W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej po Alei Kultury (Culture Avenue) codziennie „spaceruje” Pani Joanna Sokołowska-Gwizdka. Każdy z nas za pośrednictwem Internetu ma możliwość przyłączenia się do tych wędrówek po świecie sztuki, a są one w swej różnorodności i rozpiętości niezwykle zachęcające… Można naprawdę odnieść wrażenie, że oto człowiek przenosi się na przykład gdzieś do Cusco w Peru, na główną arterię miasta – La Avenida de la Cultura, która rozciąga się na niemalże 13 kilometrów, kusząc odwiedzające ją osoby bogactwem oferowanych dóbr i doznań.
Joanna Sokołowska-Gwizdka – pisarka i dziennikarka. Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Łódzkim, gdzie następnie pracowała i prowadziła badania naukowe (w Katedrze Literatury Staropolskiej). Jako dziennikarka była m.in. korespondentką łódzkich Ogłosów na Muzycznym Festiwalu w Łańcucie, a także przedstawicielem medialnym oraz polskim promotorem Międzynarodowego Festiwalu Chopinowskiego, odbywającego się w La Châtre-Nohant we Francji. Ponadto współpracowała z Telewizją Łódź, polskim radiem w Perth w Australii oraz wieloma gazetami polonijnymi na całym świecie.
Za granicą na stałe mieszka od roku 2001, najpierw w Kanadzie, potem w New Jersey, a od 2013 roku w Austin w Teksasie. Na emigracji również zajęła się promocją polskiej kultury i sztuki. Pracowała m.in. w Gazecie (największym dzienniku Polonii w Kanadzie) i stacji telewizyjnej Polish Studio w Toronto. Jej teksty publikowane były w Polsce i za granicą, np. w Rzeczypospolitej, Pani, Jazz Forum, Nowym Dzienniku (Nowy Jork), Polonii Kalifornijskiej (San Diego), Teraz (Pensylwania), Polone (Egipt), Kurierze Zachodnim (Zachodnia Australia), Tygodniku Polskim (Sydney), Pro Polonicum (Szwajcaria). W 2018 r. otrzymała statuetkę Złotej Sowy, czyli Polonijnego Oskara w kategorii literatura; przyznaną przez Klub Inteligencji Polskiej w Wiedniu; wręczoną w wiedeńskiej stacji Polskiej Akademii Nauk.
Joanna to także pisarka – autorka następujących pozycji literackich: Co otrzymałam od Boga i ludzi. Opowieść o Helenie Modrzejewskiej / What I Received from God and from People; Teatr spełnionych nadziei. Kartki z życia emigracyjnej sceny oraz współautorka sztuki teatralnej, przetłumaczonej na cztery języki Dobry wieczór Monsieur Chopin.
Ponadto jest redaktorem naczelnym Culture Avenue – czasopisma internetowego poświęconego kulturze polskiej poza krajem, za redakcję którego otrzymała w 2018 r. statuetkę im. Macieja Płażyńskiego, przyznaną przez Press Club Polska, a wręczoną podczas uroczystości w Muzeum Emigracji w Gdyni.
Dlaczego zdecydowała się Pani promować polską kulturę emigracyjną? Potrzeba serca, tęsknota za krajem…?
Polska literatura i kultura to mój zawód. A emigracyjna, bo moje życie tak się ułożyło, że znalazłam się na emigracji. Po ukończeniu polonistyki pracowałam na uniwersytecie, zajmowałam się dawną polską literaturą i językiem, a konkretnie teatrem staropolskim. Czułam się jak detektyw budujący ze skrawków archiwalnych przekazów, jakąś większą całość o życiu w Polsce w dawnych wiekach, o potrzebie kultury, o roli, jaką ta kultura spełniała, o ludziach ją tworzących. Na emigracji też w zasadzie zaczęłam od teatru; teatralne są moje dwie książki. Helena Modrzejewska to bohaterka pierwszej z nich. Polka – emigrantka i jej niebywały wpływ na życie kulturlne Ameryki był niezaprzeczalny. Druga opowiada o dziejach niezwykłego teatru polskiego w Toronto, który stworzyła aktorka Teatru Słowackiego z Krakowa, Maria Nowotarska wraz z zespołem. Przy obydwu książkach przydał mi się warsztat naukowy, który zdobyłam w pracy na uniwersytecie.
