Pan Czarnek, minister edukacji w rządzie premiera Morawieckiego, jest co najmniej tak samo znienawidzony przez postępactwo, jak Roman Giertych, który, przed obrzezaniem się na postępowość, był ministrem edukacji w rządzie premiera Kaczyńskiego. Być może nawet pan minister Czarnek jest znienawidzony bardziej, bo próbuje przeprowadzać, a w każdym razie – przynajmniej zapowiada, że przeprowadzi zmiany o charakterze systemowym, podczas gdy minister Giertych działał raczej doraźnie. Trudno się temu specjalnie dziwić, skoro żydokomuna i kręcący się wokół niej mikrocefale, intensywnie pracują nad przeforsowaniem w naszym nieszczęśliwym kraju, podobnie jak w Europie i Ameryce Północnej, rewolucji komunistycznej. Prowadzona jest ona według nowej strategii, w której na plan pierwszy wysuwa się masowe duraczenie, już przynoszące przerażające rezultaty. Mogliśmy zaobserwować je choćby podczas mistrzostw Europy w futbolu, kiedy to zawodnicy niektórych reprezentacji klękali na boisku przed Murzynami, a stadiony udekorowane były kolorami symbolizującymi organizacje polityczne zboczeńców seksualnych. Warto w związku z tym przypomnieć, że wstępnym etapem duraczenia jest zdobycie władzy nad językiem mówionym. Jak pamiętamy, zaczęło sie to niewinnie, kiedy używane od wieków słowo “kalecy”, czy “inwalidzi”, zostało zastąpione dziwolągiem w postaci “niepełnosprawności”. Nikomu nie chciało się o taki drobiazg kruszyć kopii, co zachęciło żydokomunę do kolejnych posunięć i w ten oto sposób doszliśmy do sytuacji, kiedy to pojawia się coraz więcej słów i sformułowań zatwierdzanych do użytku potocznego przez tajemniczy sanhedryn. Większość mądrych, roztropnych i przyzwoitych w istnienie takiego sanhedrynu nie wierzy, podobnie jak w okresie międzywojennym posłusznie nie wierzyli w zbrodnie komunistyczne w Rosji. Widać choćby na tym przykładzie, ile racji miał Franciszek de La Rochefoucauld mówiąc, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego. Problem z mądrymi, roztropnymi i przyzwoitymi polega na tym, że tworzą oni ciemnotę oświeconą, której charakterystyczną cechą jest podporządkowanie rozumowania obłędnym, doktrynerskim założeniom. Wracając tedy do sanhedrynu, to jakże bez jego istnienia wyjaśnić sprawę wprowadzenia w Polsce w roku 1988 moratorium na wykonywanie kary śmierci? Kiedy w roku 1995 Sejm przedłużył je na kolejne 5 lat, napisałem list do ówczesnego ministra sprawiedliwosci, pana Jaskierni, który, nawiasem mówiąc, okazał się tajnym współpracownikiem SB, z prośbą o odpowiedź na pytanie, kto w roku 1988 to moratorium w Polsce wprowadził. W odpowiedzi pan minister Jaskiernia stwierdził, że “nie można ustalić autora tej decyzji”. Cóż to jest, jeśli nie poszlaka, nie tylko wskazująca na sanhedryn, ale również – potwierdzająca spostrzeżenie, że oficjalna i zatwierdzona nieobecność jest tylko wyższą formą obecności? I oto pan minister Czarnek po Marszu Zboczeńców Seksualnych na Warszawę powiedział, że uczestniczyli w nim “zboczeńcy”. Mimo, iż jest to oczywista oczywistość, a słowo od stuleci ma w języku polskim prawo obywatelstwa, to rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego skierował przeciwko niemu oskarżenie do rzecznika dyscyplinarnego uczelni, faryzejsko uzasadniając je “zamysłem Bożym”. Ciekawe, skąd Jego Magnificencja się o tym dowiedział, skoro Bóg wielokrotnie wypowiadał się przeciwko zboczeńcom? Obawiam się, że Pan Bóg mu tego z nieba nie szepnął, a skoro tak, to najwyraźniej rektor KUL słucha nie Pana z Nieba, tylko jakiegoś zupełnie innego, który używa brzęczących argumentów. W ten oto sposób KUL staje w awangardzie komunistycznej rewolucji, a w tej sytuacji nie ma już żadnego powodu, by polscy katolicy tę dywersyjną wobec katolicyzmu instytucję utrzymywali. Niech ją utrzymuje sanhedryn i niech rektorzy KUL do niego zwracają się w suplikach w poniedziałki wielkanocne.
