Marcin Drewicz: Kandydatowi na Urząd Prezydenta RP – Część 4: „Polsza zagranica” – nachodźcy – czas powrotów
Wreszcie, po zagadnieniu Polskiej Rodziny i Polskiej Szkoły inne, tak palące dziś zagadnienie: inwazja obcoplemiennych niekatolickich nachodźców na Polskę. Bagatela!
Polska, lecz inne kraje europejskie także, jest od roku przynajmniej 2014 objęta prowadzoną przez światowych „starszych i mądrzejszych” (jak ich nazywa Znany Publicysta) nachalną KOLONIZACJĄ ludnością pochodzącą przeważnie z obszaru Republiki Ukraińskiej, a od lutego roku 2022 objęta takoż nachalną KOLONIZACJĄ NADZWYCZAJ WZMOŻONĄ (rozgrodzoną granicę płynnie przekraczało w pewnym okresie około 150 tys. ludzi na dobę!).
Obszar odwiecznego osadnictwa polskojęzycznego w granicach obecnej Rzeczypospolitej Polskiej kurczy się na rzecz rosnących co do ich liczby i powierzchni enklaw zwłaszcza ukraińskojęzycznych oraz rosyjskojęzycznych, lecz także rozmaitych języków azjatyckich i afrykańskich, dotąd tu w Polsce nigdy, jak historia historią, nie słyszanych.
Zauważmy także, iż ci wszyscy skierowani do Polski obcoplemienni nachodźcy „obowiązkowo” muszą nie być katolikami. Owo wielorasowe i koniecznie bardzo młode (wiek rozrodczy!!!) „multi-kulti” jest przez aranżerów tego wrogiego nam kolonizacyjnego procederu jak najbardziej preferowane, co na ulicach takiej na przykład Warszawy widać i słychać, już nawet przez okno mieszkania (sic!), a co dopiero po wyjściu z domu do pracy lub na zakupy; już na klatce schodowej słychać (!).
Tu w stolicy wśród obcej mowy wyróżnia się przecież język rosyjski – język Puszkina (!). Przypomina się zarazem dawne porzekadło w tym języku: „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”. I co?
Zmieniło się na gorsze, niestety. Oto trzy pokolenia temu na obecność wszakże uzbrojonych hitlerowskich żandarmów na ulicach tego samego miasta przecież „jakoś” reagowano. Właśnie „warszawska ulica” w niezliczonych, makabrycznych przecież dowcipach jakże celnie i zarazem bez „podpórki” ze strony jakichkolwiek „mass mediów” bez reszty definiowała tę nową sytuację, jaką obcy okupant był stworzył zwalając się nam tutaj na głowę.
A dzisiaj? Polskojęzyczni przechodnie nie rozróżniają nawet tych wschodniosłowiańskich języków, w jakich pomiędzy sobą w wesołej gromadce lub przez komórkowe telefony rozmawia ta paradująca po Warszawie obca młodzież. „No, popatrz pan – powiada w tramwaju jeden miejscowy starszej daty pasażer do drugiego. – Niby to 'sankcje na Rosję’ i nawet 'wojna z Rosją’, ale ruski-moskiewski język słychać tu w Warszawie na okrągło. Lecz o ruskiej w Polsce kolonizacji nie zająknie się nikt.” Zagadnięty nieszczęśnik z przerażeniem w oczach ucieka od takiego „prowokatora” jak diabeł od święconej wody.
„Kolonizacja niemiecka na ziemiach polskich” – temat żywy od średniowiecza do drugiej wojny światowej. Kolonizacja żydowska – w tych samych chronologicznych ramach dziejowych. Czy zatem zawsze te nasze nieszczęsne ziemie musi dławić jakaś obca kolonizacja? Czy nam Polakom nie wolno żyć i rządzić się „sami u siebie”? Bolesław Prus, „Placówka” – zachęcamy do uważnej lektury.
O tych najnowszych nachodźcach dalej już krótko, bo rzecz jest oczywista; wystarczy powtórzyć kilka haseł z ostatnich trzech lat:
Pomóżmy obcoplemiennym nachodźcom, w tym zwłaszcza obywatelom Republiki Ukraińskiej, w znalezieniu drogi powrotnej do domu, do ich krajów, państw, ojczyzn. A wtedy Polska dostanie Pokojową Nagrodę Nobla.
