Felietony

Gwarancje dla Gruzji

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Szóstego kwietnia 1939 roku Wielka Brytania udzieliła Polsce enigmatycznych gwarancji na wypadek napaści ze strony Niemiec. Jak na procesie norymberskim zeznał generał Jodl, właśnie po tej brytyjskiej gwarancji, 11 kwietnia, Hitler nakazał wprowadzenie harmonogramu godzinowego do Fall Weiss, czyli planu wojny z Polską. Plany wojen z państwami sąsiednimi nie muszą świadczyć o agresywnych zamiarach; rutynowo przygotowują je sztaby generalne w ramach realizacji doktryny wojennej państwa. Harmonogram godzinowy, to co innego. To jest już konkretny plan kampanii, obejmujący przesunięcia wojsk w stronę granicy na głównych kierunkach uderzenia, przebazowanie samolotów na lotniska polowe, przesunięcie zapasów amunicji, paliw, magazynów żywnościowych, warsztatów naprawczych, czołówek medycznych, i tak dalej – by wszystko mogło rozpocząć się zgodnie z planem. Wszystko wskazuje na to, iż celem gwarancji udzielonej Polsce przez Wielką Brytanię, było skierowanie pierwszego uderzenia niemieckiego, o którym nikt nie wątpił, że będzie śmiertelne, właśnie na Polskę – co dawało Wielkiej Brytanii i Francji niezbędny czas na przygotowanie. W przypadku Francji niewiele to pomogło, natomiast leżąca na wyspie Wielka Brytania przed niemiecką inwazją się obroniła. Nawiasem mówiąc, nie tylko Polska została w ten sposób przez Wielką Brytanię wystawiona. Podobnie było z Jugosławią, w której Anglicy w marcu 1941 roku doprowadzili do przewrotu z powodu przystąpienia Jugosławii do „Paktu Trzech”. Wskutek tego zamachu Jugosławia z paktu wystąpiła, co sprawiło, że Hitler uderzył na Jugosławię i po kilku dniach było po wszystkim. Agentka wywiadu brytyjskiego, hrabianka Skarbek, zamordowana później przez Gestapo, w rozmowie z Catem-Mackiewiczem, na jego pytanie: i cóż zyskaliście na tym, że Jugosławia została pobita w ciągu czterech dni, odpowiedziała: Ach, pan się na tym nie rozumie; to opóźniło o czternaście dni operację na Krecie.  O czternaście dni!

45 lat po zakończeniu II wojny światowej, Stany Zjednoczone i – wtedy jeszcze – Związek Sowiecki – porozumiały się co do nowego porządku politycznego w Europie, który zastąpiłby rozsypujący się porządek jałtański. Istotnym elementem tego porządku była ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, dzięki czemu możliwe stało się zjednoczenie Niemiec, które odzyskały w ten sposób swobodę ruchów. Zanim jeszcze ta ewakuacja została zakończona (wojska rosyjskie ostatecznie opuściły Polskę w 1993 roku), nastąpiło odwrócenie sojuszy. USA, podobnie jak Niemcy, stały się sojusznikami Polski, co miało i ma nadal bardzo poważne konsekwencje również dla naszej sytuacji wewnętrznej. Po 1990 roku Niemcy nawróciły się na linię polityczną kanclerza Bismarcka, od której odszedł Wilhelm II i Adolf Hitler, a według której Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. Zewnętrznym wyrazem tego nawrócenia jest strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, które, jak dotąd, wytrzymuje wszystkie próby niszczące, jakim jest poddawane. Dopóki  prezydentem Stanów Zjednoczonych był prezydent Bush młodszy, USA próbowały uchwycić polityczny przyczółek na Ukrainie i w tym celu urządziły tam „majdan”, w którym Polska, podobnie jak i Litwa, otrzymały zadania wykonawcze. W grudniu 2008 roku Kondoliza Rice, będąca sekretarzem stanu w administracji prezydenta Busha oświadczyła, że USA nie będą forsowały uczestnictwa Ukrainy i Gruzji w NATO, a tylko – „umacniały tam demokrację”. Znaczyło to, że prezydent Bush pod wpływem rozmaitych rozczarowań, nawrócił się na linię polityczną swego poprzednika Wilusia Clintona, który podczas pobytu w Berlinie wezwał Niemcy do wzięcia „większej odpowiedzialności” za Europę. W przełożeniu na język ludzki chodziło to zgodę USA, by Niemcy urządzały Europę po swojemu – a więc w porozumieniu z Rosją. Oznaczało to poszanowanie podziału Europy na strefę niemiecką i strefę rosyjską, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow. W takiej sytuacji o żadnym udziale Ukrainy i Gruzji w NATO nie mogło już być mowy – tylko „demokracja”.

