Kultura

„HARCERZE W BOJACH” – NA STULECIE ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W minionym i w obecnym roku ośmielaliśmy się na portalu „Magna Polonia” zachęcać wydawców do publikowania pierwszych powojennych wydań starych dobrych przedwojennych książek. Oczywiście, książek takich jest całe mnóstwo, my wzmiankowaliśmy tylko o niektórych.

Czy pewien Wydawca zetknął się z naszą zachętą, czy też działał tej zachęty nie znając, dość powiedzieć, że nasza metoda chociaż w części się sprawdziła, czego dowodem pierwsze krajowe wydanie nie przedwojennej wprawdzie, ale emigracyjnej i przy tym bardzo dla polskiej historii XX wieku ważnej książki Franciszka Adama Arciszewskiego pt. „Cud nad Wisłą”. Albowiem i do jej wydania zachęcaliśmy także.

Teraz jednak leży przed nami inne monumentalne dzieło spisane na wieczną chwałę Polaków tamtego pokolenia: mający swój pierwodruk w latach 1930-1931 „Harcerze w bojach 1914-1921” autorstwa Władysława Nekrasza.

Do wydania tej książki obecnie zachęcać nie musimy, gdyż w roku 2011, czyli na Stulecie Harcerstwa jej reprint opublikował Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej.

Dzisiaj sięgamy po tę pozycję po pierwsze dlatego, że jest ona niezmiernie poruszająca i ciekawa, po drugie z okazji Stulecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości, a po trzecie, bośmy się dowiedzieli, że bieżący rok 2018 został ponoć przez władze państwowe ogłoszony Rokiem Harcerstwa. W massmediach o tym głucho, no bo i samo harcerstwo, już długie lata temu, jeszcze przed swoim Stuleciem (2011) tak jakoś zniknęło z pola widzenia, chociaż mamy teraz w Polsce nie jedną nawet, lecz kilka rozmaitych organizacji harcerskich.

Uwaga! Sto Lat Temu na ziemiach polskich i daleko poza nimi także mieliśmy kilka organizacji harcerskich, które w dniu 1 listopada 1918 na zjeździe delegatów tych organizacji w Lublinie połączyły się w jeden Związek Harcerstwa Polskiego. Stąd bierze się zapewne wybór bieżącego roku jako Roku Harcerstwa, na Stulecie Zjednoczenia w jeden ZHP. Oczywiście, na przestrzeni minionego wieku zdarzało się, że działała więcej niż jedna organizacja o tej nazwie, jedna z nich w jakże długim okresie bardziej socjalistyczna aniżeli polska; a także harcerskie organizacje o innych nieco nazwach – jak i dzisiaj – ale to już całkiem inna historia.

Tak więc Sto Lat Temu niektórzy uczestnicy Zjazdu Lubelskiego dowiedziawszy się o wybuchłych tego samego dnia walkach o wolność nie tak bardzo odległego od Lublina Lwowa, pośpieszyli, jak i wielu innych, na pomoc tamtejszym druhom-harcerzom, lwowskim oraz przemyskim.

„Harcerze w bojach 1914-1921” – ale w jakich bojach? We wszystkich! Ten wspaniały ruch wychowawczy jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej i w pierwszych jej latach ekspandował po całym świecie – wszędzie tam, gdzie były skupiska Polaków, Polonii czy Polonusów. Harcerstwo bazowało zrazu na strukturach znacznie starszego odeń Sokolstwa (Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”). Owszem, w Imperium Rosyjskim i Cesarstwie Niemieckim ruch działał w konspiracji, co się wszakże na przestrzeni lat wojennych zmieniało, ale w Galicji był jawny, a funkcje instruktorskie pełnili tam również oficerowie armii cesarsko-królewskiej, jak np. porucznik Józef Haller – po latach, w roku 1920 generał, dowódca Frontu Północnego i zarazem Przewodniczący ZHP, na którego płomienne wezwanie harcerze tłumnie zaciągali się do Armii Ochotniczej.

Czy Wydawca planuje obecnie dodruk owego reprintu z roku 2011? Tego nie wiemy. Tu pozostaje nam stwierdzić, że dysponujemy dwoma tomami dzieła – pierwszy chudszy (216 str. formatu A5) traktuje o wydarzeniach zasadniczo do końca roku 1919, więc do zwycięskiego pochodu Wojska Polskiego na Wschód; drugi grubszy (504 str. formatu A5) obejmuje, zgodnie ze skalą i chronologią historycznych wydarzeń, zwłaszcza wojnę bolszewicką w jej dalszych fazach, czyli rok 1920 oraz m.in. Powstania Górnośląskie, lecz także sporządzone według kilku kryteriów listy imienne oraz wybór dokumentów źródłowych.

