Felietony

Jurny Kostuś i heretycy

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

„Pan Karol ma żonę uroczą i mądrą, plus seraj rozkosznych kochanic. A Kostuś z pyskatą żonaty jest fladrą i romans ma z tkaczką z Pabianic” – napisał Janusz Szpotański w wierszu „Pan Karol i Kostuś”, dedykowanym Stefanowi Niesiołowskiemu. To było jeszcze w roku 1982, kiedy dziś Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski, patentowany Europejs, tkwił jeszcze po uszy w sprośnych błędach Niebu obrzydłych, odwrotnie, niż „Pan Karol”: „Pan Karol, jak myśli, to myśli szeroko i mnóstwo ogarnia perspektyw. A Kostuś baranie wlepione ma oko w stos brudnych, endeckich inwektyw”. Nic tedy dziwnego, że „Kostuś” mógł zapragnąć dorównać „Panu Karolowi” i doszlusował do Salonu, stopniowo porzucając sprośne błędy na rzecz nieubłaganego postępu i przyzwoitości. Być może zresztą, że nie tylko ambicja i snobizm go motywowały, ponieważ we wspomnianym wierszu czytamy, że „W lot Pana Karola spełniają zachcianki bankierzy, masoni, kapłani.” Oczywiście nie wszyscy kapłani, tylko ci postępowi, co to gotowi są sprzedać Pana Jezusa, ale oczywiście za znacznie większe pieniądze, niż zażądał od Sanhedrynu Judasz Iskariota – co wyraża anegdotka, jak to Żydzi modlili się w synagodze. Podobno niekiedy te modły są bardzo głośne i pewnego razu, gdy klangor sięgnął zenitu, w ścianie otworzyło się okienko, z okienka wyjrzał aniołek i powiedział: „Pan Bóg prosi, żeby było ciszej!” Podobnie było i w anegdotce, z tym, że najgłośniej modlił się jeden osobnik, domagając się od Pana Boga 500 dolarów. Kiedy tak wrzeszczał, podszedł o niego jegomość bardzo poważny i powiedział: masz tu 500 dolarów i wynoś się, bo mytu się modlimy o znacznie większe pieniądze!

Kazimierz Chłędowski ongiś, za panowania Najjaśniejszego Pana, minister dla Galicji, wyjaśniał, dlaczego ludzie idą do polityki. Po pierwsze – z nudów, bo już nie mogą wytrzymać z żoną, po drugie – żeby zrobić pieniądze i po trzecie – z pobudek ideowych. Jestem pewien, że Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski poszedł do polityki z pobudek ideowych – bo jakże inaczej wytłumaczyć jego członkostwo w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym – ale potem zaczął chyba ewoluwować, jako, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Zwłaszcza w sytuacji, gdy otwierają się perspektywy, których wcześniej „Kostuś” nawet sobie nie wyobrażał. Przecież „bankierzy, masoni, kapłani” nie muszą spełniać tylko zachcianek „Pana Karola”. Mogą przecież spełniać zachcianki również innych Wielce Czcigodnych osobistości, a skoro tak – to dlaczego nie „Kostusia”?

Oczywiście nie ma róży bez kolców, toteż i „Kostuś” musiał się trochę zbisurmanić. Jak mówił panu Kmicicowi pułkownik Kuklinowski, „jeślić cnotka przeszkadza, to ją wycharknij!” A skoro już trzeba wycharknąć, to w całości, bo po co w takiej sytuacji zostawiać sobie jakieś fragmenty „cnotki”. Toteż i Wielce Czcigodny stał się płomiennym szermierzem nieubłaganego postępu i w tym charakterze toczył pianę w ramach walk kogutów, organizowanych przez bezpieczniaków w TVN, przy udziale, jak nie resortowej „Stokrotki”, to pani redaktor Justyny Pochanke, której rodzinne korzonki sięgają Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Wprawdzie niezawisły sąd prawomocnie stwierdził, że Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski nie miał ubeckich protektorów, ale przecież nie trzeba mieć żadnych ubeckich protektorów, żeby brać udział w walkach kogutów i toczyć pianę. Antoni Słonimski napisał w jednym z felietonów, jak to przed rozpoczęciem sezonu tetralnego, do jednej z warszawskich kawiarni przychodzili aktorzy i czekali na zaangażowanie. Każdy oczywiście wyrażał swoje emploi; amant w pelerynie nerwowo palił papierosa, komik w kraciastej marynarce przymilnie się uśmiechał, amantki sączyły mazagran, z kolei pierwsze naiwne – i tak dalej. No to dlaczego Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski nie mógł nauczyć się toczenia piany na każde zawołanie?

