Fragment podręcznika profesora Wojciecha Roszkowskiego poświęcony zmianom w społecznym podejściu do seksualności wywołał prawdziwą wściekłość lewicowych środowisk. Choć w tekście nie pojawia się ani razu pojęcie „in vitro” „postępowcy” podnieśli larum, że praca uczonego określa ten proces mianem „produkcji ludzi”. Dlaczego namysł nad moralnym aspektem „zapłodnienia pozaustrojowego” miałby być tematem tabu? – pytał na łamach tygodnika TVP Filip Memches.
Jak wskazał publicysta ,już teraz „technicyzacja prokreacji” stanowi niebezpieczne narzędzie, pozwalając na proces „surogacji”, w którym matka dziecka oddaje je po urodzeniu parom niezdolnym do zrodzenia potomstwa- dotyczy to także związków homoseksualnych. „Czy (…) nie mamy tu do czynienia z dylematami moralnymi? Czy dziecko, które rodzi surogatka dla pary homoseksualistów, jest owocem miłości czy właśnie, niestety, to słowo ciśnie się na usta produktem czyichś kaprysów?”, pytał publicysta w Tygodniku.
Jak podkreślał Memches, w rzeczywistości orędownicy „rewolucji seksualnej” przeciwstawiają się jakiemukolwiek chłodnemu namysłowi etycznemu nad kwestiami dotyczącymi czy to współżycia, czy zakładania rodziny. Są to bowiem ludzie znajdujący się w stanie, jak to ujął autor, „moralnej narkozy”, chcący żyć w zgodzie z własnymi pożądliwościami bez względu na konsekwencje. Upomnienia są im zatem zupełnie nie w smak.
Według dziennikarza prof. Roszkowski, wbrew narracji lewicowców, nie jest konserwatystą nienadążającym za postępem, a człowiekiem zadającym kluczowe pytania etyczne. Oderwanie prokreacji od naturalnego współżycia małżonków, jak i wszystkie nowe modele życia rodzinnego, niosą ze sobą bowiem potencjalne zagrożenia. Szczególna więź emocjonalna między dzieckiem a biologicznym rodzicem jest przecież niepodważalna, a konsekwencje jej braku wysoce prawdopodobne.
„Warto zwrócić uwagę na przypadki ludzi, którzy nie znając swoich biologicznych rodziców, będąc już osobami dorosłymi podejmują się ich poszukiwania. Tym samym zaprzeczają oni temu, że kwestie genealogiczne można bagatelizować” – podsumował Filip Memches.
„Wraz z postępem medycznym i ofensywą ideologii gender wiek XXI przyniósł dalszy rozkład instytucji rodziny. Lansowany obecnie inkluzywny model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi, czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli” – mówi fragment podręcznika do Historii i Teraźniejszości, który tak rozgrzał nastroje opinii publicznej, po tym jak w jednym ze swoich przemówień Donald Tusk przekonywał, że jego główną treścią jest chęć napiętnowania dzieci poczętych pozaustrojowo.
Źródło: tygodnik.tvp.pl, pch24.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!