Zacznijmy od stanu faktycznego. Jest lepiej niż w większości europejskich krajów. Rządy Prawa i Sprawiedliwości nie są idealne, ale z pewnością daleko im do zatraconej w lewicowej ideologii europejskiej chadecji, którą od otwartych kulturowych marksistów odróżnia jedynie nieco większe umiarkowanie oraz nazewnictwo. Niewątpliwym sukcesem polskiej sceny politycznej jest jej dość znacząca konserwatywna kotwica. Warto ową tezę osadzić w odniesieniu do narodów zachodnich. W Anglii i Niemczech, gdzie przez wiele lat rządy sprawowały partie o deklaratywnym przywiązaniu do chrześcijańskich wartości, na masową skalę rozprzestrzeniały się małżeństwa jednopłciowe oraz adopcja dzieci przez takie pary. Przywołajmy tutaj kilka statystyk. Otóż w 2015 roku na terenie Wielkiej Brytanii zarejestrowało się 13 tysięcy związków tej samej płci, a odsetek ten w 2018 roku zwiększył się ponad pięciokrotnie, bo liczba ta sięgnęła 68 tys. Takiego zestawienia dokonał angielski Office for National Statistics. Nie inaczej sytuacja wygląda w Niemczech, w których w 2017 roku Bundestag zezwolił na śluby zaliczających się do grupy LBGT osób. Te suche fakty są jednak istotne, gdyż w gwoli uczciwości należy przyznać, iż w Polsce rozwiązania prawne upodabniające nasz kraj do większości narodów UE są relatywnie dość odległą perspektywą.
Oczywiście z taką tezą można się nie zgodzić, bo także nad Wisłą z roku na rok lewicowa agenda przybiera na sile, a największe partie opozycyjne niestety tę narrację przejmują, ale przypomnijmy, że dopiero od roku 2019 PO jasno i dobitnie opowiada się za związkami partnerskimi. Zważywszy na fakt, iż najistotniejszy rywal Zjednoczonej Prawicy jak ognia boi się jasnych deklaracji w sprawie małżeństw homoseksualnych, a kandydat KO w zeszłorocznych wyborach prezydenckich z konsekwencją godną lepszej sprawy unikał odpowiedzi na prosto sformułowane pytania tyczące się tego zagadnienia, to powody do uzasadnionej nadziei istnieją. Z pewnością w obecnym parlamencie wniosek o legalizację ślubów takich par przepadłby z kretesem miażdżącą liczbą głosów obozu ZP, PSL-u, Konfederacji oraz niektórych posłów KO. To jaśniejsza strona medalu, ale nie możemy zapominać o czającym się na każdym kroku i uderzającym z coraz większą energią mroku. Mowa tu chociażby o agresywnych, kontestujących wartość ludzkiego życia strajkach kobiet, które w swym szale poważyły się na szarganie największych polskich świętości, jakimi są kościoły. Antyklerykalna propaganda doprowadziła do fizycznych ataków na duchownych oraz ogromnej fali nagonki na księży w lewicowo-liberalnych mediach. Protesty wykazały także jeszcze jedno niepokojące zjawisko, którym jest radykalizowanie się młodzieży w lewicowym kierunku. Postawa młodych oraz bezkompromisowa retoryka kilkuset tysięcy zaangażowanych w strajk Polaków odcisnęła wyraźne piętno na działaniach opozycji. Platforma Obywatelska opowiadająca się niezmiennie od 20 lat za kompromisem aborcyjnym, poparła legalizację procederu zabijania nienarodzonych do 12 tygodnia. Stopień laicyzacji i odchodzenia ludzi od Kościoła także zwiększył się w ostatnich latach drastycznie. Nietrudnym do wychwycenia dla wprawnego dziennikarskiego oka zjawiskiem jest powielanie przez Polskę tego, co stało się udziałem państw zachodnich. Dzieje się to w dużo wolniejszym, a wręcz biorąc pod uwagę standardy UE ślimaczym tempie, ale jednak ma miejsce. Ten długi wywód obrazuje i uwypukla blaski oraz cienie polskiej sceny politycznej z punktu widzenia konserwatystów. Tak, uważam że można jeszcze „wygrać” Polskę i w osobnych częściach postaram się przedstawić kilka recept na zatrzymanie ofensywy środowisk marksistowskich i lewicowych.
Jednym z kluczowych zagadnień jest w tym przypadku cierpliwość i nieuleganie nadmiernym emocjom powodującym szybkie, ale często dramatycznie nieudane w skutkach działanie. Zawisło nad nami widmo zawoalowanego marksizmu pod płaszczykiem nowego proletariatu LGBT, ale nie możemy zdecydować się odpowiadać ogniem na ogień. Takie sytuacje w polskiej historii nigdy nie odniosły pozytywnych skutków, a biorąc pod uwagę, iż wróg dysponuje wielokrotnie przewyższającym tradycyjną agendę orężem w postaci lwiej części komercyjnych mediów, zagranicznych pieniędzy, głosu młodzieży i wsparcia PE, radykalna próba ucięcia łba tej hydrze nie ma najmniejszego sensu, bo tylko wzmocni to jej napór. Należy głęboko przeformułować wszelkie projekty zakazujące parad LGBT. Autorzy tych uchwał kierowani dobrymi intencjami, nie zdają sobie sprawy, że ich wysiłek przyniesie prawdopodobnie odwrotny skutek niż ten oczekiwany. Dlatego tak istotna i kluczowa w tej sytuacji jest cierpliwość i historyczna refleksja. Polska przetrwała 123 lata zaborów, a po II wojnie światowej epokę komunizmu. Gdyby ówcześni przywódcy ruchu oporu nie wykazywali się strategią i powolnym stawianiem kroków ku niepodległości, wówczas Polska na pewno nie stałaby się krajem inicjującym polityczne przemiany na terenach bloku wschodniego. Czasami warto zrobić krok w tył, żeby móc wykonać dwa do przodu. Ta sama maksyma sprawdza się i w tym wypadku. Warto wychodzić z rozważnymi i pozytywnymi projektami takimi jak chociażby zwiększenie pomocy dla kobiet w ciąży oraz wsparcie ich przez państwo w trudnych życiowych sytuacjach czy ogólnopolskie wykłady żyjących ze sobą przez kilkadziesiąt lat małżeństw na temat sposobów na trwały i zasadzony na fundamentach wierności i miłości związek. Reasumując, pierwsza zasada ratowania Polski od lewicowej ofensywy, to cierpliwe i strategiczne wprowadzanie konserwatywnych, ale niebudzących szerokich kontrowersji projektów i poniechanie wszelkich radykalnych działań mogących podsycić jedynie atak wroga.
Paweł Szyller
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!