży i świeży z antypaństwowym okrzykiem” – pisał poeta w koszmarnych czasach sanacji. A na czym polegała sanacja? Na tym, że co i rusz osiągała jakiś sukces – co poeci również odnotowywali: „Wstawiono klamkę na przystanku w Cisach, o Batorym grzmiały senatory i był raut i telegram od króla Borysa: klamka cudo, trzymajcie się, Borys”. Toteż kiedy po liście 88 amerykańskich senatorów do sekretarza stanu Mike Pompeo, by zastosował wobec Polski jakieś środki dopingujące, bo „ocaleni z holokaustu” już nie mogą doczekać się złotego plastra na otarcie łez, a największy kombinat przemysłu holokaustu w postaci Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego zaapelował do Polski, by skorzystała z okazji, jaką list senatorów wytworzył i w podskokach zaczęła płacić haracz, pojawiła się gwałtowna potrzeba sukcesu, politycy nieprzejednanej opozycji zaczęli gmerać marszałkowi Kuchcińskiemu w przelotach. Że latał bez potrzeby, że przelatywał żonę, a także rozmaite inne osoby, słowem – że ograbiał podatników , a w szczególności – „Jurka Owsiaka”, który podczas swego festiwalu dał taki upust rozgoryczeniu, że aż trzech uczestników na miejscu zmarło z żalu. Umyślnie wskazuję przyczynę śmierci, bo pojawiły się fałszywe pogłoski, że przynajmniej jeden z denatów przekręcił się z powodu przedawkowania amfetaminy. Ale gdzież by tam amfetamina na festiwalu u „Jurka Owsiaka”!? Gdyby pojawiła się tam amfetamina, to – po pierwsze – niezależna prokuratura musiałaby dopuścić „udział osób trzecich” w tych zgonach, niechby nawet posredni, niemniej jednak. Tymczasem wiadomo, że na festiwalach „Jurka Owsiaka” pije się mleko, ewentualnie wzbogacone kakao, zgodnie z piosenką, jak to „hulali po polu i pili kakao”, więc jasne, że udział jakichkolwiek „osób trzecich” jest tu wykluczony, podobnie jak w przypadku Dawida Konsteckiego, co to wziął i się pod kocem powiesił, czy Brunona Kwietnia, którego podobno trafił szlag.
Ale mniejsza już o te energiczne śledztwa, bo chodzi przecież o pana marszałka Kuchcińskiego i jego podniebne eskapady. Pan Marszałek tłumaczył swoim krytykom, niczym chłop krowie, że skoro już rządowy samolot leci, to koszty nie zależą od liczby pasażerów, ale ten argument nieprzejednanej opozycji, między innymi w osobie szczególnie odpornego na argumenty Wielce Czcigodnego Marcina Kierwińskiego, nijak nie przekonał. Gdy Donald Tusk latał na „haratanie w gałę”, gdy latał Bogdan Borusewicz, co to musiał wyprowadzać psa gwoli wypróżnienia, czy w ostateczności – Ewa Kopacz – aaa, to co innego! Oni mogliby nie wychodzić z samolotu nawet do toalety, od czego Polska rosłaby w siłę, a ludzie żyli dostatniej. W przypadku pana Marszałka Kuchcińskiego było to karygodne nadużycie i nic mu nie pomogło, że na jakiś cel charytatywny wpłacił 15 tysięcy złotych w charakterze rekompensaty. Przeciwnie – to mu chyba najbardziej zaszkodziło, bo skoro posłowie nieprzejednanej opozycji zauważyli, że pan marszałek wymięka, to rzucili się na niego ze zdwojoną energią, niczym sprytny ojczyk dominikanin Paweł Gurzyński na arcybiskupa Marka Jędraszewskiego za „tęczową zarazę”. Został za to przez władze zakonne skierowany nie do kopalni uranu, tylko na wczasy do klasztoru kontemplacyjnego, gdzie z pewnością będzie miał i pieczone i smażone. „Boga chwal, sztukę mięsa wal!” – mawiali w wieku XVIII bernardyni. Wspominam o tym podobieństwie, bo odnoszę wrażenie, że i ksiądz arcybiskup zaczyna wymiękać i tłumaczyć, że chodziło mu o „ideologię”, podcza gdy sodomitów szanuje, jak Pan Bóg