Są przecież pisarze jednej powieści. Do tego grona zaliczyć by chyba można Sławomira N. Goworzyckiego, autora traktującej o wojnie 1920 roku „Tamtego lata. Zatajonej historii Polaków”. Powieść miała pierwsze wydanie w roku już 2006. Nadciąga Setna Rocznica historycznych wydarzeń będących inspiracją dla Autora. Czekamy na Wydanie Jubileuszowe, czy może nawet Narodowe, które nareszcie „trafi pod strzechy” i przyczyni się do tej korzystnej przebudowy polskiego myślenia o wieku XX i o… naszej teraźniejszości.
Ktoś kiedyś sugerował jednak, że autor „Tamtego lata…” na polu powieściowym wystąpił z innym jeszcze tekstem, ale pod pseudonimem. Jaki to tytuł, jaki pseudonim? Musielibyśmy ponownie dotrzeć do naszego informatora i go dopytywać.
Jakkolwiek by było, mamy oto w rękach wydaną na jesieni bieżącego 2018 roku zupełnie nową książkę Sławomira N. Goworzyckiego o wiele mówiącym tytule „Kobiety – Rewolucja – Kaznodziejstwo”. Nie jest to powieść, ale soczysta eseistyka idąca w poprzek całego tego „dorobku” w dziedzinie ludzkiej płciowości i prokreacji, jaki przyniosło ostatnie półwiecze, otwarte co do chronologii (i nie tylko) – przypomnijmy – zarówno interpretacjami po Vaticanum II, jak i Rewolucją obyczajową roku 1968, lecz także m.in. odciąganiem kobiety-matki od ogniska domowego, feminizacją wielu zawodów, w tym nauczycielskiego, czy też szkolną koedukacją.
Trawestując znane powiedzenie Świętego Augustyna o Panu Bogu można stanowisko Goworzyckiego próbować streścić w następującym zdaniu: „Gdy kobieta wróci na swoje miejsce, to wszystko inne także powróci na właściwe mu miejsca”. Atoli pisarz stara się nam przekazać coś więcej: „Gdy katolickie duchowieństwo powróci do systematycznego i pełnego głoszenia Katolickiej (Tradycyjnej) Doktryny, to wtedy wszystko inne, wraz z kobietą (sic!), powróci na swoje miejsca”. Pisarz często odwołuje się do „Małego Katechizmu”, nie podając wprawdzie, jakiego wydania, lecz każąc się nam domyślać, że to ten jego wariant, z którego pobierało pobożne nauki najstarsze dziś pokolenie.
Ksiądz ma bowiem za zadanie pełnienie czujnej straży w pewnym właściwym dla jego powołania zakresie. Kobieta przecież także, na polu właściwym dla niej, zwłaszcza zaś – skoro jesteśmy w Polsce – Matka-Polka. Sławomir N. Goworzycki ośmiela się przed nami wykazywać, że oni obydwoje dziś tego nie czynią, co jest przejawem dalszego postępu Rewolucji właśnie. Lecz zachowują się tak przecież nie wszyscy i nie wszystkie. Autor prosi więc zarazem, by go nie monitować przypomnieniami oczywistej prawdy, że tak jak bardzo wielu jest w naszej Ojczyźnie zacnych wartościowych księży, tak i wiele jest takichże kobiet – żon i matek. Właśnie dzięki m.in. tym ludziom nasze społeczeństwo jeszcze jako tako funkcjonuje. Aczkolwiek nasz Autor do żadnych statystyk nie sięga, na co zresztą sam zwraca uwagę Czytelnika. Wybaczamy. Dzieło Goworzyckiego nie aspiruje do rangi opracowania naukowo-źródłowego. Od tego są wszakże „pobierający państwowe pensje” akademicy, czyli socjologowie i inni badacze społeczni, których Autor przecież zachęca do aktywności właśnie naukowej…
A księży do elementarnej działalności nauczycielskiej, od niedzielnego kazania i od szkolnej lekcji religii poczynając. Książka (formatu A5) składa się z siedmiu rozdziałów, a te z kilku do kilkunastu podrozdziałów każdy. Otóż najdłuższy rozdział IV, liczący stron 90 (na wszystkich 325) zatytułowany jest „Największe dziś zagrożenia Wiary” (cudzysłów ma tu znaczenie!), a jego napisanie zainspirowane zostało wysłuchaniem gdzieś przez Autora niedzielnego kazania wygłaszanego przez pewnego „księdza profesora” (zapewne nie jednego takiego kazania). Rzecz w tym, że dawniejsi księża, ci w których zasięgu oddziaływania znajdował się jeszcze z racji swej metryki także Goworzycki, i to właśnie oni, w odróżnieniu od księży dzisiejszych, uczyli o zagrożeniach Wiary, które brały się – najogólniej rzecz ujmując – z ulegania przez ludzi pokusom szatana i łamaniem przez nich Przykazań Boskich i Kościelnych.
