Jugendamt to niemiecki urząd powstały jeszcze w 1922 roku, ale ideologia i zasady działania zostały szczegółowo określone przez partię nazistowską po przejęciu władzy przez Hitlera. W czasie II wojny światowej Jugendamt był aktywnym elementem niemieckiego aparatu przemocy. Zajmował się m.in. uprowadzaniem polskich dzieci i umieszczaniem ich w niemieckich rodzinach zastępczych. Wyszukiwano dzieci o “aryjskim wyglądzie”. Z 200 tysięcy porwanych małych Polaków po wojnie odnaleziono zaledwie 10%. W 1952 rJugendamt zniszczył akta osobowe wywiezionych dzieci, co utrudniło ich odnalezienie (należały do nich m.in. tzw. „dzieci Zamojszczyzny”).
Minęło wiele lat od zakończenia wojny, a proceder trwa w najlepsze. Jugendamt od lat bierze na celownik dzieci polskich imigrantów, którzy kiepsko znają niemieckie prawo i język.
Dzisiejszy “Fakt” przynosi szokujące zeznanie skruszonego wieloletniego pracownika tego złowrogiego urzędu.
– Każdego dnia prześladowała mnie myśl, że krzywdzę polskie dzieci i rozbijam szczęśliwe rodziny. Wreszcie powiedziałem „dość!” – przyznaje Uwe Kirchoff, absolwent pedagogiki specjalnej z wschodnioniemieckiej Fuldy.
Wspomina pierwsze polskie dziecko, odebrane rodzicom. 14-letni chłopiec ukradł batonik ze sklepu. Karą było odebranie dziecka i skierowanie do niemieckiej rodziny zastępczej.
– Nie mogę zapomnieć jego płaczu, kiedy go odbierałem. To czysty biznes. Za jedno dziecko wychowywane w rodzinie zastępczej Jugendamt płaci 1000 euro , jeżeli jest niepełnosprawne, ta kwota może wzrosnąć do 25 tys. euro.
Jak urzędnicy Jugendamtu zabierają się do rzeczy?
– Wystarczy napisać w dokumentach, że dziecko jest w domu smutne. To może być podstawą do odebrania go rodzicom. A płacz? Błagania rodziców? Urzędnika ma to nie obchodzić! – przyznaje. I dodaje, że oficjalnym powodem jest zawsze ochrona nieletnich. Ale jak jest naprawdę?
Wygląda to również na zorganizowaną akcję, cieszącą się poparciem władz niemieckich.
– To szokujące, co powiem. Ale oprócz tego, że na dzieciach można nieźle zarobić, to liczy się też ich germanizacja. Wiele razy powodem odebrania dzieci Polakom było to, że niedostatecznie zintegrowały się ze społeczeństwem niemieckim.
Po odejściu z pracy w 2007 r. Kirchoff targany wyrzutami sumienia, zaczął pomagać stowarzyszeniom zajmującym się pokrzywdzonymi rodzinami.
/dzienniknarodowy.pl/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!