Wielu współczesnych katolików, często zagubionych i zdezorientowanych, zadaje dzisiaj pytanie “Co mamy czynić?”. Pytanie to stawiali także ludzie dobrej woli, którzy przychodzili do św. Jana Chrzciciela. Warto więc wsłuchać się w to, co im wówczas mówił: “Kto ma dwie suknie, niech [jedną] da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni. Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: Nauczycielu, co mamy czynić? On im odpowiadał: Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono. Pytali go też i żołnierze: A my, co mamy czynić? On im odpowiadał: Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie” (Łk 3, 11-14).
“Program” św. Jana Chrzciciela nie był skomplikowany. Polegał na tym, by dzielić się tym, co się ma, być uczciwym w pracy, nikomu nie robić krzywdy. Warto dodać, że był to program dla ludzi, którzy jeszcze nie poznali Chrystusa i nie przyjęli właściwego chrztu, który czerpie swoją moc z Ofiary Zbawiciela. Zawierał więc minimalne wymagania, które należy spełnić, żeby przygotować się na spotkanie z Bogiem.
Kościół, w okresie Adwentu, celowo daje nam za przewodnika właśnie św. Jana Chrzciciela. Robi to po to abyśmy z naszym pytaniem “Co mamy czynić?” udali się właśnie do niego. My także musimy wpierw zrobić rachunek sumienia i sprawdzić ile w nas miłości i solidarności, uczciwości i sprawiedliwości.
Jest to pierwszy krok. Tego nas uczy “Głos wołającego na pustyni”. To on napomina nas: “Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki” (Por. Mt 3, 3). Zauważmy, że właśnie napomina, a nie prosi i błaga. W tym duchu wyrażona jest także istota jego wezwania: “A gdy widział, że przychodzi do chrztu wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów, mówił im: Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić: Abrahama mamy za ojca, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”.
Zwróćmy uwagę, że św. Jan Chrzciciel, nazywany przez Chrystusa „Eliaszem” i „największym spośród z proroków”, któremu dane było na własne oczy zobaczyć Mesjasza, zapowiadając Jego przyjście mówi o sprawiedliwości, o Bożym gniewie i o sądzie. Nie kreśli obrazu miłosiernego Boga, który zawsze przebacza, nie zauważa “ziaren dobra” w grzesznikach, nie przemawia tonem radosnym, ale ewangelizuje w zupełnie inny sposób. Bóg jest, w jego relacji, tym, który przychodzi z siekierą, by zniszczyć tych, którzy nie wydają owocu. Syn Boży trzyma w ręku wiejadło, a więc narzędzie do oddzielania ziarna od plew, by to, co dobre zachować, a to co złe spalić w wiecznym ogniu. Nie jest to brat i przyjaciel, ale Pan i Król, któremu nawet Jan, “największy spośród urodzonych z niewiasty”, nie jest godny nosić sandałów.
“Chrzest ogniem” nie kojarzy się z wesołym włączeniem do wspólnoty Kościoła, ale z cierpieniem, oczyszczeniem i próbą. Orędzie św. Jana streścić można w jednym zdaniu: “nawróćcie się, albo zginiecie”. Gdybym wypowiedział te słowa i podpisał się pod nimi, nazwano by mnie piewcą “pedagogiki strachu”, “rygorystą”, “okrutnym tradycjonalistą”, “faryzeuszem”. Na szczęście jest to jednak cytat ze św. Jana Chrzciciela, którego, jak powtarzam, daje nam Kościół za przewodnika.
Mamy prostować ścieżki dla Boga. Mamy uporządkować własne życie, by dokonywać prostych wyborów moralnych. Nie chodzi przy tym o to, by nie dostrzegać, że rzeczywistość jest złożona, istnieje wiele okoliczności, życie czasem się gmatwa. Chodzi o to by rozumieć, że w naszym działaniu, rozumnym, świadomym i dobrowolnym istnieje tylko wybór między Bogiem i szatanem, dobrem i złem, zbawieniem i potępieniem. Każdy uczynek przybliża nas bowiem do nieba lub do piekła: “Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście” (Pwt 30, 15). Jak uczy Kościół: wystarczy jeden ciężki grzech, którego nie żałujemy, aby utracić Boga na wieczność.
