Katarzyna Olszewska na wstępie spotkania, które odbyło się 29 kwietnia w Śląskim Centrum Kultury, a które dotyczyło mojego wyjazdu do Syrii, spytała mnie, czym różni się to, co zobaczyłem tam na miejscu, od tego, co prezentowane jest w mainstreamowych mediach. Od razu sprostowałem, że tu nie chodzi o media mainstreamowe, ale wszelkie, także te, którym do mainstreamu daleko, a nawet o nie bardziej. U nas bowiem wszelki przekaz zdominowany jest przez jałowy spór, komu winniśmy w tym konflikcie kibicować, co tak nawiasem mówiąc ma niewielki wpływ na nasze życie, ale też niewielki ma wpływ na to, co dzieje się w Syrii. Tak bardzo jednak przyzwyczailiśmy się do tego, że istotą przekazu medialnego jest polityczny spór, że także w kwestii tak od nas odległej on to dominuje nad wszystkim innym.
Tak więc większość informacji, które docierają do nas w mediach, to tak naprawdę medialne wrzutki, które mają stanowić argument za tą lub inną tezą – że Baszar al-Assad jest dobry bądź że jest zły. Chodzi wyłącznie o to, by podpowiadać, czy winniśmy kierować się doń z sympatią bądź też wręcz przeciwnie. Często jest to przy tym wypadkową sympatii, czy raczej antypatii do wielkich tego świata, którzy w taki czy inny sposób są w ten konflikt zaangażowani. Jeśli więc ktoś nie lubi Stanów Zjednoczonych, będzie szukał argumentów, dlaczego powinniśmy lubić Baszara al-Assada, ci zaś, którzy z uwielbieniem spoglądają w stronę kraju, którym dziś rządzi Donald Trump, będą wyszukiwać argumentów przeciwnych.
Co więc zobaczyłem, będąc w Syrii, a co w mediach niemal nie istnieje? Otóż aspekt ludzki tej straszliwej wojny. Będąc tam, mogłem zobaczyć wojnę oraz jej skutki z bliska – zrujnowane miasta i starte z powierzchni ziemi wioski. Mogłem przyjrzeć się ludziom, którym przyszło żyć w ekstremalnych warunkach, którzy stracili na wojnie swych bliskich i którzy jakoś muszą sobie w tej sytuacji radzić. Mogłem poznać ich codzienne problemy. Zobaczyłem zdolność do przystosowania się do życia w najcięższych nawet warunkach. Patrzyłem na ludzi, którzy starali się remontować swe zrujnowane domostwa, jak przygotowywali posiłki, nie mając ani prądu, ani gazu, gdzie nawet zdobycie wody było ogromnym problemem. Widziałem ludzi tak bardzo doświadczonych przez los, którzy – żyjąc wśród ruin i nierzadko straciwszy swych bliskich – potrafią cieszyć się, śmiać, bawić, tańczyć…
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie bawiące się wśród ruin dzieci, których była tam ogromna ilość. Trudno zapomnieć moment, gdy wszedłem do znajdującego się w totalnie zrujnowanej wschodniej części Aleppo przedszkola, a tam – dzieci rozbawione, śpiewające, klaszczące…
Zobaczyłem pełne kościoły i ludzi głęboko przeżywających swą wiarę w kraju ogarniętych wojną religijną, gdzie chrześcijanie są mordowani za to tylko, że nie chcą się jej wyrzec. Byłem zaskoczony, że w kraju tym jest tak wiele kościołów i że podczas nabożeństw wszystkie one wypełnione są ogromną ilością wiernych. Miałem możność uczestniczyć w odprawianym przez biskupa nabożeństwie wielkopiątkowym w katedrze w Aleppo, podziurawionej przez pociski artyleryjskie i nie mającej dachu, bo został on zniesiony salwą gradów. Sceneria po prostu niesamowita. Kilkaset metrów dalej jest kolejny kościół. Tam z kolei uczestniczyłem w drodze krzyżowej – i też kościół był wypełniony po brzegi, podobnie jak kościoły w Damaszku, gdzie również miałem możność uczestniczyć w przepięknych uroczystościach.
Zapraszamy do oglądania filmów z wyprawy na naszym kanale i subskrybowania nas na Youtube:
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!