przykazał. Nic mu to nie pomoże, co już dawno spenetrowali wymowni Francuzi zauważając, że qui s`excuse – s`accuse – co się wykłada, że kto się tłumaczy, ten się oskarża. Dlaczego Ekscelencja zaczął wymiękać? Tego, ma się rozumieć, nie wiem, bo Ekscelencja mi się nie spowiada, ale nie jest wykluczone, że na kategoryczną sugestię nuncjusza apostolskiego w Warszawie, który mógł przestraszyć się kociej muzyki, jaką mu przed nuncjaturą urządził „muzyk idealista, sąsiad Kaczyńskiego”, czyli pan Aleks Polak, 24-letni student Wyższej Szkoły Gotowania Na Gazie, to znaczy pardon – Collegium Civitas na oryginalnym kierunku „International Peace & Conflict Studies”, które odbywają się – jak przystało – w języku cudzoziemskim. Ta intytulacja, jaką żydowska gazeta dla Polaków opatrzyła pana Polaka, przypomina mi postać Wasilija Wasiliewicza Dokuczajewa, którego „Mały Słownik Filozoficzny Akademii Nauk ZSRR” z roku 1953 charakteryzował, jako „filozofa gleboznawcę, społecznika i demokratę”, a także Aleksa Wardęgę, syna jednego z bohaterów nieśmiertelnego poematu „Towarzysz Szmaciak” Janusza Szpotańskiego, a mianowicie sekretarza PZPR w Pcimiu Wardęgi, co to „w przedziwnej analogii z Gnomem” miał Żydówkę żonę imieniem Sabina, która chwaliła się, że Aleks ma „mózgowe zwoje”. Toteż jak przed nuncjaturą muzycy-idealiści urządzają kocie muzyki, to w imię Świętego Spokoju, którego kult szerzy się w Kościele katolickim z szybkością płomienia, zaraz wszyscy przypominają sobie o miłości Chrystusowej i w podskokach sodomitów kochają.
Kiedy tak nieprzejednana opozycja szarpała pana marszałka Kuchcińskiego za nogawki, wirtuoz intrygi najwyraźniej musiał dostrzec w tym korzyść podwójną; po pierwsze – awantura o „air Kuchciński” znakomicie odwracała uwagę opinii publicznej od listu 88 amerykańskich senatorów, a po drugie – że można to przekuć w sukces, urządzając pokazuchę, jak to rząd „dobrej zmiany” surowo pilnuje moralności publicznej, zwłaszcza w kwestiach pieniężnych. Toteż pan marszałek Kuchciński został na ołtarzu transparentności przez Biuro Polityczne PiS zaszlachtowany rytualnie, to znaczy – zmuszony do złożenia dymisji, co posłusznie, chociaż z kwasna miną uczynił. Cóż; łaska pańska na pstrym koniu jeździ, prezes dał, prezes wziął i próżno wierzgać przeciwko ościeniowi.
Najciekawsza jest jednak deklaracja Naczelnika Państwa, który komentując dymisję pana marszałka Kuchcińskiego powiedział, że to jest dowód, iż Prawo i Sprawiedliwość „słucha Polaków”. Ale których? Przecież dymisji pana marszałka Kuchcińskiego domagali się politycy nieprzejednanej opozycji, a nie żadni tam „Polacy”. Jednak z obfitości serca usta mówią, toteż i Naczelnikowi Państwa mimowolnie wymknęło się z ust potwierdzenie, że przy pozorach nieprzejednanej wrogości, obóz „dobrej zmiany” ściśle współdziała z obozem zdrady i zaprzaństwa, zwłaszcza gdy chodzi o odwracanie uwagi opinii publicznej od największego zagrożenia, jakie nad Polską i naszym narodem zawisło od 1939 roku, ku tak zwanym duperelom, jak „air Kuchciński”, czy kompromis z sodomitami. Wprawdzie nawet przy pozorach wojny ofiary muszą być, o czym przekonał asię pan marszałek Kuchciński, ale w nagrodę za to poświęcenie Naczelnik Państwa na pewno obmysli mu jakąś rekompensatę, być może w postaci alimentów w jakiejś spółce Skarbu Państwa, bo – jak mówił poeta – „czas zmienić politykę rolną lecz ludzi krzywdzić nam nie wolno”, bo byłoby to sprzeczne z konstytuującą III Rzeczpospolitą zasadą: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!