Nie było i nie ma takiej przyczyny wojennej lub okołowojennej, dla której obywatele Republiki Ukraińskiej musieliby opuszczać owo jakże rozległe terytorium tejże Republiki. Nachodźcy z innych państw także.
Wraz z napływem nachodźców maleje na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej odsetek zarówno Polaków, jak i wyznawców religii rzymskokatolickiej. Zarazem napływ nachodźców nie jest jedyną przyczyną malenia tych dwóch liczb, niestety.
Pomocy będącym w RZECZYWISTEJ NAGŁEJ POTRZEBIE obywatelom innych państw należy udzielać na terytorium tamtych państw, a nie na terytorium Polski. Polacy udzielający pomocy tam występują zarazem jako szczególni ambasadorowie Polski i Polskości w tamtych krajach.
Należy przywrócić skład etniczny i religijny ludności przebywającej w danej chwili na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej mniej więcej taki, jak przed rokiem 2015 (2014?). I tak na przykład obywatele republik post-sowieckich mogą tu w jednostce czasu, i zarazem rotacyjnie, przebywać i pracować w Małej Liczbie (w praktyce: około 250-300 tys.). Ich Wielka Liczba wraca zaś – jakże spóźniona! – czym prędzej do swojej ojczyzny (do swoich ojczyzn), do swoich domów lub do domów zastępczych.
W remoncie, odbudowie, w budowie i/lub w wyposażeniu tychże mogą uczestniczyć polskie przedsiębiorstwa – ale przecież tam, i na zwykłych zasadach rynkowych, tj. za godziwym wynagrodzeniem; albowiem „godzien jest robotnik zapłaty swojej”.
Tu zwróćmy pokrótce uwagę na uprawiany przez wielu spośród czynnych na terenie Polski polityków, dyplomatów, lobbystów, przedsiębiorców, pośredników w dziedzinie zatrudnienia (agencja pośrednictwa pracy), publicystów, i w ogóle agentów obcej sprawy „’święty’ kult wolnych miejsc pracy przeznaczonych dla obcoplemieńców” (ale bynajmniej nie dla Polaków, skoro nawet telewizja pokazała niedawno felieton o „licznych bezdomnych Polakach bezskutecznie poszukujących pracy w… Berlinie”, więc tuż niedaleko).
To jest pogański „kult”, aby pod jego pretekstem otwarcie ściągać do Polski (i do innych krajów – byłych KDL-ów) koniecznie obcoplemiennych, pozakatolickich, więc obcokulturowych i z obcych cywilizacji pochodzących („multi-kulti”) pracowników i/lub tak zwanych studentów, w celu skolonizowania tejże Polski, oczywiście.
Ci sami ludzie, i liczni inni, opowiadają nam jednocześnie o tym, że życie gospodarcze jest zmienne, że zmienia się ono niekiedy powoli, innym znów razem gwałtownie, więc że uczestnicy życia gospodarczego płynnie dostosowują się do warunków, które sami współtworzą w małej części, a w wielkiej części są oni uzależnieni od splotu rozmaitych decyzji podejmowanych przez innych ludzi.
Skoro tak, to dana zbiorowość, a myślimy tu zwłaszcza o narodzie w granicach jego narodowego państwa, sama sobie i dla siebie może i powinna utrzymywać względną równowagę pomiędzy popytem i podażą owych „mitycznych” i „kultowych” miejsc pracy. Nieprawdaż? Owszem, w pewnych sytuacjach mogą na to narodowe terytorium na pewien czas (rotacyjnie i pod kontrolą) przybywać do pracy w Małej Liczbie cudzoziemcy-obcoplemieńcy, to znów członkowie tegoż narodu mogą, aby tylko w Liczbie Nie Za Wielkiej (!), emigrować za pracą. To nie muszą być sprawy dla kogoś niebezpieczne – gdy w Małej Liczbie!!!
Zresztą, obecnemu premierowi Węgier przypisuje się takie oto powiedzenie: „My, Węgrzy, sami u siebie będziemy wykonywać wszystkie prace – od sprzątania publicznych ubikacji po badania w dziedzinie fizyki molekularnej”. To jest doskonale zrozumiałe również poza Państwem Węgierskim. Nieprawdaż? Zresztą, Węgrzy nadal pamiętają, że ich Królestwo Św. Stefana od roku 1920 trwa w stanie rozbioru (!), więc że miliony Węgrów teraz już w piątym pokoleniu żyją także na terenach państw ościennych.