Tymczasem dzisiejszy kaznodzieja, ów „ksiądz-profesor”, w ogóle nie wspominając ani o Dekalogu, ani o diable-kusicielu, przestrzegał ludzi (i zarazem informował!) o: „aborcji”, „antykoncepcji”, „in vitro”, „adopcji u homoseksualistów”, „pedofilii”, „genderze” i na dodatek o „eutanazji”! Nie chcąc odbierać PT Czytelnikom owych niewątpliwych smaczków pochodzących z lektury nacechowanego wysublimowanym sarkazmem tekstu Goworzyckiego wskażemy tu tylko, iż Autor ten jakże przytomnie zauważa, że skoro milczy się uparcie o grzechu Cudzołóstwa i o przykazaniu „Nie cudzołóż”, to cała ta gadanina o owych nowoczesnych „okołopłciowych zagrożeniach Wiary” pozostaje w najlepszym razie niezrozumiałym bełkotem. Lecz i niesie ze sobą zgorszenie (!), a to już sprawa poważna. Zresztą – jak zauważa Autor – kaznodzieje dzisiejsi milczą nie tylko o Przykazaniu Szóstym, ale o wszystkich innych też.
Niezwykle bogate dawniejsze nazewnictwo, tak kościelne, jak i to należące do języka potocznego, łącznie ze wspomnianym wyrazem „zgorszenie”, także jest dzisiaj całkowicie wyciszone, na co Goworzycki wskazuje niejednokrotnie.
Mamy w książce m.in. rozważania o kapitalnym zagadnieniu: „Kiedy i jak zaczyna się człowiek?”. No bo każda kolejna istota ludzka bierze swój początek od połączenia się dwóch… no,no? Jako uczniowie dzisiejszych katechetów i katechetek wielu spośród PT Czytelników może „nie zgadnąć”. Otóż od połączenia się… tak – tych dwóch: duszy i ciała!
Zauważmy jednak, że Goworzycki, przywołując wszakże w całej książce obszerny materiał empiryczny, i dokonując własnych jego analiz i ocen, pomimo to stara się pozostawać na pozycji pytającego ucznia: Z moich obserwacji i/lub lektur wynika (niezbicie), że to jednak „to coś”. Lecz może się mylę (jak to zdarza się nie tylko u eseistów, lecz nawet u naukowców)? Spójrzcie więc i wy na to! Niech na to spojrzy ksiądz-profesor, ale inny niż tamten! Bo może to jest wcale nie „to coś”, lecz na szczęście „coś innego”?
Odwagi, Panie Goworzycki! Oj, Pan się (raczej) nie mylisz, niestety!
W rozdziale I – „Za oknem i na ulicy” – Autor dokonuje, siedząc w oknie i spoglądając na ulicę, wstępnego „fenomenologicznego” oglądu sytuacji. Kogo my tam na ulicy mamy? Kogo mamy w autobusie, w kolejce podmiejskiej? A kogo nie? Jaki jest skład tego społeczeństwa oglądanego przez nas na co dzień? W jakich warunkach – wielkomiejskich – ono funkcjonuje? A skoro o kobietach mowa, to jak dzisiaj rozróżnić, tam na ulicy, w tramwaju, w sklepie, w autobusie… mężatkę od nie-mężatki? No… jak? Bo jeszcze w poprzednim pokoleniu – Autor chętnie posługuje się miarą właśnie pokolenia – dokonanie takiego rozróżnienia nie nastręczało trudności.
Rozdział II zatytułowany „Powołując się na rodzinę” – acz nie on jeden sprawom rodziny tu poświęcony – otwiera się tabelą zawierającą „podstawowe kombinacje sytuacyjne z życia kobiet współczesnych”, z podziałem na mężatki, rozwódki, wdowy i panny. Problem jest nadal ten sam – identyfikacja. Co to dziś właściwie, także na gruncie potocznego języka, oznacza wyraz „mężatka”, „małżeństwo”, „rodzicielstwo”, „konkubinat” i inne z tej dziedziny?
