Antoni Ciszewski: Biczowanie narodu
Jest takie przysłowie z biczem, ale o tym później. Na początku pochylmy się nad problemem kapitału, bo jego pocięcie, w sensie ekonomicznym i społecznym, dawniej najmocniej rozgrzewało głowy rewolucyjnych pogromców panów dworskich, urodzonych jeszcze w epoce feudalizmu.
To heglowska apoteoza pracy – pracy nad sobą (nad swoim duchem) – po odejściu przez młodoheglistów od metafizycznych założeń i ostatecznym odrzuceniu idealizmu tego niemieckiego filozofa – wszczepiła w krwiobieg dorosłego już Karla Marksa zalążek rewolucjonisty i internacjonalisty, kładącego podwaliny pod późniejszy – leninowski i torckistowski – ogólnoświatowy Proletariat.
Nie da się czytać „Kapitału” Marksa bez nawet jednego obejrzenia pracy suwnic, w państwowych zakładach produkcyjnych, obsługiwanych przez tzw. wykwalifikowaną załogę, najlepiej trzyzmianową, z rozpisaną dodatkową tabelą godzin nadliczbowych. Także zmiana właściciela środków produkcji, po roku 1989, z jednostek uspołecznionych na prywatnych aczkolwiek lewicowych liberałów, nie przyspożyła wartości dodatkowej po stronie (oszołomionych) mas robotniczych.
Indywidualne świadectwa NFI, według zgubnego pomysłu Janusza Lewandowskiego (Kongres Liberalno-Demokratyczny), ministra przekształceń własnościowych w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i w rządzie Hanny Suchockiej (1992-1993), nigdy nie stanowiły realnego ekwiwalentu wartości majątku narodowego, poddanego procesowi tzw. kapitałowej (spekulacyjnej?) prywatyzacji.
Nie, nie, nic z tych rzeczy – także żadne synekury w spółkach Skarby Państwa, żadne mandaty poselskie czy senatorskie; żadne wille, żadne baseny z podgrzewaną wodą – żadne beztroskie życie – ani szybkie interesy, ani ciche geszefty; żadne walizki czy ściany domów – zamiast pustaków z gazobetonu – wypchane grubą forsą.
Nie jest tym bardziej – wymienionym wyżej kapitałem – żadna kolejna, tym razem unijna trawestacja ustrojowa, której bliżej raczej do bestii wychodzącej z morza, mającej dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jej dziesięć koron i na głowach jej imiona bluźniercze – Ap 13, 1 ( w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka z Wulgaty).
Wreszcie, nie są tym kapitałem – np. w postaci świadczenia pracy – nieudane debiuty aktorskie, w Internecie i na Sali plenarnej Sejmu, posłanki Klaudii Jachiry, zaciekłej zwolenniczki prawa kobiet do przerywania ciąży, ani występy klimatyczne minister klimatu i środowiska Urszuli Zielińskiej na arenie stosunków pogodowych.
Biczem dla pierwszych kapitalistów europejskich stał się wspomniany „Kapitał” Karla Marksa, którego osią obrotową gospodarki uspołecznionej stała się cyrkulacja towarów z jej wartością dodatkową, a punktem zwrotnym dla determinizmu przyczynowego, według tego rewolucjonisty, okazał się „Fetyszystyczny charakter towaru i jego tajemnica”.
Nieźle to brzmi z punktu dialektycznego, co? I oto chodzi właśnie dzisiejszym liberalno-lewicowym demiurgom w UE, opowiadającym się za tzw. Ładem zielonym. Program ten to w istocie anty program, jako nieekonomiczna i bezideowa, ateistyczna i gnostycka próżnia niekończącego się sporu biznesowo-społecznego o zasięgu globalnym. Niosąca nieuchronną pauperyzację społeczeństw europejskich – i wyzysk człowieka przez człowieka. Temu celowi służy właśnie prawo UE do wprowadzania dodatkowych obciążeń podatkowych.
Prawie jak za pierwszym razem, kiedy powstawały w Paryżu pierwsze idee Marksa i Engelsa – socjalizmu proletariackiego, czyli komunizmu, należało wtedy uporać się z poglądami heglistów, wydając „Świętą rodzinę, czyli krytykę krytycznej krytyki”.
Na tym sprzeciwie światopoglądowym powstał tzw. materializm dialektyczny, będący podstawą filozoficzną marksizmu, który stał się ideologią państwową Związku Radzieckiego, krajów bloku wschodniego, w tym Polski powojennej, Chin, Kuby, Korei Północnej, Wietnamu.
Także i obecnie takim napojem energetyzującym, pobudzającym podświadomość i podbrzusza zwolenników wszelkich ruchów komunistycznych i lewicowych, jest zaproponowana, w formie strategii ustawodawczej, owa nowoczesność ruchów ideologii gender, rugująca z przestrzeni publicznej najpierw wszelkie formy katolicyzmu, w tym model patriarchatu rodzinnego, oparty na nauce społecznej Kościoła katolickiego, by w ten sposób więzi społeczne poddać behawioralnej tresurze, a następnie wprząc rzesze zlaicyzowanych ludzi w wyścig szczurów.
Niejako na przekór – tego pseudo biznesu – tym pożądanym kapitałem winna być przede wszystkim: wzmożona religijność w rodzinach, chroniąca przed wszelkimi formami okultyzmu i uzależnienia zmysłowego; spokój ducha, dobrosąsiedztwo, uprzejmość, wyrozumiałość i szczerość w sprawach osobistych i zawodowych, wszelka wstrzemięźliwość w pożądaniu cudzego i niegodnego – tak, tak, wiem co mówię, to najcenniejszy i najzaszczytniejszy kapitał w postaci skarbca łask Bożych; tego wyjątkowego kapitału nie można mylić z jako takim majątkiem kościelnym, znajdującym się poza miejscami kultu Bożego.
Niestety, ale taki stan względnego prawodawstwa, umiarkowania i bogobojności w narodzie zawsze napotyka na niespodziewany, zmasowany atak przeciwników politycznych – moralnie niestabilnych, i najczęściej odklejonych od rzeczywistości. Dlatego ta mentalna struktura, tego niespełnionego stanu łagodności, poddawana jest nieustannemu biczowaniu. Niedobrze, kiedy biczującym jest ten, kto potrafi bicz ukręcić z gówna.
Polecamy również: PILNE! Wycofują się sponsorzy Igrzysk Olimpijskich
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!