Felietony

Czytajcie Rodziewiczównę!

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Drodzy Państwo! Zaskoczcie mnie proszę i przyznajcie, że czytacie Rodziewiczównę! Bo jeżeli już tylko żyjecie polityką, sportem, Facebookiem, Instagramem, telefonem, sushi i „coś tam vege”, a zatraciliście wrażliwość na literaturę zwaną niegdyś piękno, to pozostaje mi tylko wylewać łzy ponad stan wody w Wiśle. Gdy w 1939 roku pisarka opuszczała rodzinny majątek Hruszowa, cudem uniknęła śmierci – uratowana przez miejscowych ludzi, wdzięcznych za pomoc, którą im przez lata okazywała. A kto kogo teraz ratuje -sąsiad nie wie, kto mieszka za ścianą, ile tam samotności przelewa się w ciągu dnia i kogo trzeba ratować?!

Prawie 80-letnia pisarka znalazła się w 1940 roku w niemieckim obozie przejściowym i tam skrajnie wycieńczona oraz chora była przekonana, że są to jej ostatnie chwile. Jej całe wszak życie było silnie naznaczone śmiercią. Tak, jak współcześnie wielu z nas, ale w zupełnie innym wymiarze – jedni umierają z nudów, drudzy od nadmiaru informacji. Ci i ci boją się rozmawiać o prawdziwej śmierci i prawdziwym cierpieniu.

Rodziewiczówna była przekonana od samego początku, że Niemcy przegrają wojnę i że nie unikną kary za obozy koncentracyjne oraz wszystkie inne przejawy zła wyrządzonego ludzkości. Kary za masowe egzekucje i łapanki. Za tortury i eksterminację polskiej inteligencji. Za przesiedlenia i grabież mienia. Szkoda tylko, że ta wizyjna szala nie dotyczyła w równym stopniu sowietów. Niemcy i sowieci okazali się przerażająco skuteczni – wymordowali polską inteligencję oraz zamęczyli tych, co przetrwali. Skutek? Od I Kongresu Ruchu Narodowego upłynęło już tyle lat -i jaki jest bilans. Ani jednej narodowej szkoły, ani jednego przedszkola o profilu „wychowanie ku wartościom narodowym”, narodowcy prześladowani w miejscu pracy – jak się okazuje muszą liczyć tylko sami na siebie. Przestali doceniać jeszcze żywych i jeszcze sprawnych intelektualnie nestorów 60-70 latków tak, jakby już byli kompletnie stetryczali, a nie – w służbie młodym. Jestem rozczarowana – na szczęście jest jeszcze elita w gronie narodowych pań oraz dziewcząt.

Rodziewiczówna błogosławiła znakiem krzyża, i polecała żarliwej modlitwie powstańców płonącej Warszawy, ale sama już nie wytrzymała trudu walki o przetrwanie w umierającym mieście. Przerażała ją ciągła zmiana miejsca, ruiny domów jak żywe rany. Schrony, które nie dawały prawdziwego schronienia. Przerażała ją własna starość w konfrontacji z postawą powstańców. Znacznie bardziej niż śmierć. Cóż znaczy bowiem umierać w łóżku ze starości z rozpaczy i osamotnienia, gdy inny młodzi, piękni, gniewni życie oddają za Ojczyznę z własnej woli? Kto pamięta o jej grobie? Kto zatrzyma się choć przez chwilę na modlitwie i ze skromnym kwiatem w dłoni? A kto sięgnie jednak – zawstydzony – po „Dewajtis” oraz „Wrzos”?

Marta Cywińska

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!