Gladiator 2, czy warto?
Kultura

Gladiator 2 – czy warto więc ten film obejrzeć?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Gladiator 2 – czy warto więc ten film obejrzeć?

86-letni Ridley Scott nie ma ostatnio dobrej passy. Twórca takich kultowych dzieł, które zapisały się w historii kina jak Obcy, Łowca Androidów, czy pierwszy Gladiator właśnie – mimo niesamowitej jak na swój wiek werwy i płodności twórczej, mimo niewątpliwych zdolności do kręcenia pełnych rozmachu inscenizacji bitew, pojedynków czy wizualizacji obcych planet – tworzył w ostatnich latach filmy w najlepszym wypadku niezłe (Ostatni pojedynek), w najgorszym – tragiczne (Napoleon).

Po własnoręcznym zniszczeniu spuścizny jednej ze swoich klasycznych serii o Obcym – zabrał się za najbardziej niepotrzebną kontynuację jednego z najlepszych filmów w swoim dorobku (a w mojej skromnej ocenie najlepszego) – Gladiatora. Czy mogło wyjść z tego cokolwiek dobrego? Plany stworzenia kontynuacji Gladiatora zaczęły kiełkować 20 lat temu tuż po premierze części pierwszej, która okazała się zarówno artystycznym jak i kasowym sukcesem. Tylko jak kontynuować film, który opowiada pełną, zamkniętą od A do Z historię której bohater w finale traci życie?

Pomysłów było wiele. W jednej z wersji scenariusza (napisanej przez Nicka Cave-a) Maximus Decimus Meridius wskrzeszony przez panteon bóstw rzymskich, wrócić miał na ten padół łez jako nieśmiertelny wojownik, by walczyć z siłami zła (czymkolwiek w wizji autora miałyby nie być) na przestrzeni dziejów – od starożytnego Rzymu po wojnę w Wietnamie. Scenariusz ten nie przetrwał próby czasu (jako że odtwórcy głównej roli Russelowi Crowe – przybyło nie tylko lat ale i kilogramów), a autor najnowszego scenariusza (David Scarpa, scenarzysta niesławnego “Napoleona”) postanowił sprofanować kultowego bohatera w inny sposób. Otóż po dwóch dekadach od premiery części pierwszej – okazuje się że szlachetny Maximus (nie reprezentujący rzecz jasna stricte katolickich wartości, ale przyznacie Państwo że jak na standardy dzisiejszego kina była to postać wręcz krystaliczna) , mimo że miłość do zamordowanej żony i syna była dla niego głównym motorem napędowym pierwszego filmu – zdradzał na boku swą ukochaną z córką cesarza Marka Aureliusza – Lucyllą. Owocem tej zdrady jest Luciusz (w tej roli Paul Mescal), ukrywający się w Nubii pod przybranym imieniem Hanno, i to on – jest głównym bohaterem kontynuacji.

Historia drugiej części kopiuje wszystkie najważniejsze wątki oryginału, lekko je tylko modyfikując. Hanno jako nubijski żołnierz traci swoją żonę w czasie wojny z Rzymem, trafia do niewoli – by losem swojego niewiernego ojca zostać pałającym rządzą zemsty (wobec generała wojsk Rzymskich Accaciusa, w którego wciela się Pedro Pascal) gladiatorem, niepokonanym mistrzem areny i wybawcą ludu wiecznego miasta i nie mniej wiecznych wsi. Znienawidzony przez głównego bohatera Accacius okazuje się jednak szybko poczciwcem, pragnącym obalić tyranię dwóch bliźniaczych cesarzy – Gety i Karakali, a w dodatku nowym mężem matki Luciusza i najciekawszym bohaterem filmu, a głównym antagonistą z niewiadomych przyczyn zostaje – prezentowany wcześniej jako postać pozytywna Makrynus (w tej roli Denzel Washington) – były gladiator, dziś właściciel i trener gladiatorów który daje naszemu bohaterowi szansę na dokonanie krwawej zemsty. Zagmatwane? Tak, pierwsza część była prostą, ale jakże efektowną i pełną treści historią o honorze, poczuciu obowiązku wobec ojczyzny, miłości i zemście. Druga część zasypuje nas dziwnymi zwrotami akcji, postaciami o niejasnych intencjach czy ambicjach i wątkami ocierającymi się o dramaty obyczajowe przypominające “Trudne Sprawy”.

