18 grudnia 1940 roku gestapo przeprowadziło zmasowane aresztowania. W ciągu jednego dnia aresztowano 456 osób – to był potężny cios w struktury Okręgu Śląskiego ZWZ.
A wszystko to miało swój początek w wydarzeniach, do których doszło w willi „Lusia” w Wiśle – Jaworniku, kiedy to zginął pierwszy komendant Okręgu Śląskiego ZWZ Józef Korol, a w ręce Niemców wpadła ogromna ilość dokumentów organizacyjnych. Pisaliśmy o tym tutaj:
Nowym komendantem Okręgu Śląskiego ZWZ (PSZ) został inż. Paweł Szmechta, który to jest postacią niezwykle tajemniczą. Niewiele na jego temat wiadomo. Urodził się 16 lutego 1900 w Nowej Wsi Królewskiej pod Opolem (dziś dzielnica Opola). W okresie międzywojennym pracował w firmie budowlanej w Katowicach, a równocześnie miał kierować terytorialną śląską siatką wywiadu pomocniczego. Według Ryszarda Hajduka, w III Powstaniu Śląskim miał on być oficerem w dywersyjnej grupie „Wawelberga”, nie udało mi się jednak natrafić na potwierdzenie tego faktu, a biorąc pod uwagę jego wiek, wręcz uznać należy za mało prawdopodobne, by już wtedy miał on stopień oficerski. Dodajmy, że w wielu publikacjach (także u Hajduka i u Niekrasza) widnieje on jako Józef Szmechta, natomiast w niemieckich aktach sądowych, w tym również w wyroku skazującym go na karę śmierci, figuruje on jako Paul Schmechta (geborem am 16. Februar 1900 in Bolko bei Oppeln). Z kolei wdowa po nim, zeznając przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach wyraźnie powiedziała, że była żoną Pawła Szmechty.
Obowiązki szefa sztabu pełnił odtąd ppor. Karol Kornas z Piotrowic, dotychczas stojący na czele Oddziału II Komendy Okręgu, którą to funkcję zresztą zachował. Urodził się on 16 października 1913 roku. Jak zeznała w OKBZH w Katowicach w dniu 14 marca 1974 roku jego żona Aleksandra, w roku 1934 ukończył on gimnazjum im. Mikołaja Kopernika w Katowicach, po czym odbył służbę wojskową, uzyskując stopień kaprala podchorążego. Przede wszystkim jednak znany był on przed wojną ze swego zaangażowania w działalność w ZHP. W 1936 roku uzyskał stopień harcerza Orlego. Jego żona podkreśla, iż przeszedł on wszystkie szczeble kariery harcerskiej – poprzez zastępowego, przybocznego drużynowego, a w końcu drużynowego drużyny harcerskiej im. Karola Miarki w Piotrowicach. Ciągle uśmiechnięty ciemny szatyn, średniego wzrostu „działał na młodzież jak magnes” – jak napisał o nim Franciszek Stryj. W sierpniu 1939 roku został zmobilizowany i wziął udział w kampanii wrześniowej.
Śmierć Józefa Korola nie zatrzymała rozbudowy struktur konspiracyjnych na Śląsku. W Meldunku sytuacyjnym z 21 listopada 1940 roku gen. Rowecki w taki oto sposób scharakteryzował gen. Sosnkowskiemu dorobek organizacyjny Okręgu Śląskiego ZWZ:
„Stan liczbowy oddziałów: 167 plut[onów], 105 of. sł[użby] czynnej, 7.497 szer. sł[użby] czynnej, 7 of. w st. rez[erwy] włas[nej], 5.930 szer. rez[erwy] włas[nej], 10 of. w st[anie] rez[erwy], 3 in. org[anizacji], 6.300 szer. rez[erwy] in. org[anizacji]; stan nie wystarczający do spełnienia zadań, zwłaszcza brak dowódców. Uzbrojenia brak. Wyszkolenie tylko przedwojenne. Bezpieczeństwo pracy małe z powodu dużej ilości Volksdeutschów. Zakonspirowanie dobre. Praca lepsza niżby się można spodziewać ze względu na niezwykle trudne warunki.
