Rocznica wybuchu katastrofalnego w skutkach Powstania Warszawskiego.
Dziś w naszym kalendarium przyjrzymy się ostatnim chwilom przed wybuchem powstania zbrojnego w Warszawie z 1944 roku.
W czerwcu 1944 roku rozpoczęła się wielka operacja armii czerwonej o kryptonimie „Bagration”, w trakcie której zadano duże straty Niemcom oraz opanowano Białoruś. W lipcu sowieci podeszli do Wisły i zajęli warszawską Pragę. Wprawdzie jeszcze w marcu 1944 roku „Bór” wyłączył stolicę z akcji „Burza” (z powodu możliwości gigantycznych strat wśród ludności cywilnej i dobrach kultury), to coraz większa liczba oficerów nalegała na zorganizowanie w mieście zbrojnego powstania. Przodowali w tym Antoni Chruściel ps. „Monter” oraz zrzucony przez Brytyjczyków 21 maja Leopold Okulicki ps. „Niedźwiadek”.
Okulicki przywiózł do Warszawy pesymistyczne wiadomości o konferencji w Teheranie, które dodatkowo zelektryzowały Komendę Główną. Jak relacjonuje pułkownik Kazimierz Pluta-Czachowski, Okulicki nawiązał sieć kontaktów, które wykorzystał do nacisków na dowództwo w celu wywołania powstania. Uważał, że wobec zdrady sojuszników, niezbędne jest stanowcze wystąpienie zbrojne, którego skala wstrząśnie opinią światową i doprowadzi do zmiany tego, co zostało ustalone przez Churchilla, Roosevelta i Stalina. Razem z Chruścielem argumentował, że samodzielne wystąpienie zbrojne i opanowanie stolicy, postawi Stalina w niewygodnej sytuacji politycznej, a aliantów zmusi do uznania polskiej niepodległości.
Przeciwnikiem koncepcji powstańczej był m.in. Janusz Bokszczanin ps. „Sęk”, który twierdził, że doprowadzi to jedynie do zburzenia miasta i śmierci tysięcy jego mieszkańców, a Teheranu i tak nie przekreśli. Uważał, że w Warszawie jest zbyt mało zarówno oddziałów powstańczych jak i broni. Wyliczał ilość niemieckich dywizji pod miastem oraz fakt iż na pomoc sowiecką nie powinno się liczyć. W podobnym tonie wypowiedział się sam Kazimierz Sosnkowski, który w komunikacie do Komendy Głównej AK z czerwca 1944 roku stwierdził: „O losie Polski przesądzili alianci w Teheranie. Nasza rola w tej fazie wojny jest skończona. Należy wstrzymać się od wielkich wykrwawiających działań, gdyż szkoda już każdej kropli krwi, szczególnie młodzieży polskiej.”
Naczelny Wódz rozważał ewentualne walki, jedynie w wypadku wycofania się Niemców ze stolicy. W związku z tym przyśpieszono, zarządzone jeszcze w 1943 roku formowanie kadrowej organizacji wojskowej o kryptonimie „NIE”. Miała ona stanowić przedłużenie konspiracji na wypadek okupacji sowieckiej. Jej komendantem został Okulicki, który przybrał na tę okoliczność nowy pseudonim „Nowak”.
Podczas kolejnych narad dowództwa, coraz bardziej rosła atmosfera insurekcyjna, rozpalana przez Okulickiego i Chruściela oraz przekonanego przez nich Szefa Sztabu KG AK, Tadeusza Pełczyńskiego ps. „Adam”. Okulicki odrzucał wszelkie argumenty strony przeciwnej o słabym uzbrojeniu własnym, znacznych siłach niemieckich, czy też nie tak znowu rychłej odsieczy ze strony Sowietów czy aliantów zachodnich. Tych, którzy sprzeciwiali się powstaniu, pacyfikował argumentami natury moralnej, bez ogródek nazywając ich tchórzami i defetystami.
