Felietony

Marcin Drewicz: UKRAIŃCY  DO  DOMU!

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Marcin  Drewicz NIE  ROZPRASZAĆ  UWAGI! LWÓW!

POMÓŻMY  UKRAIŃCOM  POWRÓCIĆ  DO  DOMU!

   To jest hasło na DZIŚ, na WCZORAJ, na 21 miesięcy temu, i na więcej niż 21 miesięcy temu ! A nie – ni stąd ni zowąd – jakieś… odwojowywanie Lwowa.

Dobrze, dobrze, Moje Dziecko – odwojujesz Lwów i… kim Ty go, tenże Lwów, ZASIEDLISZ? Jakim to i skąd wziętym „materiałem etnicznym”? Lwów i – co nie mniej ważne – jego okolice. Skoro najwidoczniej nie masz CHĘCI, ani MOTYWACJI, aby czym prędzej pozbyć się z terytorium Polski w jej obecnych granicach państwowych, w sposób jak najbardziej cywilizowany, a jakże, owych OBCOPLEMIENNYCH NACHODŹCÓW, KOLONIZATORÓW, ZASIEDLEŃCÓW.

   Choć przecież ci OBCOPLEMIENNI NACHODŹCY(czynie), KOLONIZATORZY(rki), ZASIEDLEŃCY(ice) przybyli(ły) tu, w obecne granice Polski, właśnie z cichych i spokojnych okolic Lwowa, i z innych szerokich połaci tamtego kraju WOLNYCH OD DZIAŁAŃ WOJENNYCH.

   Bo ten polskojęzyczny „materiał etniczny” – jak samo, Dziecko, od lat widzisz i się przekonujesz – MILIONAMI czmycha z dzisiejszej Polski co tchu w kierunku dokładnie przeciwnym, czyli „na Zachód”. Dziadkowie w blokowisku „m-3” oglądali w socjalistycznej telewizji liczne kapitalistyczne-zachodnie filmy i programy, ale DOŁĄCZYĆ do bohaterów tychże filmów spoza „żelaznej kurtyny” nie mogli, rodzice też oglądali i też nie mogli… a dzisiejsze pokolenie MOŻE i masowo z tej możliwości przesiedlania się KORZYSTA.

   Jaki tam Lwów? A gdzie to w ogóle jest? Jaki tam Wschód? I to jeszcze… postsowiecki? Brrr…!

   Czy „dzisiejsi Polacy” w ciągu minionych 32. lat, jakie upłynęły od rozkładu Związku Sowieckiego, w ogóle jeździli do Lwowa? Jakaś mała cząstka tak: wycieczki-autokarówki, a w nich ci, co się byli porodzili na Kresach. Lecz już ich dzieci i wnuki nie interesowały się tym, aby tam jeździć. One wolały Lazurowe Wybrzeże lub, w ostateczności, „Riwierę” Turecką lub Chorwację z jej wybrzeżem adriatyckim (ale tę dopiero po wojnie w Jugosławii).

   Czy „dzisiejsi Polacy” w ciągu minionych 32. lat robili „we Lwowie” jakieś interesy, te większe, wyraźniejsze? Kto cośkolwiek o tym wie? Czy ktoś to opisał? Za okres tylu lat…

   Owszem, to DZISIAJ obywatele Republiki Ukraińskiej wynajmują, a nawet wykupują nieruchomości w największych miastach polskich… Ale żeby – odwrotnie – Polacy? We Lwowie?

   Czy „dzisiejsi Polacy”, te 2-3 lata temu, założyli we Lwowie lub w Żytomierzu (sic!), czy też w Odessie (sic!) i prowadzą tam z powodzeniem… POLSKI  OBYWATELSKI  URZĄD  ZIEMSKI? Aby, wobec niedawnego „uwolnienia obrotu ziemią na Ukrainie”:

a/ rewindykować (sic!) tamtejsze grunta rolne i inne nieruchomości na rzecz prawnuków-Polaków-spadkobierców owych polskich dziadów i pradziadów wydziedziczonych, pomordowanych, powyganianych z ich własnej ziemi w połowie XX wieku, lub:

b/ co jest od realizacji powyższego pkt a/ łatwiejsze, zapewnić owym polskim-dziedzicom-prawnukom COMIESIĘCZNĄ RENTĘ GRUNTOWĄ płaconą im z tytułu korzystania z ich rozciągającej się na obszarze dzisiejszej Republiki Ukraińskiej ziemi przez owe rolne koncerny „międzynarodowe” oraz te należące do „ukraińskich oligarchów”.