Ale nie była to oczywiście największa zbrodnia, jakiej wobec postępactwa i mikrocefali dopuścił się pan minister Czarnek. Wspomniał był mianowicie, że dziewczęta powinny być i będą kształcone w “cnotach niewieścich” podobnie jak chłopcy – w męskich. Na to stwierdzenie postępactwo zawrzało gniewem, który objawił się również w postaci szyderstw z samego sformułowania: “cnoty niewieście”. Stworzenia płci obojga, a właściwie – należące do którejś z odkrytych dotychczas 77 płci – najwyraźniej musiały o “cnotach niewieścich” usłyszeć po raz pierwszy i to je tak rozśmieszyło. Temu również trudno się dziwić w sytuacji, gdy znakomita większośc, a może nawet wszystkie, cnoty niewieście utraciły nie tylko bardzo dawno, ale w dodatku – w podejrzanych okolicznościach, bardzo możliwe, że również “bez swojej wiedzy i zgody”. Śpiewał o tym jeszcze za komuny pan Jan Kaczmarek w piosence: “Czego się boisz głupia?”: “Ja się mogę wstępnie upić, bo to dobre jest na śmiałość…” – a potem doszły do tego jeszcze dragi, więc trudno wymagać, by taka jedna z drugą odurzona istota zapamiętała tę chwilę. Jeśli ją sobie przypomina, to tylko na okoliczność molestowania, za które można dziś wyciągnąć grubą forsę – a na codzień każdemu, kto próbuje przypominać o istnieniu “cnót niewieścich” każe “wypierdalać” i “jebać” – albo PiS, albo kogoś innego, kto akurat się nawinie. Bo takie przypominanie jest uważane za nietaktowne, zwłaszcza przez “margoty”, które – chociaż uważają się za kobiety – cnót niewieścich nie miały i nie mają, podobnie zresztą, jak cnót męskich – bo niby skąd miałyby je wziąć? Że też pan red. Michnik na starość musiał upodobać sobie akurat w takim towarzystwie! Od walterowców do “margotów”. Co za upadek!
Tymczasem – jak wyjaśniał jeden ze współpracowników pana ministra Czarnka który zdaje się, był autorem sformułowania o “cnotach niewieścich” – tak naprawdę chodzi o zróżnicowanie programów kształcenia dziewcząt i chłopców. Uważam to za krok we właściwym kierunku, a na końcu tej drogi powinna być likwidacja koedukacji w szkołach, najpierw od szczebla gimnazjalnego i licealnego, a potem – być może – również na szczeblu podstawowym. W tej sytuacji nowe i odrębne programy dla szkół męskich i żeńskich stałyby się oczywistą oczywistością, dzięki czemu proces deprawacji młodzieży mógłby zostać powstrzymany, a później – być może – odwrócony. Jestem przekonany, że właśnie obawa przed takim rezultatem budzi nienawiść promotorów komunistycznej rewolucji. Z powodu konieczności utrzymania minimum konspiracyjnego chowają się za koniecznością dotrzymania kroku nieubłaganemu postępowi – ale tak samo robiła żydokomuna z PRL, kiedy stręczyła nam komunizm sowiecki.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!