Pamiętajmy, że sam Autor zastrzega się, iż do czasu oddania książki do druku nie zdołał był przecież dowiedzieć się wszystkiego na opracowywany przezeń temat i że z powodu niedostatku źródeł oraz śmierci wielu świadków wydarzeń jest to zapewne niemożliwe. Już w podtytule dzieła zaznacza on więc, że jego praca stanowi zaledwie: „Przyczynek do udziału młodzieży polskiej w walkach o Niepodległość Ojczyzny”.

O, w jakże marnym stanie jest nasza dzisiejsza polska historiografia „niepodległościowa” – w wieku już XXI – niech świadczy fakt, że ów „dwutomowy przyczynek” sprzed lat już blisko dziewięćdziesięciu (!) pozostaje – wedle naszej obecnej wiedzy – nadal głównym „najnowszym” opracowaniem tematu.

Kto choć trochę zna chronologię tamtych „polskich lat” i „polskich wojen” sprzed wieku, ten się domyśla kompozycji książki. Pierwszy rozdział musi mieć przecież tytuł „W Legionach”. Jest rozdział „W I Korpusie Wschodnim gen. Dowbór-Muśnickiego”, lecz także osobny (i najdłuższy w pierwszym tomie – sześćdziesiąt stron!) rozdział „Na Rusi”, w której to rozległej krainie wszakże „Kijów był centralą wszelkiego polskiego ruchu ideowego i organizacyjnego”.

Jest oczywiście „Obrona Lwowa”, jest „Rozbrajanie Niemców i Austriaków” oraz, naturalnie, „Walki o niepodległość w Wielkopolsce w latach 1912 (sic!) – 1919”, a tamże jeden z podrozdziałów: „Do Lwowa na odsiecz”.

O, tak. To po półtorawiekowej niewoli powstawał Olbrzym, na rozległych obszarach Międzymorza Bałtycko-Czarnomorskiego, ożywiany gorącą krwią tamtego najmłodszego polskiego pokolenia. Oni bronili wtedy rubieży jeśli nawet nie kijowskich, to przecież kamienieckich, żytomierskich, mińskich i berezyńskich (vide: dowolna mapa tej części Europy). To się wprawdzie nie udało, atoli sprawa stanęła na lat blisko dwadzieścia – jak wiadomo – na tak zwanej „granicy ryskiej”.

My niniejsze piszemy na początku sierpnia 2018 roku, a massmedia na różne sposoby, jak co roku, przypominają o zgruzowaniu przez wroga nie tych czy innych kresowych miejscowości, ale wprost samej Warszawy – już 74 lata temu… i o harcerzach sprzed lat 74. Tak – o walce kolejnego pokolenia harcerzy. Taka jest topografia i taki wektor polskiej historii pierwszej połowy XX wieku.

Władysław Nekrasz był najwłaściwszą osobą do zajmowania się tematem walk okresu 1914-1921 m.in. dlatego, że znaczne partie aż kilku spośród rozdziałów obydwu tomów mógł pisać z autopsji, gdyż należał on, także i jego małżonka Natalia z Majewskich, do owego znamienitego grona współzałożycieli harcerstwa. Nekrasz był kawalerem Virtuti Militari i Krzyża Walecznych; po latach, w roku 1939 znowu poszedł na wojnę, zginął zamordowany w Charkowie wiosną 1940 roku (m.in. o tym Czytelnik może się dowiedzieć z załączonej noty biograficznej).

Wiadomości o niektórych harcerskich środowiskach, nie tylko tych znanych mu bezpośrednio, udało się Autorowi zebrać więcej, aniżeli o innych. Stąd mamy wyodrębnione w tomie pierwszym rozdziały o harcerskiej poczcie w wojennej Galicji (i gdzie indziej), o harcerzach warszawskich, jarosławskich oraz tych służących już w roku 1919 na froncie przeciwbolszewickim. Pamiętajmy atoli, że harcerze i harcerki byli rozproszeni po wszystkich ówczesnych polskich inicjatywach niepodległościowych, działając czy to indywidualnie, czy w kilkuosobowych zastępach, w drużynach, a w lecie roku 1920 nawet w całych bateriach, kompaniach, batalionach i pułkach nazywanych właśnie harcerskimi, z załogami pociągów pancernych włącznie.