Ostatecznie, 21 lipca przekonano większość KG o konieczności wywołania walk. Dopiero od tego momentu zaczęły się przygotowania planów taktycznych, gromadzenie ludzi, broni i amunicji. Raporty o stanie uzbrojenia nie napawały optymizmem. Dla większości żołnierzy nie było nawet choćby pistoletów czy granatów, o broni przeciwpancernej i przeciwlotniczej nie wspominając. Słaby stan uzbrojenia był spowodowany decyzjami „Bora” Komorowskiego, który w poprzednich miesiącach uszczuplił warszawski arsenał, przekazując znaczną jego część oddziałom zaangażowanym na wschodzie w akcję „Burza”.
Jakby było mało, bezmyślność dowództwa spowodowała, że część broni w ogóle nie została użyta w czasie walk. Kilka składów znajdowało się w miejscach, do których powstańcy nie zdołali dotrzeć przed powstaniem lub utracili kontakt z ich opiekunami np. po wojnie władze komunistyczne odnalazły skrytkę przy ulicy Leszno 18, w której znajdowało się 678 nieużywanych pistoletów maszynowych, z masą amunicji.
„Bór” Komorowski do końca nie był przekonany co do decyzji o wybuchu walk. Z pewnością duże wrażenie musiały na nim zrobić wieści o powołaniu 22 lipca marionetkowego, komunistycznego rządu, organizującego administrację na „wyzwolonych” z okupacji terenach polskich – PKWN. Jednocześnie moskiewskie radio cały czas wzywało do chwycenia za broń i wyzwolenia stolicy. Na dwa dni przed godziną „W”, do miasta przybył emisariusz rządu emigracyjnego Jan Nowak – Jeziorański, który raportował, że na pomoc aliantów nie powinno się liczyć, a ewentualny wybuch powstania i tak nie zmieni ich decyzji.
Spowodowało to kolejne wahania dowództwa, które uspokoił Chruściel „Monter”. 31 lipca wybrał się on na przejażdżkę w kierunku Pragi, gdzie od miejscowych kobiet usłyszał, że sowieckiej czołgi są już niedaleko. Tą zupełnie fałszywą informacją chciał wymusić wydanie rozkazu do powstania. Swoją akcję skoordynował z całkowicie samowolnie zarządzonym alarmem, podczas którego żołnierze dowiedzieli się jak mizernym uzbrojeniem dysponują. Tych, którzy nie otrzymali broni palnej, Chruściel kazał wyposażyć w siekiery i kilofy (patrz: drągalierzy powstania styczniowego).
Rozkaz ten został odwołany przez Komorowskiego, a ludzie rozeszli się do domów. Kolejna narada dowództwa, zakończyła się ok. godziny 14.00 impasem i decyzją o oczekiwaniu na sowiecki manewr okrążający stolicy. Pomimo tego, z nie do końca jasnych przyczyn (prawdopodobnie szantaż Okulickiego i Chruściela) ok. godziny 17.40 „Bór” Komorowski zgodził się na rozpoczęcie powstania nazajutrz o godzinie 17.00. Chwilę po podpisaniu rozkazu, do jego kwatery dotarła wieść o zatrzymaniu sowieckich korpusów pancernych pod Wołominem, co świadczyło o rozpoczęciu powstania bez nadziei na szybką odsiecz. Mógł jeszcze odwołać swój rozkaz ale kompletnie załamany stwierdził „nic się już nie da zrobić”.
Zarządzenie wybuchu walk na godzinę wieczorną było znacznym błędem, gdyż prowadzenie walk po zmroku było utrudnione. Dodatkowo, rozkaz nie dotarł do wszystkich oddziałów, w związku z czym nastąpił brak koordynacji. W konsekwencji tego, impet polskiego zrywu był niewielki, a początkowe przechwycenie dość znacznych obszarów stolicy, było warunkowane zaskoczeniem i dość słabą obroną niemiecką. Już po kilku dniach walk okazało się, że żaden z zakładanych celów nie został osiągnięty, a pomocy z zewnątrz jak nie było tak nie będzie.
