„Wielkie święto dziś u Gucia. Gucio gumę ma do żucia” – głosił popularny za pierwszej komuny wierszyk, ilustrując w ten dyskretny sposób niedostatki na odcinku zaopatrzenia rynku w gumę do żucia. Dzisiaj czasy są inne, więc i na rynku sytuacja też jest inna – również, a może nawet specjalnie na odcinku zaopatrzenia w gumę do żucia. Oto do stolicy naszego nieszczęśliwego kraju zjeżdża z gospodarską wizytą Nasza Złota Pani – podobnie jak za pierwszej komuny czynił to Leonid Breżniew. Dzisiaj bowiem Związek Radziecki – a nawet nie tylko on – zmienił położenie, bo o ile w XVIII wieku Katarzyna rezydowała w Sankt Petersburgu, a Fryderyk II – w Poczdamie koło Berlina, to teraz odwrotnie; Fryderyk urzęduje w Moskwie, a w Berlinie – Katarzyna – w ramach reinkarnacji wcielona w Naszą Złotą Panią.
Ostatni raz Nasza Złota Pani odwiedziła stolicę naszego nieszczęśliwego kraju 7 lutego ubiegłego roku – po nieudanym puczu zwanym potocznie „ciamajdanem”. Jak pamiętamy, 16 grudnia 2016 roku grupa opozycyjnych parlamentarzystów podjęła próbę zablokowania ustawy budżetowej – bo nie uchwalenie jej w przepisanym terminie rodzi skutki prawne w postaci możliwości rozwiązania Sejmu i rozpisania nowych wyborów. Warto w związku z tym przypomnieć, że już w styczniu 2016 roku, kiedy rząd pani Beaty Szydło jeszcze nic nie zdążył zrobić, kierowana przez dwóch owczarków niemieckich: Jana Klaudiusza Junckera i Franciszka Timmermansa Komisja Europejska wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę sprawdzania stanu demokracji i praworządności. Ta procedura w lipcu 2016 roku doznała eskalacji w postaci „zaleceń” dla rządu polskiego, który miał wykonać je do 27 października. Rząd nawet na nie nie odpowiedział, a tylko pani Szydło oświadczyła, że te całe „zalecenia” mają charakter ideologiczny i polityczny, a nie merytoryczny. Ale 27 października minął i nic się nie działo, co stwarzało wrażenie, że Polska może zlekceważyć niemieckie ultimatum i nie odebrać kary. Nooo, aż tak dobrze, to jeszcze nie jest i 16 grudnia 2016 roku wspomniana grupa parlamentarzystów podjęła próbę zablokowania ustawy budżetowej. Chodziło o to, by w sytuacji, gdy prezydent Duda nie ośmieli się skorzystać z tego pretekstu by rozwiązać Sejm, oskarżyć go o łamanie konstytucji. Idąc za ciosem, wspomniani posłowie obwołaliby się alternatywnym, a właściwie nie „alternatywnym”, a jedynym demokratycznym ośrodkiem władzy. Żeby stworzyć lepsze wrażenie, wokół Sejmu zaczęły gromadzić się zwożone z całego kraju grupy folksdojczów, którzy na widok Najstarszego Kiejkuta III Rzeczypospolitej, czyli pana generała Marka Dukaczewskiego w cywilnym przebraniu, już nie wiedzieli jak zademonstrować gorliwość. Rzucali się pod samochody i tak dalej. Miało to przedstawiać obraz „zagniewanego ludu”, który pan generał Dukaczewski musiał zapamiętać ze szkoleń w rozmaitych sowieckich politgramotach. Dodatkowo, tego samego dnia zjechał do Wrocławia Donald Tusk, by – jeśli operacja rozwinie się pomyślnie – z terytorium Polski ogłosić się tymczasowym demokratycznym prezydentem. W takiej sytuacji bardzo wiele zależy od międzynarodowego uznania – i o tym też pomyślano, wyznaczając na 21 grudnia specjalne posiedzenie Komisji Europejskiej poświęcone Polsce. Gdyby tedy doszło do zaplanowanego politycznego przesilenia, to Komisja Europejska powitałaby je z radością, że to niby w Warszawie znowu zatriumfowała demokracja. Tymczasem tak naprawdę chodziło o to, by na pozycji lidera politycznej sceny naszego bantustanu ponownie osadzić polityczną ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego z panem Grzegorzem Schetino na czele. Niemcy bowiem nie pogodziły się z osadzeniem na pozycji lidera ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego i stąd te podchody. Data puczu nie została wybrana przypadkowo; tego roku z USA odbyły się wybory prezydenckie, które wygrał Donald Trump – ale polityczna wojna wcale tam nie ustała, przeciwnie – rozwijała się w najlepsze. Najwyraźniej tedy w Berlinie musiano dojść do wniosku, że trzeba stworzyć w Polsce fakty dokonane, z którymi Donald Trump obejmujący urząd prezydenta będzie musiał się pogodzić. Ale 15 grudnia 2016 roku do Warszawy przyleciał na kilka godzin Rudolf Giuliani, prawa ręka Donalda Trumpa i odbył rozmowę z Naczelnikiem Państwa Jarosławem Kaczyńskim. Po tej rozmowie prezes Kaczyński wyprowadził grupę posłów z zablokowanej sali plenarnej do Sali Kolumnowej Sejmu, gdzie ustawa budżetowa została uchwalona. Główny punkt programu spalił w ten sposób na panewce, toteż już po dwóch dniach niemiecki dziennik „Die Welt” zatrąbił do odwrotu: cóż, nie udało się, więc na jakiś czas trzeba będzie pogodzić się z istnieniem reżymu Kaczyńskiego w Warszawie. I tylko blokującym salę plenarną przedstawicielom nieprzejednanej opozycji nikt nie powiedział, że już po wszystkim, toteż siedzieli oni tam, wyśpiewując jakieś kantyczki, aż ktoś się nad nimi zlitował i kazał pójść do domu.