W tomie drugim po liczącym kilkadziesiąt stron opisie działań harcerstwa „W wojnie z bolszewikami” w pierwszej połowie roku 1920 następuje najdłuższy, stustronnicowy rozdział, w którym Autor prezentuje udział poszczególnych chorągwi harcerskich w przełomowej fazie wojny, zwłaszcza w ramach powołanej wówczas Armii Ochotniczej, lecz oczywiście nie tylko. „Mobilizacja, zaciąg, udział poszczególnych drużyn” – taki jest podtytuł i taka treść rozdziału. „Skorowidz drużyn wymienionych w tekście” liczy 115 jednostek, a wśród nich – co za zasięg terytorialny! – Pierwsza Berdyczowska Drużyna im. Zawiszy Czarnego, Pierwsza Karwińska Drużyna na Śląsku Cieszyńskim, Piąta Lwowska Drużyna „Orląt”, Pierwsza Mińska Żeńska Drużyna im. Emilii Plater, czy Pierwsza Kruszwicka Drużyna „Piast”.

Oni wtedy, ci nasi Pradziadowie, o tej rozległości doskonale wiedzieli, a przy ogniskach śpiewali: „Stać będzie Kraj Nasz Cały… Zwycięży Orzeł Biały…”. I zwyciężył, wtedy…

Spis drużyn jest oczywiście niepełen, skoro z wyliczeń Autora wynika, iż w połowie roku 1920 w służbie wojennej było dobrze ponad dwadzieścia tysięcy harcerzy i harcerek, z czego mniejszość, czyli starsi chłopcy, na froncie w pierwszej linii, a większość – dziewczęta oraz chłopcy młodsi – w rozmaitych służbach tyłowych i pomocniczych.

Atoli i na froncie można było spotkać tyleż dziewczynę-harcerkę, zwłaszcza w czołówkach sanitarnych, co i nieletnich żołnierzy-harcerzy. Pamiętajmy, że tamten front był bardzo długi, a przy tym ruchomy, a żołnierzy do jego obsadzenia nieustannie brakowało przez całą wojnę.

Poza tym, czy to starszy, czy młodszy, czy dziewczyna – wielu spośród harcerzy i harcerek przyszło w tamtych latach pełnić także służbę zwiadowczą i wywiadowczą, tyleż frontową, co i daleko poza frontem w państwie bolszewików. Aż przypomina się tu okładka pierwszego wydania wspomnień autorstwa innego (obok Nekrasza) harcerza kijowskiego, Henryka Glassa, na której przedstawiono właśnie harcerza przekradającego się poprzez linię czujek nieprzyjacielskich.

O tym, jak to wyglądało w praktyce i czym ryzykowali ci wspaniali ludzie, liczni Czytelnicy mogą się także dowiedzieć od nie harcerza bynajmniej (sic!), lecz tak jak tamci polskiego wywiadowcy i bohatera owych lat, Sergiusza Piaseckiego, autora między innymi „Piątego etapu”; od Floriana Czarnyszewicza przecież też.

Zachowały się archiwalne zdjęcia dowódcy Piątej Armii, generała Władysława Sikorskiego, wizytującego wojska walczące nad Wkrą – widoczni w tle żołnierze wiwatujący na cześć wodza mają wygląd wyraźnie chłopięcy, gdyż tam właśnie biły się między innymi pułki harcerskie. Natomiast na archiwalnych zdjęciach w książce Nekrasza widzimy, siłą rzeczy, podobne postacie i czytamy strona za stroną o ich czynach bitewnych. Sam Autor pod jednym z reprodukowanych zdjęć stwierdza, iż „zwraca na siebie uwagę pacholęcy wygląd wielu z tych ochotników”; pod innym zaś informuje, że przedstawia ono grupę harcerzy właśnie odznaczonych Krzyżem Walecznych. Tak to było w one lata…

Chorągwi harcerskich, ale tu bez uwzględnienia Kresów Wschodnich, było wtedy czternaście: Wielkopolskę obejmowała jedna chorągiew, Galicję dwie (krakowska i lwowska), pozostałe jedenaście przypadało na Królestwo z jego najbliższym północno-wschodnim sąsiedztwem (białostocka, brzeska). Z natury rzeczy osobne formacje stanowili też z jednej strony (Polski) harcerze górnośląscy, z drugiej zaś wileńscy.