   A skoro – dodajmy – owe „międzynarodowe koncerny”, niektóre z nich, bądź mają siedziby (są rejestrowane) w krajach Unii Europejskiej, bądź uczestniczy w nich kapitał z tych krajów, to owe polskie ww. żądania korzystania z pożytków z ziemi na Ukrainie można uczynić ważnym polskim atutem w „wewnątrzunijnych targach, licytacjach i sporach”. Nieprawdaż?

Skoro TERAZ, PO UWOLNIENIU HANDLU ZIEMIĄ, stroną możliwego sporu jest już nie Związek Sowiecki, i nawet nie Odrodzona Republika Ukraińska, lecz jakiś nie państwowy nawet, lecz prywatny gospodarczy podmiot niemiecki, czy holenderski (Republika Ukraińska występuje tu wszakże w roli pasera; Odrodzona Rzeczpospolita Polska na swoim terytorium zresztą też, skoro dotąd nie przeprowadziła u siebie restytucji mienia).

   To swoją drogą ciekawe, z kim dzisiaj sprawa poszłaby łatwiej; czy z takim holdingiem np. niemieckim… państwowym (z większościowym pakietem państwowym), czy z niepaństwowym-prywatnym-akcyjnym. Który z dwóch silniejszy?

   Atoli w ramach „sojuszniczego partnerstwa” ze Stanami Zjednoczonymi AP można by też zagadnąć w tej samej sprawie odnośnie firm-koncernów zarejestrowanych tamże, w Stanach, a korzyści czerpiących tutaj, czyli na Ukrainie. Nieprawdaż?

   Lecz nikt takich rzeczowych, konkretnych, policzalnych „polskich żądań” nie formułuje (oprócz piszącego niniejsze). Dlaczego? A zamiast tego mamy, jak kulą w płot, „odzyskiwanie Lwowa”.

   Jak się okazuje, trwający obecnie spór o zniesienie „unijnych” wszakże przywilejów nadanych ukraińskim transportowcom, przejawiający się prowadzoną przez kierowców polskich, by tak rzec, pół-blokadą na granicy z Republiką Ukraińską, też jest – NO WŁAŚNIE!!! – „wewnątrzunijny” i z pewnością, „jak to w UE”, mocno podrasowany bezczelnym przekupstwem/łapówkarstwem, zwanym eufemistycznie „korupcją”.

   Spory o „dotacje”, „dopłaty”, „plan odbudowy”, Centralny Port Komunikacyjny, „ukraińskie zboże techniczne”, o „zmianę traktatów”, o polskie lasy, o „edukację lgbt”, o „edukację włączającą”, o oświetlenie żarowe vs ledowe, o oznaczanie produktów spożywczych zawierających mielone robaki (sic!) i rozmaite inne też są… wewnątrzunijne.

   Czy zatem nie nadszedł już CZAS NAJWYŻSZY (sic!), aby stan ostrego o coś sporu potraktować jako… zwyczajny tryb uczestnictwa Polski (i innych krajów naszego regionu) w owej „niemiecko-francuskiej” Unii Europejskiej (w Eurokołchozie).

   Spór „ostry” to tyle, co jakaś infekcja, choroba, ból, niedomaganie… Ktoś tym dotknięty – na przykład obecne Państwo Polskie – może z tego powodu „zwyczajnie nie wytrzymać”, więc w trybie naturalnym „przestać spełniać” te lub owe „unijne standardy” (i nareszcie swobodnie odetchnąć, formalnie jednak nadal pozostając „w strukturach UE”).