Skoro tedy na jakiś czas trzeba było pogodzić się z istnieniem Kaczyńskiego reżymu w Warszawie, to Nasza Złota Pani zapowiedziała gospodarską wizytę właśnie na 7 lutego 2017 roku. Nie była to podróż do Canossy, bo na dwa dni przed przyjazdem Nasza Złota Pani pokazała tęgi kij w postaci deklaracji, że bardzo się jej podoba koncepcja Europy dwóch prędkości. W przełożeniu na język ludzki oznacza ona, że decyzje byłyby podejmowane w dobranym gronie „Festung Europa”, a następnie przekazywane do wykonania peryferiom. Deklaracja ta była dla naszych Umiłowanych Przywódców sporym zaskoczeniem i pani Beata Szydło po pierwszej rozmowie z Naszą Złotą Panią oświadczyła, że jest to koncepcja „interesująca”, ale już w dwie godziny później ktoś ją naprostował i po drugiej rozmowie oświadczyła, że koncepcja ta jest „nie do przyjęcia”.
Po tej gospodarskiej wizycie Nasza Złota Pani nakazała inne rozłożenie akcentów w rozgrywce z Naszymi Umiłowanymi Przywódcami („Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka. To raczej wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse” – śpiewał Jacek Kaczmarski o raporcie Ottona Magnusa von Stackelberga do Katarzyny) i już w początkach marca wszystkie organizacje broniące praw człowieka na świecie wystosowały do Komisji Europejskiej apel, by ta zrobiła z Polską porządek, bo poziom ochrony praw człowieka urąga tu podstawowym standardom. Oznaczało to, że na pierwszą linie frontu w walce o odzyskanie przez Niemcy wpływów politycznych w Polsce, w miejsce dotychczasowych liderów walki o demokrację w postaci pana Mateusza Kijowskiego, wysunięci zostali niezawiśli sędziowie z panią Małgorzatą Gersdorf na czele. Ta taktyka doprowadziła do przełamania frontu odmowy i w lipcu 2017 roku prezydent Andrzej Duda, po 45-minutowej rozmowie z Naszą Złotą Panią, zawetował ustawy sądowe, wyłamując się w ten sposób z obozu PiS-owskiego. Osłabiło to niezmiernie Naczelnika Państwa, który zaczął cofać się na całej linii, czego wyrazem była „głęboka rekonstrukcja rządu”, w następstwie której premierem został pan Mateusz Morawiecki, w poprzednim wcieleniu sympatyk obozu zdrady i zaprzaństwa, a ministrem spraw zagranicznych – pan Jacek Czaputowicz, zainstalowany w MSZ jeszcze przez „Drogiego Bronisława”, czyli prof. Geremka. Otrzymali oni od Naczelnika Państwa zadanie „ocieplenia stosunków z UE”, a jak wiadomo, dokonać tego można tylko w jeden sposób: słuchając się Naszej Złotej Pani. Toteż Polska się słucha, czego ilustracją jest podpisanie 2 maja deklaracji z Marrakeszu, którą Węgry, odmawiając podpisania, określiły jako „skrajnie proimigrancką”. Nie osłabiło to bynajmniej niemieckiej presji na nasz nieszczęśliwy kraj, a jej wyrazem jest polecenie przywrócenia do pracy przesuniętych w stan spoczynku sędziów Sądu Najwyższego, wydane przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu. Ci sędziowie wrócili do SN, a o ich moralnym poziomie świadczy odmowa zwrócenia sutych odpraw, jakie dostali od państwa w związku z przeniesieniem w stan spoczynku.
Wprawdzie pozycja Naszej Złotej Pani w Niemczech została ostatnio zachwiana, ale właśnie dlatego będzie ona próbowała poprawić swoje notowania jako kanclerza, narzucając naszym Umiłowanym Przywódcom rozmaite polecenia Polskę dyscyplinujące, zgadzając się przy tym na osłanianie tego posłuszeństwa tromtadracką retoryką, z czego pan premier Morawiecki i medialni klakierzy rządu skwapliwie korzystają. Toteż niezależnie od tego, co nam Nasza Złota Pani surowo przykaże, jej wizyta w Warszawie zostanie otrąbiona jako jeszcze jeden wielki sukces.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!