Felietony

Marcin Drewicz: Warszawiak góralowi z odpowiedzią

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Marcin  Drewicz: WARSZAWIAK  GÓRALOWI  Z  ODPOWIEDZIĄ. W sprawie urbanistycznego projektu „Repolonizacja Warszawy” autorstwa Sebastiana Pitonia: trochę „na tak”, a trochę „na nie”. Część 1:      Zanim o projekcie – to o tzw. Pałacu Kultury.

   Oczywiście, że tzw. Pałac Kultury i Nauki w Warszawie imienia Józefa Stalina był, jest i – jak słyszymy – ma pozostać sowiecką pieczęcią na gruzowisku Przedwojennej Warszawy, tej prawdziwej, w której dane się było narodzić naszym Czcigodnym Drogim Ś.P. Rodzicom. Bo ta powojenna Warszawa, w której – skoro innej nie ma – dane było narodzić się nam, jest już… nieprawdziwa (sic!). My wprawdzie prawdziwi, a Warszawa nie – taki to paradoks.

Owszem, są pewne relikty, miejsca i ludzie, zwłaszcza na prawym brzegu Wisły… Lecz żyją jeszcze tacy, którzy Warszawę Prawobrzeżną, czyli Pragę, postrzegają, nie bez racji, jako coś innego, aniżeli Warszawę lewobrzeżną.

   Sławny Stefan Wiechecki „Wiech” (1896-1979) swoje warszawską gwarą pisane dialogi i scenki rodzajowe przed wojną (drugą światową) umiejscawiał przeważnie w Śródmieściu lub na Woli, czyli w Warszawie lewobrzeżnej. Po wojnie, tj. po (prawie) doszczętnym zniszczeniu tejże, „Wiech” w poszukiwaniu AUTENTYCZNOŚCI (!!!) przeniósł swoje literacko-gwarowo-warszawskie zainteresowania z konieczności za Wisłę, na nie zniszczoną Pragę i na Targówek.

   Niech będzie – każde antyczne miasto ma pod sobą kilka numerowanych warstw archeologicznych: np. Troja I, Troja II, Troja III itd. Niechże Warszawa też już będzie troszkę „antyczna”, a to co widzimy tu „teraz”, czyli „po wojnie”, niech będzie nazwane, dość łagodnie, „Warszawą II”. O tym, co to jest ta Warszawa II, najszybciej można się przekonać już pierwszym rzutem oka po wjechaniu windą na ów wysoki taras widokowy na wspomnianym Pałacu Kultury.

   Oczywiście, że wraz z tzw. Pałacem Kultury także ta przytłaczająca kilkudziesięciohektarowa pustać w środku „europejskiej stolicy”, którą Pałac jest okolony, też jest dowodem i swego rodzaju pomnikiem – „horyzontalnym”, gdy Pałac „wertykalnym” – niszczącej władzy obcej, nie katolickiej (bo przecież anty-katolickiej), nie łacińskiej (bo przecież poza łacińskiej), wspólnej niemiecko-sowieckiej (sic!), wyciśniętym w samym środeczku stolicy tego krnąbrnego polskiego i wciąż pomimo wszystko katolickiego narodu.

Nie ta jedna pustać w Warszawie II, aliści inne, jak choćby ta sąsiadująca z nią od północy poprzez ul. Świętokrzyską czy od wschodu poprzez ul. Marszałkowską, zostały już dawno temu „czymś-tam” zabudowane.

   Za PRL-u mawiano: „Armia Sowiecka z tobą od dziecka”; a w Warszawie razem z nią ów sowiecki Pałac Kultury imienia Stalina. Pałac ten, pomimo rozbrzmiewających w latach 90. XX w. zamiarów jego usunięcia, przetrwał ówczesne wyjście z Polski oddziałów Armii Czerwonej i dotrwał nietknięty do tejże „Armii” powrotu po roku 2015, a głównej jej „fali uderzeniowej” od lutego roku 2022 (cudzysłów pozostawić albo zdjąć).

Bo czymże są te milionowe tłumy nie umundurowanej teraz, lecz po cywilnemu dziś ubranej ludności post-sowieckiej (innej także), jeśli nie nową wschodnią Armią tym razem już nie kryjącą się tutaj w izolowanych koszarach, lecz już otwarcie kolonizującą (sic!) terytorium polskie w obecnych jego państwowych granicach?

   Oczywiście, że obca przemoc nad Polską trwa, aczkolwiek obecnie sprawowana innymi metodami; takimi, że przeciętny warszawski przechodzień, inaczej niż w latach począwszy od września roku 1939, mało się orientuje, że żyje on pod właśnie obcą przemocą. Przejawem tej nowej przemocy są – na co słusznie wskazuje p. inż. Sebastian Pitoń w filmie, który dalej będziemy przywoływać – owe „w międzynarodowym bez-stylu” wysokie wieżowce-biurowce, jakimi wspomnianą „pustać pałacową” zdołano dotąd obudować w obszarze na zachód od niej.

   Jakże liczne u nas umysłowości nie dość refleksyjne zachwycają się tą z pewnego oddalenia oglądaną warszawską „sky-line”, napuszone, że teraz to „u nas jest już tak, jak na Zachodzie”, prawie jak w Nowym Jorku.

Niedawno nawet pewien człowiek na bardzo wysokim państwowym urzędzie z okazji państwowej uroczystości (czy aby nie rocznicy Cudu nad Wisłą, by dopełnić już zupełnego pomieszania z poplątaniem) na dowód tego, jak bardzo dzisiejsza Polska jest nowoczesna, wskazywał na owe widniejące w oddaleniu wysokościowce wraz ze wtulonym pośród nie Pałacem Kultury i wykrzykiwał: „niech nikt nie pomyli: to nie Nowy Jork, to nasza dzisiejsza Warszawa!”.