Władysław Nekrasz poświęca osobne rozdziały tomu drugiego kilku jednostkom wojskowym ze szczególnie licznym w nich udziałem harcerzy; są to ochotnicze pułki o numerach 201, 205, 236, a także „6-ty harcerski pułk piechoty w obronie ziemi wileńskiej”, co znaczy, że w obronie takoż przed bolszewikami, co i przed sprzymierzonymi z nimi Litwinami. W podrozdziałach wymieniane są także inne jednostki z zauważalnym w nich udziałem ochotników-harcerzy.

Osobną uwagę poświęca Autor „Pogotowiu wojennemu harcerek w latach 1914-1921”. Skoro zaś wszyscy pełnoletni – wówczas 17 lat! – poszli na front wschodni, to ktoś, tzn. ci młodsi, musiał przypilnować przed zawsze gotowymi Niemcami granicy zachodniej, i stąd mamy osobny rozdział zatytułowany „Harcerze w Straży Granicznej”. Idąc w porządku chronologicznym mamy dalej rozdział „Powstanie na Górnym Śląsku”, lecz również, w kontekście harcerskim oczywiście: „Śląsk Cieszyński w walkach o niepodległość Polski 1914-1920”.

Są także i „Trudy wojenne” – mówimy wszak o bardzo niekiedy młodych chłopcach, z których niejeden, przynajmniej na początku swojego wojowania, miewał kłopoty z uniesieniem na dłuższym dystansie swojego własnego żołnierskiego uzbrojenia i oporządzenia; są również „Gawędy wojskowe”.

Władysław Nekrasz podkreśla, o czym już wzmiankowaliśmy, że na omawiany temat nie wiadomo mu wszystkiego. Dalece niekompletną jest więc także zamieszczona w tomie drugim imienna „Złota Księga Harcerstwa Polskiego – harcerki i harcerze polscy polegli w walkach za Ojczyznę w latach 1914-1921”.

Opracowanie Nekrasza przepełnione jest w ogóle imionami i nazwiskami, często – na ile pozwalały źródła – z podaniem wieku, przynależności do drużyny, chorągwi, jednostki wojskowej, uzyskanych odznaczeń bojowych, przebiegu służby harcerskiej i wojennej oraz wielu innych danych. O niektórych spośród tych młodych Bojowników Niepodległości powstały szersze noty biograficzne. Tak więc z nazwiska i przeważnie także z imienia dowiadujemy się o ponad dwóch tysiącach osób.

Poznajemy także charakterystyki i liczebność ówczesnych chorągwi i drużyn z podaniem, ilu ich członków poszło na front, tych starszych, a ilu, tych młodszych, pełniło służbę pomocniczą. Skoro patrzymy na całokształt nowego zjawiska społecznego, jakim w tamtych latach było harcerstwo, pozostaje nam odczytać i takie np. zdania, dotyczące jeszcze początkowego okresu wojny światowej: „Część chłopców na czele z drużynowym J. Wądołkowskim opowiada się za Legionami Piłsudskiego, mniejsza zaś grupa idzie za wskazaniami ś.p. ks. (Kazimierza) Lutosławskiego (współtwórcy harcerstwa, projektodawcy Krzyża Harcerskiego – M.D.) i niesie pomoc sanitarną rannym żołnierzom rosyjskim”; a rzecz dotyczy tu akurat warszawskiej „Szesnastki” imienia Zawiszy Czarnego. Jednak już z następnych zdań wynika, że niebawem już wszyscy działali razem – w warszawskim batalionie harcerskim.

Jednak głębsze rozterki natury polityczno-partyjnej wstrząsną licznymi harcerskimi środowiskami – jak wiemy – dopiero po roku 1926.

W czasie zaś wojennym, w roku 1920, do jakże wielu miejsc, jak do m.in. Płocka, nieprzyjaciel sam przyszedł, i wtedy już względy na różnicę wieku przestały mieć znaczenie. Wiadomo, że najmłodszy kawaler Krzyża Walecznych był to harcerz płocki Tadzio Jeziorowski, w czasie dokonywania czynów wojennych liczący lat jedenaście; jedna z archiwalnych fotografii zamieszczonych w książce także i jego przedstawia. Inna zaś przedstawia znanego powszechnie dziś księdza Ignacego Skorupkę, gdyż i on udzielał się był w harcerstwie.

