Jak podaje portal kresy24.pl Denis Kuzniecow zmarł w karetce, podczas transportu. Przed utratą przytomności kilka dni temu zdążył jeszcze powiedzieć lekarzom, że pobili go milicjanci.
Mężczyzna trafił do szpitala 29 września z licznymi obrażeniami. Stwierdzono m.in. pęknięcia kości czaszki, liczne krwiaki, otwarty uraz czaszkowo-mózgowy o umiarkowanym stopniu, złamania żeber, złamania prawego biodra i inne urazy. Leczony na oddziale intensywnej terapii mężczyzna aż do śmierci był nieprzytomny.
-Wczoraj była trzecia operacja. Podłączony był do aparatu, w ciężkim stanie. Lekarze nie mieli żadnych rokowań. Był niekonfliktowym człowiekiem. Nie możemy zrozumieć, jak znalazł się na Orkestina (areszt śledczy w Mińsku – red.). Nie znamy okoliczności. Poszedł do pracy, powiedział że wróci następnego dnia. Pracował na różne zlecenia, oficjalnie nie był zarejestrowany – powiedział w rozmowie z Biełsatem żona zmarłego. Dodała, że jej zdaniem nie chodził na protesty, żył swoim życiem.
-Zwykle mąż wyjeżdża do pracy na kilka dni. Wiedzieliśmy, że go nie będzie. Ale nawet do głowy nam nie przyszło, co może mu się przytrafić. Dopiero co zadzwonili do nas ze szpitala. Nie wiemy, jak i kto go bił. W szpitalu powiedzieli nam, że udało mu się powiedzieć lekarzom, że pobili go milicjanci – powiedziała żona ofiary.
Czyżby reżim Łukaszenki ze strachu zaczął być jeszcze bardziej brutalny?
Źródło: kresy24.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!