Dowództwo powinno przemyśleć to i zakończyć walki. Desperacki opór jednak trwał, a oddziały wzmacniali młodociani harcerze, starcy, kobiety i dzieci. Do walki przyłączyli się też przeciwni powstaniu żołnierze NSZ, a nawet przebywające w mieście bojówki komunistyczne. Z powodu zniszczeń i odcięcia poszczególnych odcinków, kontaktowano się przy pomocy miejskich kanałów. W poprzek ulic budowano barykady i zapory przeciwczołgowe.
Braki w uzbrojeniu, wyposażeniu i wyszkoleniu dały o sobie rychło znać. W sposób lawinowy rosły straty zarówno wśród walczących, jak i ludności cywilnej. Niemcy powoli ściągali do stolicy oddziały, które systematycznie niszczyły kolejne ogniska oporu. Sowieci zatrzymali swoją ofensywę, z satysfakcją przyglądając się wyżynaniu miasta. Stalin był dumny, że może upiec dwie pieczenie na jednym ogniu czyli zniszczyć główne siły polskiego podziemia, a przy okazji osłabić Niemców.
Powstańcy byli całkowicie bezbronni wobec ataków lotnictwa oraz artylerii. Z kolei przeciwko czołgom mieli jedynie niewielką ilość granatników i prymitywne koktajle mołotowa. 18 sierpnia dowódca wojsk niemieckich Erich von dem Bach-Zelewski wysunął propozycję kapitulacji, którą dowództwo polskie odrzuciło.
W czasie tłumienia powstania, szczególnie okrutni byli żołnierze z Ukraińskiego Legionu Samoobrony, Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA) Bronisława Kamińskiego oraz kryminaliści z 36 dywizji grenadierów SS pod dowództwem Oskara Dirlewangera. Już od pierwszych dni walk, zaczęto masowe egzekucje ludności cywilnej, zwłaszcza w dzielnicy Wola. Zgromadzone pod miastem oddziały Węgierskie pomagały polskim uciekinierom, jednak zostały za to wycofane przez Niemców na inny odcinek frontu.
Rząd na uchodźstwie wymógł na aliantach organizację zrzutów zaopatrzenia dla walczących, jednak Stalin odmówił im korzystania z sowieckich lotnisk. Gdy wreszcie się na to zgodził i zorganizowano zrzuty, większość broni i żywności trafiła w ręce niemieckie. Stacjonujący po drugiej strony Wisły Zygmunt Berling, zorganizował za zgodą sowietów desant żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego. Nie na wiele się to jednak zdało, gdyż berlingowcy nie mieli doświadczenia w walkach ulicznych i ponieśli znaczne straty. Do pomocy powstańcom ruszyły oddziały zgrupowania AK „Kampinos”, jednak też zostały odparte.
W nocy z 2 na 3 października 1944 roku podpisano akt kapitulacji. Powstańcy z „Borem” Komorowskim na czele udali się do niewoli, a cywilni mieszkańcy zostali przesiedleni lub wywiezieni do obozów. W późniejszym czasie, Niemcy przystąpili do celowego niszczenia budynków, które przetrwały walki. Powstanie pochłonęło ok. 200 tysięcy polskich żołnierzy i cywilnych mieszkańców Warszawy. Niemcy stracili ok. 17 tysięcy zabitych i rannych, głównie z rosyjskich i ukraińskich jednostek kolaboracyjnych. Miasto znajdowało się w kompletnej ruinie.
Dzięki Powstaniu i zdziesiątkowaniu najbardziej patriotycznie nastawionych Polaków, Sowieci mieli ułatwioną misję instalacji w naszym kraju swojej władzy.
Poprzedni wpis z naszego kalendarium dostępny jest tutaj.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!