Culture Avenue – czasopismo internetowe, którego jest Pani redaktor naczelną, to wspaniała inicjatywa kulturalna i społeczna. Ja, jako osoba żywo zainteresowana polską twórczością, odnajduję na portalu publikacje moich m.in. emigracyjnych przyjaciół – twórców.
Magazyn Culture Avenue był kontynuacją innego pisma kulturalnego, które redagowałam przez sześć lat w Toronto – Listu oceanicznego, dodatku do dziennika Gazeta. Wykorzystałam więc tu moje kontakty i doświadczenie. Konkretnym impulsem do założenia pisma był doping ze strony profesora Floriana Śmiei z Kanady, wybitnego iberysty, nagrodzonego przez króla Hiszpanii Filipa VI za propagowanie literatury hiszpańskiej w świecie, ale też i nestora poetów emigracyjnych. Po wojnie (w Londynie) był założycielem słynnej poetyckiej grupy Kontynenty. Kiedy List oceaniczny przestał wychodzić, profesor, mimo zaawansowanego wieku, namawiał mnie do skorzystania z nowych technologii i kontynuowania działalności w innej, mniej kosztownej, elektronicznej formie. Dałam się namówić. Pan profesor był moim redaktorem, najwierniejszym czytelnikiem, komentatorem. Wstawał o 4 rano, czytał nowy tekst i dzielił się wrażeniami. Dniem, kiedy ukazywały się jego publikacje, był wtorek. Kiedyś wysłał mi wiersz – dziś wtorek; ciekawe, co będzie na portalu. Myślę, że aktywna praca dała mu motywację do życia. Niestety odszedł w wieku 94 lat, w 2019 r. Bardzo mi go brakuje, ale pozostawił mi ogromną spuściznę z jego emigracyjnego życia i doświadczeń, którą pielęgnuję.
Czy pandemia Covid-19 wpłynęła w jakiś sposób na treści publikowane na portalu, a także możliwość docierania do rozmówców?
W tym przypadku nic się nie zmieniło. Rozmówcy siedzieli zamknięci w domach i chętnie się kontaktowali. Ja też pracuję z domu, więc brak podróżowania nie był tu znaczącą przeszkodą. Rozwinęły się tylko może bardziej zoomowe formy komunikacji.
Działalność Culture Avenu to także znakomite panele dyskusyjne z wybitnymi postaciami, w których można uczestniczyć on-line, poznając wybite postacie dla polskiej kultury. Są one współorganizowane z Klubem Historycznym Austin Polish Society.
Tak, to ta dobra strona pandemii. W Austin prowadzę Klub Historyczny przy Austin Polish Society. W przed pandemicznych czasach wyglądało to tak, że mieliśmy zawsze wynajęta ładną salę, ostatnio był to Austin Historic Center, koło Capitolu i raz w miesiącu, w niedzielę odbywała się prelekcja na polski temat, wraz z poczęstunkiem i długimi Polaków rozmowami po spotkaniu. (uśmiech!) Miło jest się spotkać, porozmawiać i poczuć się grupą o wspólnych korzeniach. Mieliśmy serię o polskich miastach. Każdy, kto chciał, mógł opowiedzieć o mieście, z którego pochodził. A gdy skończyły się tematy miast, rozpoczęłam serię Rody Polskie. Ostatnia prelekcja dotyczyła Potockich z Łańcuta. Kiedy zaczęła się pandemia, pomyślałam, dlaczego nie wyjść poza Austin, skoro są takie możliwości techniczne. Można połączyć się z całym światem. I wtedy zaczęłam organizować spotkania z autorami magazynu Culture Avenue. którzy mają wiele do powiedzenia. I tak odbyło się spotkanie z profesorem Kazimierzem Braunem z Buffalo, Jarosławem Abramowem-Newerlym z Toronto, Anną Habryn – dramaturgiem z Australii, Markiem Proboszem – aktorem z Kalifornii i wielu innymi.
Czy podczas obostrzeń pandemicznych spełniały one dodatkową rolę – w pewnym sensie terapeutyczną?