Natomiast dzisiejsi Polacy owego kolejnego rozbioru, jakiemu terytorium ich (byłego) Królestwa zostało poddane w roku 1945, nie mają ani w pamięci, ani w świadomości. „Czy kij, czy drewno, to wszystko jedno…”. Skoro Państwa Polskiego kiedyś przez sześć pokoleń nie było i pomimo to „przecież też jakoś było”. Kresy Wschodnie Bliższe, Dalsze, Najdalsze, linia Dmowskiego, linia Rozwadowskiego, linia „ryska”, linia Curzona-Namiera, linia Ribbentropa-Mołotowa… itd. Kogo to wszystko obchodzi?
Wynająć tu w bloku, „gdzieś w Polsce”, mieszkanie całej gromadzie „Ukraińców”, i oby tylko regularnie płacili. A dlatego „gromadzie”, z dziećmi i z ciężarnymi kobietami włącznie (to jest wszakże podstawowy „materiał kolonizacyjny”), bo oni – o czym „każdy wie” – w pojedynkę nie są w stanie wystarczająco zapłacić (lecz bogacze „stamtąd” przecież też do Polski przybywają).
Ale od gromady zbiera się za ten wynajem comiesięcznie spora sumka; i wtedy taki Polak – patrz wyżej – już nie musi się szlajać (!) po żadnym tam Berlinie, a i na miejscu towarzystwo ma przecież, słowiańskie, więc „swojskie”, też „post-komunistyczne”, jak i on sam. Polak dzisiejszy nieustannie podpatruje, i naśladuje. On niejako instynktownie dostosowuje się chętnie i płynnie do cudzych obyczajów (jakiekolwiek by one nie były) nie tylko wtedy, gdy przebywa w obcym kraju, lecz także tu, w Polsce, we własnych progach, do obyczajów swoich obcoplemiennych gości, lokatorów i/lub pracowników (sic!).
Dzieci Polaka na to patrzą i, jak to dzieci, bezwiednie to naśladują, wchłaniają. Dwupokoleniowa PRL-owska tresura w dziedzinie konsekwentnego zaniżania samooceny Polaków, zarówno wobec Zachodu, jak i wobec Wschodu, w zakresie żywiołowej pogardy dla rodzimego elementarnego odruchowego obyczaju, jako „nienowoczesnego”, teraz zbiera swoje jakże bardzo wzmożone żniwo (!!!). ZSMP i hippisi triumfują, a katolicka „Solidarność” idzie w kąt – taki jest przekaz dzisiejszych polskojęzycznych dziadków dla swoich (jeszcze) polskojęzycznych wnuków (wszak mamy teraz „nauczanie dwujęzyczne”).
Z ostatniej chwili: polskojęzyczne mass media wyliczają na podstawie jakichś badań, jakże to wielu obywateli Republiki Ukraińskiej „zamierza osiedlić się w Polsce po zakończeniu wojny rosyjsko-ukraińskiej”, z rozbiciem na kobiety-mężczyzn, starszych-młodszych itd. A ten przywołany wyżej „sformatowany” Polak chłonie takie rewelacje i… nic. Żadnego drgnienia! Żadnej refleksji!
Przecież dotąd, czyli „od początku” miało być tak, że ci wszyscy „Ukraińcy” (cudzysłów zdjąć lub zostawić) wykonają gromadnie ruch… w przeciwnym kierunku, z przeciwnym wektorem! Więc że „po zakończeniu wojny” oni z największą radością i ulgą powrócą STĄD do swojego domu, do swojej ojczyzny, aby ją, nareszcie uwolnioną od wojny, energicznie podnosić z doznanych przez nią zniszczeń.
A polskie firmy też tam pojadą i tam będą współuczestniczyć w tym „dziele odbudowy” (cudzysłów zdjąć lub zostawić), tam na miejscu, na Wschodzie Ukrainy zatrudniając tamtejszych rodzimych pracowników (patrz wyżej: zagadnienie „miejsc pracy”). Zresztą, wszyscy ci obywatele Republiki Ukraińskiej (oraz liczni inni nachodźcy) w ogóle na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej nie powinni się znaleźć!!! Lecz skoro się już tu w roku 2022 i wcześniej znaleźli, dawno już temu powinni by oni powrócić do swoich ukraińskich domów. I pewna część spośród nich rzeczywiście tak uczyniła – chwała im!