Inteligencja wywieziona, nieustanny terror [wobec] wszystkich objawów polskości. Pomimo tego Polacy trzymają się dobrze i organizacja ma równie silne oparcie w masach jak w innych okręgach. Niezwykle trudne warunki legalizacji oficerów i podoficerów zawodowych – stąd ich brak. Podstawą roboty jest tu element robotniczy. Odznacza się on dużą odwagą i ofiarnością. Większość działaczy niepodległościowych na tym terenie ukrywa się pod maską Volksdeutschów. – Metody pracy mają charakter wallenrodyzmu. Wszystkie ugrupowania polityczne na terenie rozbite, wszystkie organizacje niepodległościowe współpracują z nami.”
Ale oto 17 listopada 1940 roku aresztowany został przez Niemców Karol Kornas, szef Oddziału II (wywiad i kontrwywiad) Komendy Okręgu Śląskiego, pełniący równocześnie funkcję szefa sztabu Okręgu. Czy do jego wpadki przyczyniła się łączniczka, Helena Mathea ps. „Jula”, zwana Matejanką, która do historii przeszła jako „Krwawa Julka”? Nie ma na to bezpośrednich dowodów, ale wiele wskazuje na to, że już wówczas była agentką gestapo. Następnego dnia, mianowicie 18 listopada, aresztowany został zastępca komendanta Inspektoratu Katowice, Jan Skolik ps. „Brzeziński”, a dzień później – Michał i Benedykt Rymerowie, którzy kierowali skrzynką kontaktową Komendy Okręgu. Oddajmy w tym miejscu głos Niekraszowi:
„Kornas po kampanii wrześniowej powrócił do Piotrowic, gdzie zamieszkiwał przed wojną. Ukrywał się, najczęściej korzystał z bezpiecznej meliny w Sosnowcu, jakiej użyczyła mu jego ciotka. W wymienionym dniu, po przyjeździe w godzinach rannych do Katowic z Sosnowca, został aresztowany na dworcu. Gestapo miało metodę szybkiego działania i można przypuszczać, że niezwłocznie po aresztowaniu poddany on został wyrafinowanym torturom, mającym zmusić go do podania miejsca ukrywania się poszukiwanych członków ZWZ, między innymi braci Rymerów. Kornas, chyba w przekonaniu, że bracia już zlikwidowali swą starą melinę w Dziedzicach (w domu Młostków) i zbiegli z tej miejscowości, wskazał ich adres. Tymczasem Rymerowie nadal przebywali w Dziedzicach. Doprowadziło to do ich ujęcia w dniu 19 listopada wieczorem.”
Przebieg aresztowania Rymerów asystent kryminalny gestapo, Marohl, który kierował akcją ich aresztowania, opisał w swym raporcie następująco:
„W czasie przesłuchania podał Karol Kornas, że w Dziedzicach jest punkt kontaktowy organizacji, gdzie z pewnością dyżuruje łącznik. Położenie wskazanego domu zostało dokładnie określone. Po przyjeździe do Dziedzic stwierdzono, że chodzi o budynek położony przy ul. Zipfera 7. Po kilkakrotnym zapukaniu drzwi zostały otworzone. W pokoju byli dwaj mężczyźni, których ujęto pod lufami pistoletów. Na zapytanie, jeden z nich przedstawił się jako Urbańczyk z Bielska (w rzeczywistości Benedykt Rymer). Różne dokumenty organizacyjne zostały zabezpieczone.
W czasie odprowadzania więźniów próbował Michał Rymer (godz. 19 – ciemno) ucieczki. Niżej podpisany użył służbowego pistoletu i strzelał za uciekinierem. Dwa strzały trafiły oskarżonego. Upadł. Później stwierdzono, że miał przestrzeloną lewą łydkę, a jedna kula utkwiła w kolanie. Oskarżonego zawieziono do szpitala.”
