“Niech będzie pochwalony Skoczek Polski, niech nad nim niebiosa czuwają przed igrzyskami, na igrzyskach i po igrzyskach. To za jego sprawą nieco mniej ostatnio rozpaczam nad tym, że urodziłem się Polakiem; to dzięki jego formie nieco łagodnieją objawy mojego zatrucia narodem polskim (małymi literami myślanym jako wielomilionową grupą rekonstrukcyjną, co to się akurat wzięła za „obchody” Marca ’68” – pisze Wojciech Kuczok.
Dalej dziennikarz twierdzi: “(…) nie po raz pierwszy wyraziłem z laickiego punktu widzenia swój sceptycyzm wobec manifestowania wiary przez sportowców w trakcie zawodów (…) Wolność słowa pojmuję także jako prawo do spoglądania ukosem na to, co święte, przeto czułem się prawie nieledwie zakpić z tak demonstrowanej bogobojności”.
Wojciech Kuczok żali się, że po słynnym już felietonie, zalała go na Facebook’u “fala katolickiego miłosierdzia”.
“(…) aż musiałem się stać seryjnym banercą – bo jak mi kto robi kupę na parkiet, o ile nie jest niemowlęciem lub pieskiem, wyrzucam za drzwi. W kałuży przaśnego hejtu przeważały bluzgi, których nie powstydziłby się Klaus Kinsky grający w swoim słynnym monodramie Jezusa wkur…ego (…) Przypomniało mi się, że języczkiem u wagi, który przed laty spowodował moje odejście od religii, był nieuleczalny brak dystansu i poczucia humoru wiernych. Jeśli bóg katolików jest tak drętwy jak jego wyznawcy, to może lepiej, żeby nie istniał” – pisze dziennikarz “Gazety Wyborczej”.
Źródło: dorzeczy.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!