W przeciwieństwie do oryginału scenariusz aż roi się od głupotek, dziwactw i totalnych bzdur. Wspomniany wcześniej Makrynus – kreowany przez wiekszość filmu na postać pozytywną (będącą czarnoskórą kopią Proximusa z pierwszej części), w trzecim akcie zmienia się w Jokera, czy innego anarchistę z Antify – który bez wyraźnego powodu postanawia podpalić Rzym i uciec w Bieszczady, napawając się zapachem Napalmu o poranku (nie do końca tak to wygląda, ale nie chcę zdradzać jak cała sprawa się kończy tym z Państwa którzy mają zamiar ów film obejrzeć).

Główny bohater jest mniej charyzmatyczną kopią swojego niewiernego Ojca, i zachowuje się w sposób nieco tylko mniej dziwaczny i niejasny dla widza niż antagonista filmu. Wszyscy bohaterowie przechodzą niczym nieumotywowane przemiany na pstryknięcie palca – w zależności od tego w którą stronę scenarzysta zechciał poprowadzić dany wątek – a jedyną autentycznie interesującą postacią jest ów generał legionów Rzymskich Accacius, którego w filmie niestety jest bardzo mało.

Kolejną wadą opowiadanej tu historii jest zbyt częste i łopatologiczne nawiązywanie do oryginału i ciągłe mruganie okiem do fanów, przypominające “fan servis” stosowany powszechnie w filmach około superbohaterskich czy gwiezdno-wojennych, przez co film nie do końca stoi na własnych nogach – ciągle próbuje podpierać się kultowym oryginałem.

Znęcam się, a wierzcie mi Państwo że wymieniłem tylko skromną część z nagromadzonych w scenariuszu głupotek, nie chcąc zdradzać zbyt wiele z fabuły – czy zatem jest aż tak fatalnie? Cóż, nie do końca, bo wbrew pozorom – bawiłem się na filmie całkiem nieźle. Mimo że scenariusz filmu jest dziwaczny i absurdalny – cała reszta stoi na wysokim poziomie. Bitwy i walki są krwawe i efektowne (Ridley Scott słynął zawsze z mistrzostwa jakie osiągnął w prezentowaniu około historycznych spektakli, i mimo zaawansowanego wieku nie stracił nic ze swojego reżyserskiego kunsztu), rozmach prezentowanych wydarzeń to pierwsza liga wysokobudżetowego hollywood, film ma dobre tempo, nie nudzi, a akcja leci na łeb na szyję tak szybko, że nawet nie daje nam czasu by porządnie zauważyć i przetrawić wyżej wymienionych wad i dziur fabularnych. Niektóre z sekwencji akcji potrafią zachwycić (jeśli ograniczy się w czasie oglądania myślenie i nie oczekuje logiki) – a pierwsza sekwencja bitwy daje porządnego kopa adrenaliny. Zdjęcia i udźwiekowienie stoją na wysokim poziomie, podobnie jak aktorstwo (szczególnie bryluje tutaj Denzel Washington kradnąc każdą scenę w której się pojawia).

Film nie katuje nas również modnymi w dzisiejszych czasach w kinie wątkami tęczowymi, czy lubieżnymi scenami (całkowicie jest ich pozbawiony) – co należy zaliczyć na plus produkcji. Gladiator 2, to film wielu wad i wielu zalet, zdecydowanie gorszy od części pierwszej, ale też nieporównywalnie lepszy od obraźliwie wręcz słabego “Napoleona”. To wyjątkowo nieprzeciętny przeciętniak (bo mało tu aspektów wykonanych średnio, ale bardzo dużo zarówno tych dobrych jak i słabych) przez co bardzo trudno wystawić mu ocenę numeryczną. Czy warto więc ten film obejrzeć? Cóż – to zależy od podejścia. Jeśli oczekują państwo interesującej historii z morałem, przesłaniem i charakternymi postaciami niczym w części pierwszej – zdecydowanie nie. To nie ten adres, wyjdziecie z kina zażenowani. Jeśli chcecie natomiast obejrzeć przyjemny i efekciarski (acz ogłupiający) akcyjniak z historią w tle, nie oczekując intelektualnych uniesień – to jak najbardziej można się na tym filmie dobrze bawić, i w tej perspektywie bilet do kina wart jest swojej ceny.

Arkadiusz Olszewski

Polecamy również: PILNE! Grzegorz Braun wyrzucony z Konfederacji

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!