Normalny dzisiejszy Polak „Harcerzy w bojach” autorstwa Władysława Nekrasza nie jest w stanie czytać spokojnie; zwłaszcza gdy sobie uświadamia, że obecnie, po Stu Latach, oddajemy cicho i biernie to, za czego odzyskanie tamto pokolenie musiało rzucać do walki nawet młodszych nastolatków i niewinne panienki-harcereczki; i gdy jeszcze to pamięta, że tamto sprzed Stu Lat pokolenie – z Pomocą Bożą – zwyciężyło, a to z drugiej wojny światowej już nie!

Nie dość na tym. Nekrasz przypomina, jak to Ignacy Jan Paderewski na posiedzeniu Ligi Narodów mógł łatwo odeprzeć obłudne oskarżanie Polaków o zaborczość, wskazując, „iż fakt czynnego udziału dzieci w walce o granice państwa dowodzi, że Polska nie prowadzi walk zaborczych, lecz broni jedynie swych najistotniejszych praw do bytu i niepodległości, do której to obrony powołała nawet najmłodszych. ‘Polska broniła się jak mogła – mówił Paderewski – i dziś możecie być świadkami rozdzierającego serce widoku, jedynego może na całym świecie, owych 13- i 14-letnich dziewcząt i chłopców, którzy już zdążyli stać się ofiarami swego gorącego patriotyzmu, dzieci okaleczałych, dzieci o kulach, najmłodszych odkąd istnieje świat inwalidów wojennych’”.

Wiemy wszakże, że Sto Lat temu jawne i tajne siły antypolskie rozgłaszały po świecie o polskiej zaborczości dotyczącej między innymi Lwowa, Wilna oraz Śląska Górnego i Cieszyńskiego. No, ale skoro w tych i innych miejscach nastoletni nawet chłopiec w spontanicznym odruchu wychodzi poza próg rodzinnego domu i rusza do walki właśnie za Polskę, już na swojej własnej ulicy…

Co by nie mówić, w jakże bardzo trudnym położeniu jest naród, który posuwa się aż do tego, by na kule nieprzyjaciela wystawiać swój największy skarb, czyli dzieci – tak było z Narodem Polskim w latach 1914-1921, zwłaszcza w ostatnich latach tego okresu; tak było w latach 1939-1945, lecz i później. W obu tych okresach rozbrzmiewały głosy, aby tych najmłodszych, najbardziej zapalonych do walki, należących przeważnie do szeroko pojętej warstwy inteligenckiej, zatem będących „przyszłością narodu” nie grupować w „oddziałach młodzieżowych”, lecz rozpraszać po rozmaitych „zwykłych” jednostkach, a to w celu pomniejszenia wojennych strat pośród tej ofiarnej młodzieży.

„Do tego oświadczenia p. Paderewskiego – zauważa Nekrasz – możemy dodać jeszcze, że na piersiach wielu z tych 14- czy 16-letnich obrońców Ojczyzny zawisły zaszczytne odznaki bojowe, jak ordery Virtuti Militari i Krzyże Walecznych otrzymane na polu chwały! Czy więc w ten sposób czyni się podbój terytorialny?”.
Nie ma spokoju, lecz ogarnia nas najgłębsze wzruszenie, gdy się czyta takie na przykład opisy:

„Druh Henryk Stępkowski, sanitariusz kompanii szturmowej, widząc upadającego wskutek ciężkiej rany swego przyjaciela i druha, harcerza z Brześcia, ś.p. Wacława Kozłowskiego, stara się wynieść go ze strasznego odmętu bitwy nad Niemnem, ale sam śmiertelnie ranny pada i tak obaj, niemal w uścisku bratnim, razem umierają” (nota bene – grób ś.p. Stępkowskiego zachował się w nawet dobrym stanie na warszawskich Starych Powązkach, ale niektóre inne z tamtej wojny, położone w pobliżu, są już w stanie gorszym);

„Ś.p. Adam Kordecki, instruktor drużyn w Przemyślu, opuszczony przez cofającą się kompanię pod Milatynem Starym koło Buska, na czele zebranej przy sobie gromadki żołnierzy postanowił utrzymać się na stanowisku i bronić do ostatka. Na wraże okrzyki nie oddał broni. Gdy zabrakło nabojów bronił się jeszcze kolbą, aż wreszcie legł z rozciętą i przestrzeloną głową, ginąc razem ze swymi kilkoma podkomendnymi”;