Podobnie jak niegdyś w przypadku owych socjalistycznych „zimnych kaloryferów” (czy pamiętacie?). Oto ZOMO-wcy wściekle walą pałami w te kaloryfery, lecz one z tego powodu bynajmniej nie zaczynają grzać. „Ja ustała, nie magu. Ja wam zawtra pamagu…”. Ale i „zawtra” też nie, no bo… „z pustego i Salomon nie naleje”.

   Udział w Unii Europejskiej jest to wszakże TYLKO NARZĘDZIE. Poszczególne, a jakże liczne, aspekty tego udziału, są to, by tak rzec, narzędzia składowe. I tyle… Nie pasuje mi dane narzędzie, więc sięgam po jakieś inne, lepiej dostosowane do osiągnięcia przeze mnie celu moich prac.

   Obliczyliście Państwo, że obecnie tylko 10% Polaków-obywateli polskich chce, aby Rzeczpospolita Polska wystąpiła z Unii Europejskiej, czyli aby dokonała owego „polexitu”; więc że pozostałe aż 90% należy  traktować jako swoistych „unijnych patriotów”. Wcale nie koniecznie tak.

   Wynik ten oznacza li tylko to, że 90% ludzi, przez mass media tak, owak i siak „sformatowanych”, a w jakiejś swej niemałej części powodujących się także doświadczeniem własnym i/lub osób krewnych i znajomych, w podtrzymywaniu przez Rzeczpospolitą Polską członkostwa w UE dostrzega… więcej korzyści, niż kłopotów. I tyle… Czy wiemy, o ile więcej? Czy stosunek korzyści do strat jest w powszechnym mniemaniu jak: 52:48? Czy może jak 85:15?

   Celem dalszych badań jest więc uszczegółowienie, o ile jest tych dostrzeganych korzyści więcej, i jakie to są, konkretnie, tak po prawdzie, korzyści? Czy warunkiem ich podtrzymania, tych konkretnych korzyści, jest kontynuowanie przez Polskę członkostwa „w UE takiej, jaka ona jest”? I jaka ma ona być w następstwie szykowanej kolejnej „zmiany traktatów”. Czy może to, co dzisiejszym Polakom się najbardziej „opłaca”, można osiągnąć innym jeszcze sposobem? „Pozaunijnym” lub chociaż „okołounijnym”… Itd. Itp.

Powtarzamy: udział danego kraju w jakiejś strukturze międzynarodowej jest tylko i aż… narzędziem (ale, na przykład… Układ Warszawski oraz RWPG też były narzędziami, stosowanymi przez hegemoniczny Związek Sowiecki, a nie przez innych członków tych międzypaństwowych struktur).

   Zbyt liczni ludzie w Polsce nie chcą się dowiadywać o tym, co było dotąd. A jest to prosty krok do upadku każdego, nawet za najbardziej prymitywne i „w dżungli mieszkające” uważanego społeczeństwa. Gdyż swoją historię każde godne tego miana społeczeństwo przecież ma.

   Szkoła PRL-owska oraz dzisiejsza, post-PRL-owska, tak skutecznie, wespół z mass mediami, obrzydziła ludziom „historię”, że w następstwie tego ustał nawet ten elementarny przekaz wewnątrzrodzinny, o tym, jak to „zwyczajni ludzie” żyli dawniej, i nawet całkiem jeszcze niedawno, więc że były kiedyś owe kolejki do sklepów, a teraz nie ma, i że kiedyś na półce w sklepie stał „tylko ocet”, a teraz jest „wszystko”, i że wtedy „nie było religii w szkołach”, a teraz jest, itd. itp.

   Słusznie mówią: „Fałszywa historia jest matką fałszywej polityki”. My dodajmy: „Brak historycznego przekazu skutkuje brakiem polityki jakiejkolwiek”; czyli zbiorowym wtórnym analfabetyzmem. Nieprawdaż?

