Polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, z którą historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe, nie zadowala się wyłącznie utrzymaniem politycznej przewagi, ale stara się też utrzymać w awangardzie przywództwa – również moralnego. Nawiązuje w tym do wypracowanych przez wcześniejsze totalizmy i sprawdzonych już wzorów socjotechniki. Za komuny były to „czyny społeczne” (jak zwykle – grabimy!), wzorowane na bolszewickich „subotnikach”, ale kiedy komuna „upadła”, to już nie wypadało tak ostentacyjnie nawiązywać do socjotechnik bolszewickich tym bardziej, że część RAZWIEDUPR-a, czyli wywiadu wojskowego, przewerbowała się na służbę do niemieckiej BND. Ale i hitlerowska Rzesza też dorobiła się socjotechnik skierowanych na „jednoczenie” społeczeństwa w ramach doktryny „ein Volk, ein Fuhrer, ein Vaterland.
Wśród tych socjotechnik, do których można było bezpiecznie nawiązać nawet w fazie demokratycznej transformacji ustrojowej, była inspirowana przez NSDAP w Rzeszy Niemieckiej akcja Winterhilfswerk, czyli akcja Pomocy Zimowej. Tedy Wojskowe Służby Informacyjne uruchomiły „Jurka Owsiaka”, który – być może przy pomocy pierwszorzędnych fachowców z „dywersji ideologicznej” – twórczo zmodyfikował założenia akcji i zamiast „pomocy zimowej”, proklamował „pomoc świąteczną” w przekonaniu, że taka modyfikacja może działać obezwładniająco nie tylko na przedstawicieli „reakcyjnego kleru”, któremu wszak nie wypada bluźnić przeciwko „jednoczeniu” i „pomocy” zwłaszcza „świątecznej” – a w ten sposób może działać obezwładniająco również na katolickie masy, zwłaszcza gdy podkręci się w odpowiednim kierunku tajnych współpracowników, awansowanych w międzyczasie na purpuratów. Najlepiej wyraził te nadzieje wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler: „Poprzez tak widoczne demonstracje – mówił – nieustannie poruszamy sumienie naszego narodu i za każdym razem uświadamiamy wam, ze należy się uważać za człowieka społeczności i nie unikać poświęceń”. Toteż nad Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy w podobnych słowach rozpływał się JE abp Józef Życiński, w swoim czasie – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” – zarejestrowany przez SB jako TW „Filozof”:
„Trzeba wyrazić wielkie uznanie dla tych, którzy potrafią poświęcać swój czas na chłodzie, nieraz wśród mrozu po to, aby spieszyć z pomocą innym. To nie jest tylko akcja, to konkretna forma pomocy dla cierpiących.”
A dlaczego „cierpiący” cierpią? Dlatego, że nie szpitale nie mają dość pieniędzy, by ich leczyć. A dlaczego nie mają? Bo reforma „ochrony zdrowia” została oparta na założeniu, że „pieniądze idą za pacjentem”. Może i „idą” – ale w takiej odległości, że wszelki, nie tylko wzrokowy kontakt, już dawno został z nimi utracony. W rezultacie do „pacjentów” docierają skromne resztki tego, co wcześniej „państwo” odebrało im pod pretekstem, że będzie ich leczyło. Toteż raczej nie „leczy”, tylko pod pozorem „leczenia” realizuje Narodowy Program Eutanazji, zapoczątkowany jeszcze przez premiera Tuska, stojącego na czele obozu zdrady i zaprzaństwa. Działania operacyjne prowadzone przez „Jurka Owsiaka” stanowią nie tylko znakomity kamuflaż dla tego programu, ale w dodatku, dzięki szantażowi moralnemu, pozwalają wyciągnąć od obywateli dodatkowe pieniądze. Czegóż chcieć więcej?
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!