Pan premier Morawiecki ogłosił termin wyborów do samorządu terytorialnego na 21 października i od razu w pustych głowach zaczęły buzować gersdorfiny. Te gersdorfiny powinny być starannie przebadane przez naukowców, przede wszystkim – uczonych doktorów nauk medycznych, ale również przez psychologów, politologów, prawników, a nawet teologów. Wszystko bowiem wskazuje na to, że gersdorfiny powodują uderzenia do głowy, nie tyle może takie, jakich doświadczają kobiety w tak zwanym „niebezpiecznym wieku”, ale takie, które objawiają się w postaci pychy, będącej, jak wiadomo, na pierwszym miejscu listy grzechów głównych. W tej sytuacji do badań powinni zostać dopuszczeni również teologowie, żeby np. wyeliminować podejrzenia, czy pani Małgorzata Gersdorf nie została aby opętana przez Belzebuba, którego na terenie Polski podobno reprezentuje pan Adam Darski, używający pretensjonalnego pseudonimu „Nergal” – jak podobno nazywał się jakiś lokalny diabeł w Mezopotamii. Panu Darskiemu najwyraźniej nie wystarczają już lokalne diabły, jak dajmy na to, Rokita, czy Boruta, ewentualnie „Diabeł Łańcucki”, tylko snobuje się na diabłów cudzoziemskich. Warto dodać, że wyraz „snob” pochodzi od połączenia dwóch łacińskich słów: sine nobilitate, co się wykłada, że „bez szlachetności”. Tedy niektórzy arywiści tylko się snobują, podczas gdy innym gersdorfiny tak mocno uderzają do pustych głów, że popadają w pychę. Od razu widać, że nie tylko doktorowie nauk medycznych mieliby przy badaniu gersdorfin mnóstwo roboty, ale kto wie, czy nie należałoby zaangażować do tych prac również socjologów, którzy by wyjaśnili takie fenomeny, jak np. osoba pana prof. Wojciecha Sadurskiego, który niedawno ofuknął Jarosława Kaczyńskiego za to, że „nieoświeconemu plebsowi dał poczucie dostępu do władzy”. Gdyby Jarosława Kaczyńskiego skrytykował w ten sposób jakiś arystokrata, to byłoby to uzasadnione przynajmniej na pierwszy rzut oka. Tymczasem pan prof. Sadurski, syn działacza ludowego, sam wywodzi się z „nieoświeconego plebsu” i w młodości prawdopodobnie „srać chodził za chałupę”, więc takie słowa w jego ustach sprawiać mogą nawet wrażenie samokrytyki. Ale mniejsza już o tak zwane „korzenie” pana prof. Sadurskiego i o pretensje, jakie można by przeciwko niemu podnieść, że niewiele zrobił, by ten „plebs” oświecić, mimo że sam ukończył rozmaite szkoły gotowania na gazie i zażywa reputacji tęgiej głowy. Niestety niezasłużenie, bo krytykując Jarosława Kaczyńskiego w taki sposób, w gruncie rzeczy komplementuje go jako demokratę. Dyć, mój Panie Wojciechu, demokracja właśnie polega na tym, że każdy, a więc i „nieoświecony plebs” ma „udział w rządzeniu”. Może w wyższej szkole gotowania na gazie tego nie uczyli, albo Pan nie uważał na lekcjach, ale sam Pan zauważył, że Jarosław Kaczyński właśnie realizuje ideał demokracji. Można by oczywiście zapytać, dlaczego dopiero on i co robiły wcześniej watahy demokratów w rodzaju, dajmy na to, pana Frasyniuka, co to poczucie wyższości nad „nieoświeconym plebsem” musiał odziedziczyć po królu, swoim ojcu – ale nie o to w tej chwili chodzi, bo znacznie ciekawsze są następstwa zrealizowania tego ideału demokracji. Chciałbym wskazać przynajmniej na dwa. Po pierwsze, jeśli „każdy” ma „udział w rządzeniu”, to przecież nie znaczy, że rządzi sobą, tylko – że rządzi innymi. Ale ponieważ ci wszyscy „inni” też mają „udział w rządzeniu”, to znaczy, że wszyscy próbują rządzić wszystkimi. To oczywiście jest gra o sumie zerowej i tak naprawdę, za kulisami demokratycznej fasady ukrywają się szatani w postaci starych kiejkutów i finansowych grandziarzy – ale na skutek powszechnego parcia na „rządzenie” innymi, zakres wolności gwałtownie się kurczy. Oto dlaczego, w odróżnieniu od pana prof. Sadurskiego, który najwyraźniej tych prostych rzeczy nie rozumie, nie jestem ultrasem demokracji. Drugą sprawą jest jakość rządów demokratycznych. Ponieważ nawet pobieżna obserwacja każdego społeczeństwa pokazuje, ze głupich jest więcej, niż mądrych, więc w sytuacji, gdy decyduje większość, głupota musi triumfować, no i triumfuje. Być może nie powinno tak być, ale w takim razie pan prof. Sadurski powinien znaleźć w sobie odrobinę odwagi cywilnej i krzyknąć: „do dupy z demokracją!” – ale pewnie wtedy obcięliby mu alimenty i musiałby wydłubywać kit z okien. Jak powiadał pewien baca: „takiście, Panie, ucony, taki ucony, jaze głupi!”