Nad rolą terapeutyczną nie zastanawiałam się, ale myślę, że tak, bo takie spotkanie dawały poczucie pewnej wspólnoty, bez względu na okoliczności. Dawały także możliwość porozmawiania z ludźmi, z którymi w normalnych warunkach trudno by się było spotkać w Teksasie. Jeśli na tych spotkaniach równocześnie byli ludzie z różnych kontynentów, nie tylko z Ameryki, ale i Europy czy Australii, bez względu na bardzo różne strefy czasowe, to widać takie inicjatywy były potrzebne.
W maju 2021 zorganizowała Pani, także on-line, Festiwal Poli Negri w Austin /austinpolishfilm.com/ – projekcje filmów, wywiady tematyczne i panele dyskusyjne.
Festiwal był zorganizowany pod egidą Austin Polish Society jako zapowiedź dużej imprezy filmowej, która mamy co roku jesienią – Austin Polish Film Festival. Pola Negri mieszkała w San Antonio w Teksasie przez 30 lat. Tu też umarła. Znamy osiągnięcia Poli Negri z jej wcześniejszego hollywoodzkiego okresu, a z okresu teksaskiego dużo mniej o niej wiemy. Wiele ludzi się nawet dziwi, że tak długo żyła. Poza tym w Austin mieszka reżyser, znawca Poli Negri i wielki kolekcjoner pamiątek po niej – Mariusz Kotowski. Postanowiliśmy połączyć siły i stąd ten festiwal. O śladach po Poli Negri w Teksasie oraz wywiad z Mariuszem Kotowskim można przeczytać w magazynie Culture Avenue:
https://www.cultureave.com/teksaskie-opowiesci-pola-negri/
Aleja kultury – niezwykle trafna nazwa, bo przecież Culture Avenue to także wirtualne wystawy. Nie tak dawno pokazane zostały prace Ani Gilmore z Bostonu.
Nazwa Culture Avenu powstała, gdy mieszkałam w New Jersey i dojeżdżałam do pracy w Instytucie Piłsudskiego, który mieścił się wówczas niedaleko Union Square w Nowym Jorku. Jeździłam kolejką do pierwszej nowojorskiej stacji i dalej szłam pieszo, bo zachwycałam się, ile kulturalnych rzeczy działo się na ulicach. Ktoś śpiewał operowo, ktoś inny recytował wiersze, inny chodził na szczudłach. Malowano obrazy na sztalugach, małe kameralne zespoły grały na instrumentach smyczkowych, a już niebywałe koncerty dawali artyści jazzowi. Każdy, kto chciał, dzielił się kulturą z tymi, którzy jej potrzebowali. I taka jest formuła magazynu. To miejsce jakby „ulicznych” spotkań kulturalnych, bez przymusu uczestniczenia w zorganizowanej kulturze w salach koncertowych, czy przyjmującej inne komercyjne formy. A że w Nowym Jorku aleje są nadrzędne w stosunku do ulic, powstała Aleja Kultury. (śmiech!)
Środy są dniem wirtualnych wystaw. Ania Gilmore z Bostonu, to wybitna artystka papieru, która opanowała koreańską sztukę obróbki tego materiału. Ale swoje wystawy miało już tu wielu artystów z różnych miejsc na świecie – Basha Maryańska z Nowego Jorku, czy Wojtek Sobczyński z Londynu, są artyści z różnych stanów w USA, Kanady, Australii. Zdarzyło się tak też nie raz, że artysta po wirtualnej wystawie na Culture Avenue, został zaproszony z wystawą przez realną galerię.
Chciałam jeszcze zapytać o podróże kulinarne, które w czasie pandemii zastępowały u Pani te realne. Kuchnia grecka, hinduska, marokańska itd. w wydaniu wegetariańskim?
Tak mi się wymyśliło, że jak nie można podróżować realnie, to przecież zawsze można kulinarnie. I w czasie pandemii, dla odmiany, wymyślałam potrawy z różnych stron świata; do tego odpowiednia muzyka z danego rejonu, wino, no i oczywiście strój. To była zabawa i przyjemna odmiana, żeby w codziennym, dość monotonnym pandemicznym życiu nie popaść w rutynę. W każdych warunkach trzeba być kreatywnym, to pomaga na samopoczucie.
Dziękuję za rozmowę
autor: Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz /https://kuchniawolosiewicz.blogspot.com/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!