W przesławnym dziele Josteina Gaardera „Świat Zofii” egzystencjalizm został “nagięty” do humanizmu. Teza: człowiek istnieje także „dla samego siebie”, lecz kiedy przeżywa swoje istnienie i ma świadomość, że kiedyś umrze i nie znajduje oparcia – tu oto zdaniem Sartre’a pojawia się trwoga. Sartre twierdzi poza tym, że człowiek czuje się obco w świecie, który nie ma sensu. Właściwie nie wiadomo,czy większym problemem jest tu Sartre czy Simone de Beauvoir! To ona jest autorką do bólu paskudnie brzmiącego twierdzenia: „nikt nie rodzi się kobietą, lecz staje się nią. Biologiczne, psychologiczne czy ekonomiczne nie determinują postaci,która samica rodzaju ludzkiego przejmuje w społeczeństwie.Stworzenie to określane mianem kobiety jest produktem cywilizacji,czymś pośrednim między mężczyzną a eunuchem”. Chore widzenie świata, chore widzenie kobiety i mężczyzny.
Sartre wielokrotnie pokazał, że mężczyźni cienko znoszą wszelkie przejawy intelektualnej siły kobiety, ale lansowana na intelektualistkę de Beauvoir cierpiała przecież na dystrofię uczuć! Brak uczuć rekompensowała nienawiścią do rodziny, małżeństwa, macierzyństwa, a jej związek z Sartre’m dopuszczał furtki w postaci ,,przypadkowych miłości” i tu oto feministyczna dwulicowość: z jednej strony de Beauvoir chwaliła się: ,,utorowaliśmy drogę naszemu związkowi, jego swobodzie, intymności i otwartości”. A przecież Sartre ją zdradza z młodym narybkiem, którego sama mu dostarczała.
Pytanie: jak postrzegana jest dzisiaj? Czy stała się zapomnianą autorką rozpaczliwie autodestrukcyjnej analizy własnego życia – trafnie skądinąd zatytułowanej ,,O moralność dwuznaczności”? Czy też może tylko sklerotyczni krytycy pamiętają wyłącznie jej książkę zatytułowaną ,,Druga płeć” rozdęte, niekonsekwentne, niespójne ,,dzieło” o niższości kobiecego istnienia i triumfie mężczyzn? “Mandaryni”? Tak,znam,czytałam jeszcze w drugiej klasie liceum i jak praktyka pokazuje, nie zaraziłam się się francuską wersją napompowanego sztucznie feminizmu. Beauvoir opisuje grupę ludzi skupionych wokół Camusa i Sartre’a, którzy – choć nie byli ani ekspertami, ani specjalistami – zajmowali się kulturą wyższą bezinteresownie, z powołania, z poczucia misji, a nawet z przekory. W przekonaniu, że jest ona sama w sobie wartością i zarazem stanowi niezbędny składnik życia publicznego.Czemuś prawico o tym zapomniała?
De Beauvoir nie mogła jednak długo usiedzieć nad maszyną do pisania, brała udział w lewicowych marszach, demonstracjach, publicznych wrzaskach oraz przepychankach. Pogubiona,zdesperowana, słaba psychicznie kobieta,której – gdyby żyła – bardzo chciałabym pomóc, bo jak widać nie tylko z własnymi nałogami nie dawała sobie rady.
Dziwne bohaterstwo pozbawionej elementarnych ludzkich uczuć kobiety zasadzało się na tym, że do żadnego bohaterskiego czynu nie była zdolna. Ot kilka kilo literatury frazesu z mrocznymi “Mandarynami” intelektu w tle.
Marta Cywińska
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!