Prezydent Obama poszedł jeszcze krok dalej i 17 września 2009 roku dokonał „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Dlaczego? Tego oczywiście nie wiem, bo prezydent Obama mi się nie zwierzał, a w tej sytuacji chciałbym tylko przypomnieć, że 18 sierpnia 2009 roku z rosyjskim prezydentem Miedwiediewem spotkał się izraelski prezydent Peres. Zapewnił on prezydenta Miedwiediewa, że Izrael nie uderzy na Iran, a poza tym, że on, czyli prezydent Peres, „namówi” prezydenta Obamę do wycofania elementów „tarczy antyrakietowej” z Europy Środkowej. No i chyba go „namówił”, bo prezydent Obama nie tylko wycofał tę całą „tarczę”, ale dokonał „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, to znaczy – wycofał Stany Zjednoczone z aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej. Co obiecał prezydentowi Peresowi prezydent Miedwiediew – tego nie wiemy, ale z pewnością musiał mu obiecać coś ważnego. „Reset” prezydenta Obamy na tym się nie skończył, bo w listopadzie 2010 roku na dwudniowym szczycie NATO w Lizbonie, proklamowane zostało „strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Oznaczało to, że Polska, jako członek NATO, musi też w tym strategicznym partnerstwie się odnaleźć – no i się odnalazła. W sierpniu 2012 roku przybył do Warszawy partriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl, który na Zamku Królewskim, gdzie w 1611 roku królowi Zygmuntowi III bił czołem pojmany przez hetmana Żółkiewskiego do niewoli car Wasyl Szujski – otóż na tym Zamku partiarcha Cyryl podpisał z arcybiskupem Michalikiem, ówczesnym przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Wydawało się, że „strategiczne partnerstwo”  z udziałem Polski będzie się zacieśniać, ale w roku 2013 prezydent Obama doznał ogromnego rozczarowania w Syrii, a przyczynę jego upatrzył w knowaniach zimnego ruskiego czekisty Putina,  który w międzyczasie znowu został prezydentem Rosji i z tej irytacji zresetował swój „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, zapalając zielone światło dla przewrotu politycznego na Ukrainie, tak zwanego „Majdanu”. Skutkiem „Majdanu” był rozbiór Ukrainy, w następstwie którego Rosja włączyła do swego terytorium Krym, a na wschodniej Ukrainie władzę objęli tak zwani „separatyści”. Oczywiście o „strategicznym partnerstwie NATO – Rosja” nie było już mowy, toteż wszyscy natychmiast o nim zapomnieli, podobnie jak o „pojednaniu” między narodami polskim i rosyjskim. Prezydentura Donalda Trumpa w zasadzie niczego w tej sytuacji nie zmieniła, poza zwiększeniem amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce.

Nowy prezydent USA, Józio Biden, w odróżnieniu od swego poprzednika, postanowił poprawić stosunki z Niemcami – a więc pośrednio również z Rosją, która – w odróżnieniu od NATO – nadal pozostaje w strategicznym partnerstwie z Niemcami. Zewnętrznym wyrazem tego partnerstwa jest gazociąg Nord Stream 2, którego budowa dobiega właśnie końca, więc pod tym pretekstem prezydent Biden odstąpił od sankcji wobec jego budowniczych. Niedawno ogłoszony został termin spotkania prezydenta Bidena z prezydentem Putinem w Genewie. O czym obydwaj prezydenci będą rozmawiali? Tego oczywiście nie wiem, ale wydaje mi się, że prezydent Biden chciałby się dowiedzieć, jak zachowałaby się Rosja w sytuacji, gdyby Stany Zjednoczone postanowiły dokonać ostatecznego rozwiązania problemu chińskiego. Na taką możliwość naprowadza mnie serdeczne zaproszenie Gruzji do NATO. Kiedy tylko ogłoszony został termin spotkania obydwu prezydentów w Genewie, sekretarz generalny NATO oświadczył, że drzwi do NATO stoją przed Gruzją otworem. Być może, że to prawda, ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest to, że mamy oto do czynienia z podpuszczaniem Gruzji, podobnym do podpuszczania Polski w roku 1939. Czy nie dlatego właśnie do Tbilisi w charakterze postillon d`amour poleciał pan prezydent Duda, który zresztą wcale nie musi zdawać sobie sprawy ze swojej roli i może uważać, że z tym NATO  to wszytko naprawdę. Tymczasem naprawdę może chodzić o poprawienie pozycji negocjacyjnej prezydenta Bidena w genewskich rozmowach. Za ewentualną obietnicę neutralności w konflikcie amerykańsko – chińskim, Rosja z pewnością czegoś by zażądała. Zbytnie wzmocnienie Chin jej też nie jest na rękę, więc obydwie strony mogą być zainteresowane dobiciem targu. W tej sytuacji prezydent Biden mógłby spróbować sprzedać Putinowi Gruzję, podobnie jak w 1945 roku prezydent Roosevelt i Winston Churchill sprzedali Stalinowi Polskę. Czy Putin to kupi, to inna sprawa, ale co to szkodzi spróbować?

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!