Jest on człowiekiem bardzo zdolnym, nawet profesorem, więc opanowanie kolejnej umiejętności nie stanowiłoby żadnego problemu – ale pozostaje do ustalenia kwestia – za ile? „Dmuchaj ją, ale nie za darmo!” – mówił Waldemarowi Szmaciakowi Rurka, kiedy przyłapał go w momencie, gdy usiłował on wtargnąć do sanktuarium ciała Stefy, którą Rurka posyłał na „polowania na miłości głodnych płeciów” – jak to wyrażał w słynnej piosence o świętach u Sztachetków Stanisław Grzesiuk. Toteż bez zaskoczenia przyjąłem wiadomość, że Wielce Czcigodny domagał się wynarodzenia w naturze, to znaczy – w postaci towarzystwa dam pozbawionych przesądów. Jak podają niezależne media głównego nurtu, Wielce Czcigodny wybierał sobie wynagrodzenie na podstawie fotografii, co z jednej strony przynosi mu zaszczyt, że w takim wieku… – no ale z drugiej – jak długo można romansować „z tkaczką z Pabianic”? W tej sytuacji Wielce Czcigodny całkiem niepotrzebnie twierdzi, że sprawa została spreparowana przez złowrogi reżym Jarosława Kaczyńskiego. Nie tylko dlatego, że „preparuje” ją akurat „Onet”, który swoje natchnienia czerpie z całkiem innego źródła, ale przede wszystkim – że w takich sprawach trudno użyć formuły: „bez swojej wiedzy i zgody”, do czego chyba będzie musiało dojść, jeśli „biznesmeni” nie zmienią w międzyczasie zdania.

W tej sytuacji pomysł Janusza Korwin-Mikke, by przesłuchać wszystkie 27 dam, ile usług i w jakim rozmiarze Wielce Czcigodnemu świadczyły, ponieważ tylko w ten sposób można ustalić skalę „korzyści majątkowych”, jakie z tytułu komercjalizowania swego statusu politycznego otrzymywał, jest całkiem rozsądny. Wprawdzie po „rewolucyjnym” wyroku wydanym przez niezawisłą panią sędzię Annę Łosik z Poznania, w branży nastał zamęt, ale prędzej czy później mechanizmy rynkowe dojdą do głosu. Toteż nie mogę zrozumieć, dlaczego pan Mirosław Salwowski z portalu „Fronda” uznał tę propozycję za „heretycką”. Portal „Fronda” dotychczas demaskował „ruskich agentów”, między innymi – mnie – ale to nie żaden powód, by wchodził w kompetencje Kongregacji Doktryny Wiary, a zwłaszcza – by w te kompetencje wchodził pan Mirosław Salwowski. Myślę tedy, że nie od rzeczy będzie przypomnieć, w co katolik ma w swoim sumieniu obowiązek wierzyć. Otóż ma wierzyć w sześć prawd wiary, które chciałbym panu Mirosławowi Salwowskiemu przypomnieć, żeby i on nie zaczął pogrążać się w sprośnych będach Niebu obrzydłych, choćby z powodu ich śmieszności. Te sześć prawd wiary, to – po pierwsze – że jest jeden Bóg. Po drugie – że Bóg jest Sędzią Sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe – karze. Po trzecie – że są Trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Po czwarte – że Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia. Po piąte – że dusza ludzka nie umiera, bo jest nieśmiertelna i po szóste – że Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna. Jak z tego wynika, nie ma tam ani słowa o „judaizmie”, ani o Putinie, w związku z czym przypuszczam, że „judeochrześcijański” potral „Fronda” szerzy jakieś herezje, a wierzę nawet, że pan Salwowski robi to „bez swojej wiedzy i zgody”.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!