Szczegółowy opis aresztowania Michała i Benedykta Rymerów zamieściła w swym, cytowanym już, piśmie do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach z dnia 7 maja 1970 roku ich siostra Salomea Grzbiel, z d. Rymer:
„Benek został skuty kajdankami z jednym z gestapowców, zaś Michał skuty został oddzielnie i to starał się wykorzystać, próbując ucieczki, w czasie której został postrzelony w nogi. Zabierając do samochodu Benedykta, gestapowcy pozostawili postrzelonego Michała, przypuszczalnie w mniemaniu, że już nie żyje wzgl. że nie jest w stanie uciec. Zraniony czołgał się w ulewnym deszczu przez pola, mając nadzieję, że spotka człowieka, który udzieli mu pomocy, której jednak nie znalazł. Wyczerpany do kresu sił schronił się w napotkanej szopie, gdzie następnego dnia nieprzytomnego wyśledziły go psy gończe gestapowców, i po ujęciu przewieziono go do więzienia w Katowicach, a następnie do szpitala Bonifratrów w Bogucicach. Benedykt po ujęciu przewieziony został do więzienia w Katowicach, gdzie poddany był śledztwu, w trakcie którego był katowany.
Przeważającą część podanych faktów znam z relacji Michała, którego odwiedzałam potajemnie w Szpitalu Bonifratrów – po raz pierwszy w II Święto Bożego Narodzenia 1940 r., gdyż otrzymałam tajną wiadomość o jego tam pobycie.”
20 listopada Niemcy dopadli szefa Oddziału I Komendy Okręgu Śląskiego PSZ (ZWZ) – Ksawerego Lazara. Wpadł on w wyjątkowo głupich okolicznościach. Nieco wcześniej bowiem poznał on w tramwaju ładną kobietę, chorzowiankę Martę Rybiankę. Chcąc jej zaimponować, przedstawił się jako żołnierz konspiracji, wysoko postawiony w strukturach podziemnych. Tymczasem Rybianka okazała się agentką gestapo. Lazar umówił się z nią tegoż 20 listopada przed katowicką kawiarnią „Astoria”, na rogu Mariackiej i Mielęckiego. Tam czekało na niego gestapo. Zdołał on jeszcze wyciągnąć pistolet i postrzelić jednego z gestapowców, ale w chwilę potem był już obezwładniony. Władysława Mierzejewska, żona Józefa Korola i zarazem siostra Ksawerego Lazara, składając w dniu 25 listopada 1967 roku zeznania przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach, tak opisała aresztowanie jej brata:
„Wyszliśmy z narady od Szmechty, która odbyła się przy ul. Mariackiej w Katowicach. Numeru dziś nie pamiętam. Było to mieszkanie upatrzone przez Szmechtę do kontaktowania się. Pora była wieczorowa. Zatrzymaliśmy się przy kawiarni „Astoria” z bratem Ksawerym, Łucją Bogdołówną i wojskowym pod pseudonimem „Ryś”. Dziś jego nazwiska nie przypominam sobie. Do nas stojących doszedł Ulczok. Brat zapytał Ulczoka: „Gdzie się podziewasz?”. Ulczok odpowiedział mu, że szef zlecił mu dużo roboty, że zabiera ze sobą „Rysia” i odszedł. Brat z „Rysiem” również odeszli od nas w ulicę Mielęckiego. Na wysokości Narodowego Banku Polskiego doskoczyło do nich 4 mężczyzn w cywilu. Po dwóch na każdego, złapali ich za ręce i zaczęli wykręcać. Wówczas padły strzały. Brat jednak został przez jednego cywila – a byli to gestapowcy – uderzony butelką w głowę i zabrany do wyjścia Banku, natomiast „Ryś” został doprowadzony do samochodu stojącego przy „Astorii”. Ulczok tego wieczoru przyszedł do mnie do mieszkania i udawał, że nic nie wie. Mówił, że będzie źle, bo po aresztowaniu Ksawerego gestapo zrobiło w jego mieszkaniu rewizję. Zaznaczam, że Lazar mieszkał razem z Ulczokiem na Brynowie. Twierdził, że zabrano dokumenty i pieczęcie. To jednak nie było prawdą, gdyż brat dzień lub dwa dni przed aresztowaniem dał mi pieczęcie, abym je ukryła w Mikulczycach.”