„W podobny sposób ś.p. druh ppor. Wulert, harcerz z Poznania, osłania odwrót cofającego się swego oddziału. Sam cofa się na rozkaz przełożonych ostatni, ale zasypany gradem kul z bliskiej odległości pada ranny i zostaje otoczony przez bolszewików. Żołnierze polscy, na oczach których to się dzieje, nie są w stanie udzielić mu ratunku. Z odległości więc pięciu kroków rzuca granat w bandę bolszewików, ale następnie ulega przemocy i zostaje zakłuty bagnetami”;

„Ś.p. druhna Stacha Nowicka z drużyn kijowskich, pracując jako siostra miłosierdzia w szpitalach umiera, zaraziwszy się tyfusem plamistym. Ś.p. Druhna Jankowska Irena z Włocławka umiera z ran otrzymanych przy donoszeniu pod gradem kul posiłku dla walczących żołnierzy. Ś.p. Trzcińska Ewa z 1 Lwowskiej Drużyny Harcerskiej przedzierając się przez front do polskich oddziałów odciętych w mieście zostaje zastrzelona przez Ukraińców”.

„Najwięcej zginęło harcerek z Kresów (Wschodnich) i na Kresach” – takie daje Nekrasz, sam kresowiak, smutne i zarazem wzniosłe epitafium Polkom-kresowiankom tamtego pokolenia.

To tylko niektóre cytaty z podrozdziału, w którym Autor rzuca pewne ogólne spojrzenie na to, jak ówcześni harcerze zachowywali się w sytuacjach skrajnych, wobec śmiertelnego zagrożenia, w obliczu wroga – „Jak harcerze umierali na wojnie”.

„Ich czujność, duch ofensywny, sumienność w wykonywaniu obowiązków, oto cechy które harcerze przynieśli ze sobą z organizacji (harcerskiej)” – krótko i zwięźle oceniał jeden z dowódców wojskowych. Sam zaś Władysław Nekrasz zauważa, że „podobnie powszechnego wystąpienia nieletniej młodzieży w obronie Ojczyzny nie zna historia żadnego innego narodu”. Oczywiście, tyleż tej dosłownie nieletniej, co i tej już ledwie co pełnoletniej, jak i tej, co już przekroczyła dwudziesty rok życia. Tamto wszakże pokolenie dorastało w czasie długie lata trwających wojen, okupacji i rewolucji.

Niech piszącemu niniejsze wolno będzie w tym miejscu poczynić niejaką dygresję o polskim popularno-szkolnym przekazie historycznym okresu po drugiej wojnie światowej; dygresję tu wcale nie ostatnią. Otóż zawsze gdy mówiono o „Szarych Szeregach” i w ogóle o pokoleniu tak zwanych „Kolumbów”, czyli Polaków urodzonych właśnie w latach 1914-1921, za ważną przyczynę ich ofiarnego wojennego patriotyzmu okazanego w latach drugiej wojny światowej podawano, że wychowywało się ono już w Polsce Niepodległej i pobierało nauki w już polskiej szkole. „Jakie to wspaniałe owoce przyniosło wzrastanie w już Niepodległej Ojczyźnie” – słyszeliśmy nieustannie.

Atoli w świetle przekazu takiego, jaki daje nam chociażby Władysław Nekrasz, owa „kolumbowa” narracja i argumentacja wyraźnie się chwieje i traci swoją wyjątkową pozycję. Albowiem tamto wcześniejsze pokolenie, będące zbiorowym bohaterem opracowania autorstwa Nekrasza, może nawet z większym zapałem i bardziej licznie niż ich następcy ruszyło do walki o Wolną Polskę (kto i jak to zmierzy i porówna?), pomimo że narodziło się ono i wychowywało przecież nie w Polsce Niepodległej, ale pod zaborami; i pomimo że do w praktyce polskiej (ale i cesarskiej) szkoły chodzili tylko Galicjanie oraz ci, którzy w celu pobierania nauki szkolnej przybyli do Galicji.