A tutaj – popatrz no pan! Mass media mówią, że ma być odwrotnie! „Po zakończeniu wojny” nachodźców ma z Polski wcale nie ubyć, lecz ma ich tu w Polsce jeszcze przybyć. Co to się wyrabia? Świat już do reszty stanął na głowie!
Ale, ale, skoro o cudzoziemcach mowa, rozejrzyjmy się po „zjednoczonej Europie”. Przecież docierały stamtąd w ostatnich latach doniesienia, że mianowicie – dla przykładu – w rządzonej przez soc-demo-liberałów Hiszpanii bezrobocie wśród tamtejszej młodzieży podobno przekraczało dwadzieścia procent (miejsca pracy! miejsca pracy! miejsca pracy!). Noo… skoro więc tu u nas w Polsce ma ponoć czasami gdzieś brakować pracowników, niechże tu przyjeżdżają do roboty inni Europejczycy-”łacinnicy”, w tym przypadku młodzi Hiszpanie.
Bienvenido! Ale… niech to będą koniecznie Hiszpanie-katolicy (!!!), a nie żadni tam bezbożni i właśnie zdehispanizowani socjaliści, komuniści, czy anarchiści (podobnie jak wielu ludzi tu u nas dzisiaj zdepolonizowanych), których ideowi przodkowie słusznie ponieśli blisko już dziewięćdziesiąt lat temu klęskę w tamtej pamiętnej hiszpańskiej Wojnie Domowej. Lecz także i oni, tu do Polski – w Małej Liczbie.
Słychać, że przybywają tu do nas, zza oceanu, także Latynoamerykanie. Tu zasada powinna być podobna, jak w przypadku Hiszpanów-Europejczyków: katolicy i w Małej Liczbie. Ale – takie mamy czasy! – katolik katolikowi nie równy (sic!). Więc żeby tamci przybysze-katolicy nie byli wyznawcami tzw. teologii wyzwolenia, ani żadnymi innymi wewnątrzkatolickimi sekciarzami (sic!), więc nie z żadnych dziwacznych „wspólnot”, ani z innych „środowisk”. Po prostu: katolik! Co znaczy: powszechny! Tak jak i Święty Apostolski Kościół Chrystusowy jest Powszechny!
Ale, trzeba uważać, aby tamte katolickie kraje w następstwie migracji do Polski… się aby nie wyludniły (to raczej nie grozi). Gdyż zwolnione tam przez katolików miejsce wypełnią heretyckie sekty. Tak tam się przecież dzieje od lat, niestety.
Zarazem tu w Polsce obchodzą nas tylko przedsiębiorstwa polskie („kapitał ma narodowość”). Działa tu obecnie coraz więcej zagranicznych przedsiębiorstw, w których nie ma nic polskiego (sic!), nawet szeregowych pracowników-miejscowych-Polaków tam nie ma, lecz sami obcoplemieńcy (sic!). Dla takich przedsiębiorstw nie powinno być w Polsce miejsca!
Nachodźcza dziatwa i młodzież, w ostatnich trzech latach przez władze polskojęzyczne uwikłana w naukę szkolną na terenie Polski, zwłaszcza ta z Republiki Ukraińskiej, wracać ma teraz – jakże spóźniona! – do swojej ojczyzny. Status młodzieży obcoplemiennej nachodźczej, rozmaitych zresztą ras i narodowości, jaka przynajmniej formalnie podjęła ostatnio w Polsce studia (lub „studia”) na uczelniach wyższych (lub „uczelniach wyższych”), ma być sfalsyfikowany. Zasady studiowania w Polsce cudzoziemców muszą powrócić do tych sprzed roku przynajmniej 2015 (2014?).
I tak dalej. Pisał o tych sprawach Sławomir N. Goworzycki w swoich, niestety, „Listach bez odpowiedzi”: „Relokacja przybyszów z Ukrainy…” (Lublin 2022) oraz „O powrót na Ukrainę…” (Lublin 2023). Podobno autor ten przygotowuje część trzecią „Listów…”. Lecz… dla kogo? Przecież jak dotąd głos Goworzyckiego jest to modelowe „wołanie na puszczy” (mówi się też: „… na pustyni”).