Wróćmy jednak a nos moutons, czyli do kandydatów na Umiłowanych Przywódców. Te wybory, to w istocie konkurs na obsadzenie co najmniej 50 tysięcy synekur, na których przez całe 4 lata można doić Rzeczpospolitą na sumę co najmniej 36 tysięcy złotych rocznie, a na wyższych grządkach – na znacznie większe kwoty. Toteż nic dziwnego, że jeden przez drugiego garną się do tych synekur zwłaszcza ci, co niczego nie umieją. Weźmy na przykład takiego pana Rafała Trzaskowskiego. Już od kilku miesięcy próbuje zaprezentować się w charakterze tęgiej głowy, ale widać, że cienki z niego Bolek, zwłaszcza, gdy się odezwie. Jeśli Platforma Obywatelska właśnie w nim upodobała sobie, żeby został prezydentem Warszawy, to cóż tu mówić o pozostałych, których partia przezornie nie wysuwa na fasadę? Muszą być jeszcze głupsi od niego, a on, nawiasem mówiąc, podobno cieszy się wysokim poparciem w sondażach. To wysokie poparcie kandydatury pana Rafała Trzaskowskiego na prezydenta Warszawy jest jeszcze jedną ilustracją, że w każdym społeczeństwie durniów jest najwięcej, więc nie można wykluczyć, że pan Trzaskowski prezydentem Warszawy zostanie.
„Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie” – pisał Czesław Miłosz – a cóż dopiero taki wariat, który ma władzę? To rzeczywiście katastrofa, rodzaj klęski publicznej. Ex nihilo nihil fit – mawiali starożytni Rzymianie, co Władysław Gomułka wyraził po swojemu, że mianowicie „z próżnego i Salamon nie naleje”. Toteż pan Rafał Trzaskowski, jak tylko usłyszał, że jakieś panienki 15 sierpnia własnymi pupkami usiłowały zrobić „no pasaran” złowrogiemu „faszyzmowi” zaraz złożył do Prokuratora Generalnego wniosek o zdelegalizowanie ONR, bo „Warszawa musi być wolna od faszyzmu”. Ja rozumiem, że pan Trzaskowski musi teraz podlizywać się wszystkim, również panienkom, co to własnymi pupkami – i tak dalej, ale nawet i w takich sytuacjach nie powinien tak dekonspirować swojego nieuctwa. On oczywiście nie wie, czego nie wie i uważam, że wielką krzywdę zrobili temu chłopcu ci, co wystrugali go z banana na wiceministra spraw zagranicznych, podobnie, jak ci sami wyrządzili krzywdę Księciu Małżonkowi, czyli Radosławowi Sikorskiemu, wystrugując go na ministra. Najwyraźniej pan Trzaskowski nie tylko nie wie, że Józef Piłsudski nie był „generałem”, ale nie wie nawet, co to jest „faszyzm” i na czym polega. Najwyraźniej myśli, że „faszyzm” polega na tym, że ktoś nie lubi komunistów, czy Żydów. Tymczasem nic podobnego – więc w czynie społecznym i w ramach uczynków miłosiernych co do duszy („nieumiejętnych nauczać”) informuję pana Trzaskowskiego, że istotą faszyzmu jest przekonanie, że państwu wszystko wolno. Wyraził to w krótkich, żołnierskich słowach twórca faszyzmu, Benito Mussolini: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu!” Wpisuje się w tę formułę jeden z punktów programu pana Rafała Trzaskowskiego, żeby zabronić wjazdu do centrum Warszawy samochodom nie mającym warszawskiej rejestracji. Najwyraźniej pan Rafał Trzaskowski nie wie, że jest faszystą. Biedne dziecko!
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!