Siostra Lazara podejrzewała, że do aresztowania jej brata przyczynił się Paweł Ulczok. Zapewne rola, jaką przyszło mu odegrać w późniejszym okresie, jeszcze wzmocniła w niej owe podejrzenia. Prawda jednak wyglądała inaczej. Za aresztowaniem Ksawerego Lazara, a przy okazji i ppor. Jana Roehricha, stała Marta Rybianka.
Towarzyszący wówczas Lazarowi ppor. Jan Roehrich ps. „Ryś”, oficer broni Okręgu, nie chcąc wpaść w ręce gestapo, podjął próbę popełnienia samobójstwa, uderzając z całej siły głową w kant obudowy samochodu (kilka dni później został zastrzelony przy próbie ucieczki). Jego siostra, Zofia Roehrich, składając w dniu 25 lipca 1973 roku zeznanie przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach, powiedziała:
„Około 10 listopada 1940 roku siostra Maria spotkała się z Janem w Dziedzicach i wówczas powiedział jej, że ma ważne spotkanie w Katowicach. Zdaje mi się, że w dniu śmierci brata, tj. 20 listopada 1940 roku, przybył do naszego mieszkania Swoboda i oficjalnie zakomunikował, że brat został rozstrzelany w Chorzowie na gestapo i że można odebrać zwłoki. Ojciec pojechał wówczas do Chorzowa i pochował syna na miejscowym cmentarzu. Z uwagi na to, że gestapo chciało wiedzieć, kto przybędzie z organizacji na pogrzeb, wzięła w nim udział tylko najbliższa rodzina. Jest pochowany na cmentarzu przy kościele Świętej Jadwigi. Równocześnie z bratem zginął drugi mężczyzna. Są pochowani obok siebie. Nie wiem, kto to był. Od czasu pobytu w Czechowicach brat był śledzony. Jak opowiadano, aresztowany został w Katowicach. Przez parę dni przebywał w Chorzowie i tam został rozstrzelany. Ojciec opowiadał mi, że miał on kilkakrotnie podziurawioną pierś, a na głowie ranę – jakby od obcasa.”
Wypada w tym miejscu wyjaśnić, że wedle dokumentów niemieckich, Jan Roehrich został zabity 28 listopada 1940 roku. Wspomniany tu Swoboda to pszczyński gestapowiec. W piśmie, które Zofia Roehrich przesłała do OKBZH, przebieg wydarzeń przedstawiła ona nieco inaczej aniżeli na przesłuchaniu (możemy podejrzewać, że na przesłuchaniu była bardziej spięta, co odbiło się na treści składanych wyjaśnień). Tak więc Swoboda miał powiadomić matkę Jana Roehricha o śmierci syna słowami: „Wasz syn został dziś zastrzelony, bo chciał budować nową Polskę”, po czym dodał: „Możecie go sobie zabrać”. W dalszej części tegoż pisma Zofia Roehrich napisała:
„Leżał nagi i zmasakrowany w piwnicy gestapowskiej. Siostra Marta Buchtowa, która z bliska oglądała zwłoki, do dziś nie zapomniała widoku. Na czole była straszna rana postrzałowa, jak i inne ślady na czole. Palce były strasznie sine, grube i powyrywane ze stawów, plecy i piersi rozszarpane, w jednej ranie.”