Aliści naszym zdaniem to ten autor wypowiedział się w Polsce najpełniej na temat nachodźców. Z obozu zaś owego Kandydata na urząd Prezydenta RP stosownych wypowiedzi nadal nam brakuje, gdyż słychać ich stamtąd za mało i są one – naszym zdaniem – tematycznie zbyt wąskie. Ciekawe dlaczego?
Mówi się tam ostatnio o „debanderyzacji Polski”. Słusznie! Lecz czy my tu też piszemy o „debanderyzacji”? Owszem, my piszemy o potrzebie znacznie SZERSZEJ, aniżeli tylko „debanderyzacja Polski”.
Cóż jeszcze w sprawie obcoplemiennych nachodźców, zatem w znacznym zakresie w „sprawie ukraińskiej”? Nie tu miejsce na pełniejsze rozważania. Zaakcentujmy jeszcze dwie kwestie.
Oto nieco dalej będziemy mówić o swego rodzaju biernym oporze – coś jak owa stosowana w czasach niemieckiej okupacji metoda „żółwia” – możliwym do podjęcia przez Polskę, lecz i przez inne kraje wobec terroru pochodzącego od władz dzisiejszej Unii Europejskiej.
Pierwsza ku temu okazja, i naszym zdaniem dzisiaj najbardziej pilna (!), jest to zarazem nie wpuszczanie żadnych nowych obcoplemiennych nachodźców na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz sprawne i w cywilizowany sposób dopomożenie w odnalezieniu drogi powrotnej do domu, do ojczyzny, tym wszystkim nachodźcom-obcoplemieńcom, którzy obecnie się na naszym terytorium znajdują, bez względu na rozkazy, ani na opinie pochodzące spoza Polski lub od rodzimych awanturników.
To będzie dobry test nie dość że na polski patriotyzm, co po prostu na zdrowy rozsądek. Przypomnijmy sobie – gdy Wielka Brytania jakże niedawno opuszczała Unię Europejską, polskojęzyczne mass media bardzo się wtedy obawiały o przebywających w tamtym państwie licznych Polaków, czy ich władze brytyjskie po prostu nie zechcą wyprosić. Ale – i tu znajdujemy ten PUNKT ZWROTNY – nikt tu u nas się nawet nie zająknął co do powątpiewania w pełne prawa Brytyjczyków do zrobienia tego co chcą z przebywającymi na ich terytorium Polakami i innymi cudzoziemcami.
Obecnie podobnie dzieje się w odniesieniu do sytuacji w USA po objęciu urzędu przez prezydenta Donalda Trumpa. Pewna część „polskiego Chicago” – jak słyszymy – ma czym prędzej opuścić terytorium Stanów Zjednoczonych, a tu w Polsce po dawnemu nikt się nie zająknie, jakoby tym razem władze USA nie miały prawa do podejmowania takich decyzji (liczni inni cudzoziemcy także muszą stamtąd wyjechać, lecz w przypadku Latynosów, a zwłaszcza Meksykanów, sprawa jest o wiele bardziej złożona, aniżeli nam się tu w Polsce pokazuje, gdyż ma ona odległe antecedencje historyczne).
Tak więc niech i Państwowość Polska, jak i tamte państwowości anglo-saskie, okaże wreszcie SUWERENNOŚĆ NA SWOIM WŁASNYM PAŃSTWOWYM TERYTORIUM, więc niechże dopomoże ona tym tłumom nachodźców z Azji, z Afryki i zwłaszcza tym z rozległego obszaru post-sowieckiego w ich pomyślnym powrocie do domu… a wtedy Polska otrzyma Pokojową Nagrodę Nobla.
A na Ukrainie – że nadal pozostaniemy w nurcie myśli S.N. Goworzyckiego – owe dzierżące tamtejsze grunta „międzynarodowe (oraz 'oligarchiczne’) agroholdingi” niechże zaczną wreszcie płacić godziwą… comiesięczną rentę gruntową z hektara. Komu? Jak to komu? Potomkom-spadkobiercom wywłaszczonych, obrabowanych, wygnanych lub pomordowanych Polaków-Kresowiaków. Bo nasza reakcja na przywoływane co pewien czas tu w Polsce „zagadnienie rzezi Wołyńsko-Galicyjskiej” jest właśnie taka. I nie tylko taka, lecz nie o wszystkim na raz.
C.D.N.
Polecamy również: Algierski pięściarz udający kobietę, wykluczony z zawodów
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!