Jeżeli ktoś sądzi, że Bóg zapomina o najmniejszym grzechu, myli się. Jeżeli ktoś wierzy, że nie będzie musiał zapłacić za jeden, choćby najmniejszy, zły uczynek, myli się. Jeżeli ktoś uważa, że najmniejsza krzywda nie będzie pomszczona, myli się.
Św. Jan wie, co mówi, gdy zapewnia, że siekiera jest już przyłożona do korzenia. Adwent to przygotowanie na spotkanie z nadchodzącym Bogiem, Bogiem “bogatym w miłosierdzie”. Jeżeli jednak nie nawrócimy się i nie wydamy owocu to spotkamy jedynie sprawiedliwego Pana, który wyciągnie konsekwencje i da nam to, na co zasługujemy.
Róbmy więc wszystko, aby nie spotkał nas ten los. Miłosierdzie Boże nie uchyla Jego sprawiedliwości, ale daje siłę, aby przetrwać Jego karzący gniew, który oczyszcza i uświęca. Karzmy się dzisiaj sami poprzez post, czuwania i umartwienia aby On nie musiał już tego robić.
Bóg jest miłością. Bóg jest miłosierdziem. Bóg jest również sprawiedliwością. Jeżeli o tym zapominamy zafałszowujemy obraz Boga, a więc tworzymy sobie bałwana, cielca, który odpowiada naszym wyobrażeniom i oczekiwaniom, ale z rzeczywistością nie ma nic wspólnego.
Oceniajmy więc wszystkie swoje działania przez pryzmat tego, czy są dobre, czy złe, moralne, czy naganne. Nie bądźmy dla siebie zbyt wyrozumiali, aby kiedyś nie okazało się, że przez wiele lat żyliśmy w kłamstwie. Robiąc to oczekujmy jednak od innych tego samego, zwłaszcza od przedstawicieli władz świeckich i kościelnych, od autorytetów, nauczycieli, dziennikarzy, pisarzy itd.
Niech nasz osąd naszego zachowania będzie surowy. Niech surowy będzie jednak również osąd zachowania tych, którzy nami kierują. Podkreślam, chodzi o potępienie złego zachowania, a nie osób. Wszyscy jesteśmy grzeszni, ale wszyscy zostaliśmy jednocześnie wezwani do bycia doskonałymi na wzór Boga. Nie bójmy się nazwać łajdactwa łajdactwem, bo inaczej będziemy wciąż żyć w świecie, w którym każdy kradnie, bo przecież „wszyscy tak robią”.
Zacznijmy więc od postawienia twardo jasnych zasad, którymi powinno być dla nas 10 przykazań. Następnie egzekwujmy je od siebie i innych. Tak, Bądźmy zasadniczy! Tak, bądźmy fundamentalistami! Ani kroku w tył! Żadnych wymówek, logicznych wyjaśnień, „Tak, ale”, „może”, „tak jakby”, „gdyby”.
Proste wybory moralne to odrzucenie zgniłych kompromisów, relatywizmu, niejasności, subtelnego języka pełnego eufemizmów, cenzury i autocenzury, „politycznej mądrości”.
Powtarzajmy sobie codziennie każdego dnia: „Wszelkie zło jest wynikiem mojej pobłażliwości, tchórzliwej tolerancji, obrzydliwej poprawności politycznej”.
Niech krzyczą na nas, niech starają się nam odebrać dobre imię, niech się nawet posuwają do rękoczynów.
Jeżeli św. Jan Chrzciciel ma być naszym patronem nie możemy na to zważać. On zapłacił życiem za swoje przekonania.
Bądźmy dobrymi katolikami i Polakami.
Działajmy bez strachu, ociągania się i ograniczania.
Stawiajmy sobie wielkie zadania i przede wszystkim: nigdy nie ustępujmy. Nigdy.
Michał Krajski
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!