Tymczasem Lazar nie wytrzymał tortur i w rezultacie zaczął sypać. Jego adwokat podnosił następnie ten argument w piśmie skierowanym w dniu 2 kwietnia 1942 roku do sądu w Berlinie, prosząc o ułaskawienie jego klienta. W piśmie tym czytamy:
„Oskarżony złożył zeznanie, jakie w tych rozmiarach rzadko się zdarza. Swymi informacjami umożliwił on prawie że błyskawiczną likwidację tej organizacji. Dzięki jego zeznaniom kierownicy organizacji zostali aresztowani lub unieszkodliwieni.”
Aresztowania listopadowe stanowiły więc wstęp do tego, co miało stać się miesiąc później. W tym czasie bowiem Niemcy coraz lepiej orientowali się w strukturze ZWZ na Górnym Śląsku, a to w głównej mierze za sprawą dokumentów, które wpadły w ich ręce w willi „Lusia” w Wiśle – Jaworniku, gdzie ukrywał się komendant Okręgu Śląskiego ZWZ Józef Korol. Dokumenty te, co prawda, były zaszyfrowane, ale swoje zrobiła niemiecka agentura. Między innymi w Załężu w strukturach ZWZ działał słynny później agent gestapo – Wiktor Grolik, a w Chorzowie – Józef Szczypior. Ale przede wszystkim mieli Niemcy Helenę Mathea, przedwojenną harcerkę z Katowic – Ligoty, pochodzącą z patriotycznej rodziny, która należała do najbliższych współpracowników wspomnianego wcześniej szefa sztabu Okręgu Śląskiego ZWZ Karola Kornasa.
Dzięki dokumentom znalezionym w willi „Lusia”, doniesieniom agenturalnych, a także informacjom wydobytym z poddanych nieludzkim torturom Kornasa, a przede wszystkim Lazara Niemcy coraz lepiej orientowali się w strukturze śląskiej ZWZ. 17 grudnia aresztowany został komendant Okręgu Śląskiego – Paweł Szmechta ps. „Hutnik”.
Dodam w tym miejscu, że Juliusz Niekrasz pisze, iż Szmechta aresztowany został 12 grudnia, co najwyraźniej powtórzył za wdową po Szmechcie, która to – zeznając przez OKBZH w Katowicach – podała taką właśnie datę, zaznaczając jednak, że nie jest jej pewna. Tymczasem w grypsie z 22 grudnia, przemyconym z więzienia w Zabrzu, Szmechta napisał:
„Swego czasu dostałem wezwanie do prokuratora na plac Wolności (ja myślałem, że to w sprawie Galgona), był to podstęp i tam mnie aresztowano, a na drugi dzień dużo innych, których Lazar podał.”
Tak więc Szmechta aresztowany został w przeddzień „masówki”, która nastąpiła w dniu 18 grudnia 1940 roku. Józef Kret w książce Harcerze wierni do ostatka opisuje aresztowanie Józefa Pukowca, komendanta Śląskiej Chorągwi Harcerzy i zarazem szefa Biura Informacji i Propagandy Komendy Okręgu Śląskiego ZWZ, co nastąpiło owego feralnego dnia – 18 grudnia 1940 roku:
„Dwa auta zajechały też przed dom w Ligocie, w którym mieszkał Pukowiec: jedenastu uzbrojonych gestapowców otoczywszy dom aresztowało komendanta Śląskiej Chorągwi Harcerzy. Zawieziono go na posterunek hitlerowskiej policji w Ligocie. Tutaj było już około dwudziestu aresztowanych, których ustawiono wzdłuż ściany z rękami założonymi na szyję. Znaleźli się wśród nich działacze podziemia: Alojzy Nowak, Konrad Preis, stolarz z Ligoty, u którego w warsztacie drukowano gazetkę „Świt”, Tomasz Kowalczyk z Katowic, znany bojownik o polskość jeszcze z czasów zaborczych, a później zasłużony działacz społeczny w okresie międzywojennym. Przywożą nowych uwięzionych. Większość z nich to czołowi działacze i przywódcy ruchu oporu na Śląsku.
Wkrótce zajechały ciężarówki. U wyjścia z budynku policji ustawili się gestapowcy z bykowcami i pałkami, którymi okładali z całych sił wychodzących z podniesionymi rękami więźniów.