   Zaczęliśmy od Lwowa. Bite 33 (trzydzieści trzy) lata temu, czyli w listopadzie/grudniu roku 1990 – istniał wtedy jeszcze Związek Sowiecki – piszący niniejsze zauważył w ulicznej witrynie jakiegoś biura podróży, w Warszawie, że oferuje ono, pośród innych atrakcji, kilkudniowe autokarowe wycieczki – o nie, to niemożliwe, a jednak – do Lwowa. Wtedy… cały autokar „Auto-San” wypełnił się bardziej lub mniej wzajem zaznajomioną młodzieżą studencką. Na dodatek kilkoro nie dość starych jeszcze Kresowiaków: dziadków i babć oraz ich kilkoro wnucząt w wieku szkolno-podstawówkowym.

   To było przeżycie niezapomniane – w tych grudniowych, i już zaśnieżonych, wilgotnych mrokach. „Dlaczego akurat w grudniu? – ktoś po latach zapytał. – Kiedy dzień jest krótki, jest ciemno, mokro… Co w takich warunkach można zwiedzić?”.

   Oj, można, można… Życiowa przygoda piszącego niniejsze z publicystyką zaczęła się w zasadzie właśnie wtedy, od posłania – wezmą? nie wezmą? – swoistego mini-reportażu z tej krótkiej wyprawy do pewnego, dostępnego wówczas, „katolickiego czasopisma” (co to za czasopismo?). I przygoda, jakże ciężka, a właściwie przeprawa z redakcjami, z wydawcami, z redaktorami – ona trwa nadal. Taki kraj, taki los…

Tamta akurat redakcja, w imię chyba przykrojenia artykułu do ograniczonej objętości numeru czasopisma, nie widziała nic zdrożnego w niedopuszczalnej przecież… zmianie topografii Lwowa. A taka zmiana wywoływała już zmianę sensu samego przekazu, niechby tylko w jakimś zakresie, lecz jednak.

   Co ciekawe, na ulicach Lwowa odbywały się wówczas dość nawet słyszalne demonstracje uliczne (sic!), których uczestnicy, także przy użyciu odręcznie malowanych plansz, pokazywali, jak to Rosja-Moskwa drenuje, i wręcz ograbia Ukrainę ze wszystkiego (sic! grudzień 1990). Wiele by o tym pisać. W drodze powrotnej autokar posłaliśmy przodem, do długiej kolejki wiodącej ku granicy z Polską – o, tak!

Grudzień 1990 – by tym sposobem uzyskać dodatkowe pół dnia zwiedzania Lwowa, w tych mrokach itd. Po dołączeniu do tkwiącego w kolejce autokaru okazało się, iż przy siedzeniu, jakie zajmował był piszący niniejsze, jest… wybita szyba; kamieniem rzuconym gdzieś przy szosie Lwów-Medyka. Wiele by o tym pisać.

   „Nu, kak…? Oni jedut, a ty stoisz? Szto iz tiebia za chłop?” – po łapówkę za nie przetrzymywanie w kolejce dopraszali się wówczas jeszcze owi „cziornyje sziniela”, czyli pogranicznicy nadal sowieccy (skoro „ukraińskich wtedy jeszcze nie było”). Lecz czy – jak to mówią – „coś się przez te 33 lata zmieniło”? O co pytamy wszakże teraz, w czasie kolejnych kolejek (obecnie: ukraińska „e-kolejka”), a z nimi i kolejnych blokad, tym razem polskich-protestacyjnych (sic!), na granicy właśnie ukraińsko-polskiej, tam gdzie wtedy.

   Sam już zatem przegląd tej zupełnie najnowszej historii „stosunków polsko-ukraińskich”, czy też „sądziedztwa polsko-ukraińskiego” i w ogóle „polsko-postsowieckiego”, czyli okresu ostatnich właśnie 33. lat zniewala, aby żadnych improwizowanych głupstw nie opowiadać, lecz domagać się wytrwale i priorytetowo:

POMÓŻMY  UKRAIŃCOM  CZYM  PRĘDZEJ  POWRÓCIĆ  DO  DOMU!!!

JAK  SĄSIEDZI  –  KAŻDY  U  SIEBIE  SIEDZI!!!

Polecamy również: Żydzi zabili już ponad 15 tysięcy palestyńskich cywilów

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!