Rozdział III „Dziewczyna nieustająca” – zanim się zostaje mężatką, jest się wprzódy dziewczyną. Lecz jeśli tytułową dziewczyną właśnie „nieustającą” (a na czym to polega, o tym pisze Goworzycki), to ta okoliczność staje małżeństwu niewątpliwie na przeszkodzie. W jakże wielu – niestety – przypadkach mamy dziś do czynienia wciąż jeszcze nie z kobietą, lecz nadal z dziewczyną – „ani do żeniaczki, ani do aborcji” – jak drastycznie rzecz ujmuje nasz Autor. Od żeniaczki odpędzają ją libertyni z ruchu „pro choice”, a od aborcji księża oraz aktywiści z ruchu „pro life”. Co robić?
Powtarzamy, że smaku lektury Goworzyckiego bynajmniej nie chcemy PT Czytelnikom odbierać. Pozostałe rozdziały także wzywają swoimi tytułami: V „Brońmy mężczyzn!”; VI „Opresja szkolno-wychowawcza”; VII „Aberracje w pracy, na ulicy i gdzie indziej” – oczywiście owe aberracje dotyczą spraw ludzkiej płci.
Tak jak w innych częściach książki, poprzez przywoływanie rozmaitych sytuacji, zdarzeń i scen zaobserwowanych w naszym życiu codziennym, i poprzez zestawianie ich z analogicznymi sytuacjami z tej niedalekiej i z tej dalszej przeszłości, Goworzycki stara się ukazać ową niebywałą dynamikę upadku tego wszystkiego, co ma jakąś konotację z ludzką płciowością, na czele z prokreacją i z życiem rodzinnym; a poprzez to w ogóle stosunków międzyludzkich w ich najszerzej pojętym zakresie.
Z lektury wnioskujemy, że zdaniem Autora grupy przyczyn takiego stanu rzeczy są zasadniczo dwie. Jedna to wspomniana już bierność duchowieństwa w zakresie przekazywania prawd zawartych w owym „Małym Katechiźmie”, czyli w (Tradycyjnej) Doktrynie Katolickiej. Goworzycki mówi m.in. o „braku ochrony doktrynalnej”, które to określenie, jak i inne pośród przez niego podawanych, my tu postrzegamy jako bardzo trafne. Dostaje się i katechetom, i kaznodziejom, i wykładowcom w seminariach duchownych i publicystom w tzw. mediach katolickich… wszystkim.
Druga grupa przyczyn upadku pochodzi, by tak rzec, od spiskowców. Jak wiadomo, od czasów najdawniejszych rozmaite formacje działały przeciwko Kościołowi i Jego wyznawcom. Dzisiaj mają one do dyspozycji potężne narzędzia w postaci zwłaszcza, acz nie tylko, wielopiętrowego aparatu „światowych massmediów”, tak zwanego przemysłu rozrywkowego oraz w praktyce przymusowej i zarazem bezideowej szkoły koedukacyjnej. Owych wrogów Goworzycki, otwarcie zapożyczając nazwę stosowaną przez autora zwanego przezeń Znanym Publicystą (Z.P.), określa jako „starszych i mądrzejszych”. Kto zaś wprowadził to określenie do polskiej publicystyki i często wskazuje w swych wypowiedziach na owych „starszych i mądrzejszych”, to właśnie PT Czytelnicy portalu „Magna Polonia” łatwo mogą rozpoznać.
Goworzycki podziela zatem przekonanie, że tak bardzo gwałtowne zmiany społeczne, o tak masowym zasięgu, tłumnie i bez zastrzeżeń przez ludzi przyjmowane i wspierane, dokonujące się jakby na wezwanie, szybko, w sposób zaskakujący dla obserwatora, a przy tym tak bardzo szkodliwe nie dość, że dla polskiego, ale i dla jakiegokolwiek ludzkiego społeczeństwa, muszą być – najogólniej rzecz ujmując – „centralnie sterowane” i uprzednio starannie przemyślane. Zresztą, w półwieczu PRL-u mieliśmy przecież przykład analogicznej, tam i wtedy partyjno-państwowej działalności propagandowo-deprawującej, prowadzonej akurat otwarcie i przy otwartym wskazywaniu jej celów (sic!). Niestety, obserwowane przez Goworzyckiego milczenie dzisiejszego katolickiego duchowieństwa, zatem wyzbycie się przezeń w praktyce funkcji nauczyciela Wiary i Moralności, jest nader istotnym, o ile wręcz nie fundamentalnym elementem owych szkodliwych zmian.
Zachęcamy do lektury: Sławomir N. Goworzycki, „Kobiety-Rewolucja-Kaznodziejstwo”, „Norbertinum”, Lublin 2018
Marcin Drewicz, październik 2018
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!