Przewieziono wszystkich do Piotrowie, gdzie auta zatrzymały się przed szkołą podstawową. Wśród dzikich krzyków więźniowie znów przechodzą przez szpaler uzbrojonych w kije gestapowców, bici i kopani, do sali gimnastycznej. Sponiewierani, pokrwawieni stają wzdłuż ścian z rękami wzniesionymi do góry. Przywożą wciąż dalszych więźniów z najbliższych okolic. Jest już ich na sali ponad sześćdziesięciu. Szaleństwo gestapowców nie ustaje. Chcą biciem i krzykiem sterroryzować całą grupę, wymusić cenne wiadomości. Przeprowadzają rewizje osobiste, pytają o różne nazwiska, o adresy wynotowanych ludzi i bez przerwy – biją. Nie wymusili jednak żadnych dodatkowych informacji.
Dłuższy czas trwało to piekło na piotrowickiej sali gimnastycznej i nie wiadomo było, czym się skończy. Wszystko wskazywało, że nastąpi najgorsze, że wszystkich rozstrzelają.
W pewnym momencie szef grupy gestapowców każe więźniom śpiewać „Jeszcze Polska nie zginęła”. Gestapowcy mocniej ściskają pałki i bykowce w garści. Polski hymn miał być hasłem do dalszej, jeszcze okrutniejszej masakry. Więźniowie zorientowali się jednak w ich zamiarach. Złowrogie milczenie zaległo salę. Wtedy Pukowiec zaintonował pieśń, którą niegdyś musiał śpiewać w niemieckiej szkole „Ich hab’ einen Kameraden…”.
Pieśń ta, jakkolwiek w języku oprawców śpiewana, złączyła wszystkich w jedną, zwartą gromadę, w której każdy poczuł się pewniej i mocniej. Gestapowców zaś ominęła okazja dodatkowego wyładowania sadystycznych instynktów.
Nadjechał wreszcie z Katowic umundurowany goniec i podał szefowi rozkaz: „Alles nach Auschwitz!”. Przy akompaniamencie bicia i krzyków załadowano znów wszystkich na auta.
W tym dniu z różnych stron Śląska wieziono podobne transporty do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Wszystkich przywiezionych umieszczono w bloku czternastym. Pozostawienie wszystkich w jednym bloku było dla aresztowanych korzystne, gdyż pozwoliło członkom podziemnej organizacji, głównie harcerzom, porozumiewać się z sobą, podzielić się wiadomościami na temat okoliczności wpadki i aresztowania oraz ustalić sposób zeznawania na wypadek przesłuchiwania i dalszych dochodzeń. Pukowiec i tutaj udzielał instrukcji swoim najbliższym druhom, jak mają zeznawać, jak mylić badających, jak zacierać w zeznaniach ślady mogące naprowadzić na trop pracy organizacji podziemnej i nie zaszkodzić pozostałym na wolności działaczom podziemia, a przede wszystkim nie zaszkodzić sprawie, której służyli.”
Aresztowania z 18 grudnia 1940 roku stanowiły potężny wstrząs dla Okręgu Śląskiego ZWZ. Tego dnia Niemcy ujęli 456 osób. Trzy dalsze osoby (w tym komendanta Inspektoratu Katowice Jana Klauzę ps. „Saper”) zastrzelono przy próbie ich aresztowania. Powyższą operację szef Gestapo w Katowicach Mildner w raporcie do szefa Gestapo w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy Müllera z 1 czerwca 1942 roku opisał następująco:
„W maju 1940 r. mniej więcej 3 tygodnie po rozbiciu polskiej grupy oporu POP i aresztowaniu 500 ludzi (tutejszy raport Tgb. Nr 615/40 g. z 24 czerwca 1940 r.) udało się nawiązać kontakt z następną polską grupą oporu. W tej grupie skupili się głównie zwolnieni z obozów jeńcy wojenni i polska inteligencja, by przez zorganizowanie piątek prowadzić szeroko zakrojoną działalność konspiracyjną. W sierpniu tegoż roku śledztwo było już na tyle zaawansowane, że znano skład grupy stojącej na czele, to jest osoby, które działały jako kierownictwo SZP.