Wynika z tego, że jakkolwiek wychowywanie się i wzrastanie w Polsce Niepodległej niewątpliwie sprzyjało rozwojowi ofiarnego patriotyzmu polskiej młodzieży, to jednak nie ono było tegoż patriotyzmu warunkiem koniecznym. Źródła zatem patriotyzmu są jeszcze głębsze, niż by się niejednemu wydawało.

Komu się zaś powyższe rozumowanie nie podoba, niech spojrzy na dzisiejszą polską młodzież – w XXI już wieku – jakże bardzo wewnątrz swej zbiorowości zróżnicowaną pod względem najbardziej nawet elementarnych spraw życiowych, a cóż dopiero poglądów na kwestie publiczne… Lecz dziś przecież też mamy Wolną Polskę, a także polską szkołę, polską książkę, polskie massmedia… Nieprawdaż?

* * * * *

Utrwaliła się obecnie nazwa „Żołnierze Wyklęci” zarezerwowana dla takichże samych ofiarnych Polaków pokolenia następnego – ludzi, których młodość przypadła na lata 40. i 50. tego samego XX wieku. Za pozwoleniem, ale trzeba tu postawić pytanie: Czy aby cała dwutomowa książka Władysława Nekrasza nie traktuje aby także o Żołnierzach Wyklętych, lecz wcześniejszej generacji; o tej „zamilczanej dziś na śmierć” polskiej młodzieży lat 1914-1921 tegoż samego XX wieku, do której także sam Nekrasz się zalicza? Pamiętajmy zarazem, że harcerze stanowili tylko cząstkę tamtego wcześniejszego młodego pokolenia Polaków, jakie zwyciężyło w wieloletnich bojach o Całość, Wolność i Niepodległość naszej Ojczyzny.

Że o pogromcach bolszewików i innych ówczesnych wrogów Polski nie wolno było publicznie mówić i pisać w czasach komunistycznego PRL-u, to zrozumiałe. Lecz teraz – o dziwo! – na Stulecie ich wiekopomnych czynów nadal się o nich uparcie milczy, pomimo że obecnie można już mówić i pisać podobno „o wszystkim”.

Niejeden dzisiejszy odbiorca popularnego przekazu historycznego odnosi wrażenie, że oto – o paradoksie! – przeciwstawia się „jednych Wyklętych innym Wyklętym”, tych dawniejszych tym nowszym. Jakby nie można było mówić i pisać narodowi o jednych i o drugich, i w ogóle o całej naszej bogatej historii, szeroookooo…

A przecież wielu bohaterów uczestniczyło w obydwu wojennych zmaganiach, i tych z lat 1914-1921 i – będąc już ludźmi z natury rzeczy o ponad dwadzieścia lat starszymi – tych z lat 40-50. XX wieku. Ciągle słyszymy o między innymi Witoldzie Pileckim, będącym już w średnim wieku, lecz o wojennych młodzieńczych dziejach tego samego człowieka (!!!), wcześniejszych o ćwierćwiecze, nie mówi się już wcale, chociaż są one nie mniej ciekawe i pouczające od historii Pileckiego z okresu drugiej wojny światowej i pierwszych lat po tej wojnie. Czyżby młody Pilecki, i tysiące jego rówieśników, służył jakiejś innej Sprawie niż Pilecki w wieku dojrzałym? Bynajmniej!

Witold Pilecki za młodu także był harcerzem, w Wilnie. Ale w zestawieniu sporządzonym przez Władysława Nekrasza jego akurat nazwisko i imię nie figuruje; jest atoli wymieniony jego rówieśnik, Jan Pilecki z Kielc, ochotnik w 201 p.p., poległy w 1920 roku.

Wszystko to dowodzi, że błędem jest wypreparowywanie wydarzeń drugiej wojny światowej oraz przełomu lat 40. i 50. z szerszego kontekstu, więc że trzeba nareszcie zacząć spoglądać na historię lat 1914-1950 jako na pewną całość.

O, jakże wiele mają jeszcze do zrobienia zarówno dzisiejsi historycy-badacze, jak i historycy-popularyzatorzy, i wreszcie nauczyciele historii !!!

Artyści i literaci także, aczkolwiek niektórzy z nich już coś zrobili, jak choćby Sławomir N. Goworzycki, autor „Tamtego lata. Zatajonej historii Polaków”, której to powieści bohaterowie są żywcem wzięci z takich przekazów z epoki, do jakich należy omawiana tu monografia autorstwa Władysława Nekrasza.

Marcin Drewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!