Funkcjonariusze komendy policji państwowej w Katowicach przeprowadzali w końcu sierpnia 1940 r. w Wiśle konfiskatę parcel willowych na rzecz Głównego Urzędu Powierniczego Wschód. Podczas zajmowania willi „Lusia” w Jaworniku w powiecie cieszyńskim pewien mężczyzna usiłował zbiec po dachach. Ponieważ mężczyzna ów na wezwanie nie zatrzymał się, funkcjonariusze użyli broni palnej, uciekający został śmiertelnie ranny. W zastrzelonym rozpoznano Józefa Korola, byłego polskiego starostę z Tarnowskich Gór, a następnie prezydenta miasta Chorzowa. W willi zabezpieczono obfite materiały. Przegląd tych materiałów potwierdził wyniki dotychczasowego śledztwa prowadzonego przez konfidentów.
W październiku 1940 r. aresztowany został szef sztabu Józefa Korola, były polski porucznik rezerwy z pułku strzelców górskich Karol Kornas alias Gregori Wierch alias Ernest Lange. Po przesłuchaniu Kornasa można było aresztować szefa biura organizacji, Ksawerego Lazara, urodzonego 31 lipca 1915 r. w Lipinach. Wkrótce udało się też aresztować Jana Röricha, urodzonego 4 listopada 1911 r., kierującego sprawami uzbrojenia organizacji. Rörich został zastrzelony w czasie próby ucieczki. Kurier organizacji Michał Rymer otrzymał ranę postrzałową.
Po uporczywym zaprzeczaniu aresztowani wreszcie przyznali się do winy. Na podstawie ich zeznań oraz otrzymanych w tym czasie informacji ustalono, że wymieniona wyżej organizacja planuje dokonać w ferie świąteczne Bożego Narodzenia 1940 r. akcji sabotażowej. W związku z tym we wczesnych godzinach rannych 18 grudnia 1940 r. przeprowadzona została wielka obława, w której wzięli też udział funkcjonariusze policji ochronnej oraz służby bezpieczeństwa.
W całym okręgu komendy policji państwowej aresztowanych zostało 456 osób, w tym 429 mężczyzn i 27 kobiet. Podczas przeprowadzania obławy 2 lokalnych dowódców i 1 dowódca okręgu zostali zastrzeleni za stawianie oporu. Wśród aresztowanych było:
2 księży,
1 podoficer młodszy policji ochronnej,
1 urzędnik prezydium policji w Katowicach,
1 powiernik,
2 urzędników komendy okręgu wojskowego,
2 urzędników magistratu.
Ponieważ nie było innych możliwości umieszczenia aresztowanych, skierowano ich do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Akta dochodzeń były w miarę ich zamykania stopniowo przesyłane naczelnemu prokuratorowi Rzeszy, a ten z kolei przekazywał je prokuratorowi wojskowemu Rzeszy. Prokurator wojskowy Rzeszy wydawał, w miarę jak akta do niego wpływały, rozkazy aresztowania pod numerem II ++/41. Następnie akta te prokurator wojskowy Rzeszy przekazał Trybunałowi Narodowemu w Berlinie.”
Dodam, że Szmechta, Kornas, Lazar, obaj Rymerowie oraz Jan Hupa ze Związku Orła Białego, a także Bernard Czardybon sądzeni byli w marcu 1941 roku w Berlinie. Z wyjątkiem Czardybona, który został uniewinniony, wszyscy oni skazani zostali na karę śmierci. Wyrok wykonano poprzez ścięcie na gilotynie. Pełną parą „pracowała” też gilotyna w więzieniu w Katowicach (14 sierpnia 1942 roku ścięto w Katowicach Józefa Pukowca).
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!