   Oczywiście, że ginący gatunek rodowitych, czyli przedwojennych warszawiaków pałał co najmniej niechęcią, a zwykle po prostu wzgardą i nienawiścią na sam widok pomnikowego socrealistycznego Pałacu Kultury i rozważał, jak i kiedy by się można tego wrażego piętna pozbyć. I tej niechęci wcale nie łagodziło, że – jak to słusznie przypomina p. Pitoń – tu są zastosowane attyki z krakowskich sukiennic, a tam są cytowane zwieńczenia kamieniczek zamojskich itd. i że również do wewnętrznego wykończenia tego gmachu – co już my tutaj dodajemy – użyte zostały dobre materiały objęte dobrym wzornictwem i wykonawstwem (sic!).

   Ot, po prostu – sowieckie socrealistyczne „Łomonosowy” i oto kolejny z nich, wysunięty najdalej ku zachodowi. Doprawdy: „kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”; dzisiaj (wiosna 2025) nie ma wyjścia w Warszawie na ulicę, żeby nawet kilka razy nie usłyszeć śpiewnej mowy Puszkina (a w Podwarszawiu nieco ostrej mowy Szewczenki).

   Zresztą – do czego jeszcze wrócimy – w polskiej tradycji architektonicznej, z różnych powodów, nie ma owego monumentalizmu na miarę z jednej strony sowiecką, więc bezbożniczą (sic!), a z drugiej na miarę łacińską, włoską lub hiszpańską (tak! tak!), czysto katolicką, której przykładem są różne budowle Rzymu (Włosi budowali też carski Petersburg!), hiszpański Klasztor-Pałac Escorial z XVI wieku, czy sąsiadujące z nim poprzez górski grzbiet architektoniczne założenie Doliny Poległych z połowy XX wieku – ono z tego samego czasu, kiedy to w Warszawie zbudowano m.in. ów Pałac Kultury!

   Natomiast nowi warszawianie, czyli powojenna ludność napływowa pochodząca z całej Polski począwszy od roku 1945, w znacznej swej części pałali zachwytem na widok Pałacu Kultury, będącego zrazu w fazie jakże szybkiej budowy – trwała ona do czterech lat! – wkrótce już oddanego w roku 1955 do użytku; gdyż takiej, a choćby i porównywalnej „wspaniałości” w ich rodzinnych stronach przecież nigdzie, jak Polska długa i szeroka, nie było, ale tu „na Warsiawie” jest.

To było dla tych ludzi bardzo piękne, razem z „punktami za pochodzenie” (sic!), ze „wstąpieniem do partii”, z zatrudnieniem w „stołecznych instytucjach centralnych” (sic!) i z „przydziałem mieszkania z wygodami” (sic!) w „nowym budownictwie” (sic!). Mogli się już oni wtedy ze wzgardą wypiąć na wszystkich tych, pośród których się dotąd z dala od tej tu „Warsiawy” byli wychowywali (sic!), więc zwłaszcza na starzejących się tam daleko na wsi rodzicieli i na ich katolickie wychowawcze moralne „przestarzałe” nauki (sic!).

Wiele by o tym mówić; aczkolwiek nie wszyscy się tak zachowywali. Ci zaś, którzy się tak zachowywali i którzy na całym tym socjaliźmie kosztem innych skorzystali, dzisiaj temu swojemu ówczesnemu entuzjazmowi zajadle zaprzeczają, na wysuwane przeciw nim rozrachunki-oskarżenia się oburzają, i przekonują zaciekle, że „Jan Paweł Drugi kochał wszystkich, nikogo nie odrzucając”.

   Tymczasem nam, miejscowym pogrobowcom Warszawy Pierwszej nikt nawet nie musiał koniecznie wkuwać do głowy, że „Pałac Kultury jest brzydki i zły”. To była i jest oczywistość swobodnie wynikająca z wszystkich możliwych kontekstów.

   Ale… pojawienie się począwszy od lat 90. XX w. już pierwszego, drugiego i kolejnych wieżowców w bliższych okolicach Pałacu także w naszym postrzeganiu tamtejszej urbanistyczno-architektonicznej rzeczywistości przyniosło zmianę – w kierunku, by tak rzec, opinii formułowanych dzisiaj przez p. inż. Pitonia. Zresztą w pewnym oddaleniu od Pałacu odosobnione szklane oraz te nie dość jeszcze szklane „kapitalistyczne” wieżowce stawiano w Warszawie już „za komuny”.

Dodajmy, że one się także już w czasach gierkowszczyzny (lata 70. XX wieku) warszawiakom nie podobały, jak np. nie tak bardzo odległy od Pałacu Hotel Forum, budowany przez Szwedów. Po zwycięstwie w roku 1974 piłkarskiej reprezentacji Polski pod wodzą trenera Górskiego nad Szwedami pojawiły się w Śródmieściu napisy farbą na murze: „1:0 za 'Forum’”.

   Pan inżynier Pitoń zwraca dzisiaj naszą uwagę, wyraźnie rzecz uzasadniając, na architektoniczno-artystyczne cechy, a nawet na zalety (!) Pałacu Kultury. Powoli, powoli! Bez przesady! Niemniej i my, już owe ćwierć stulecia temu (!), porównując Pałac Kultury z tym, co na jego mniej więcej wysokość wówczas opodal niego zaczęto wznosić, sami z siebie przyznaliśmy, że w tym konkretnym i szczególnym układzie odniesienia to właśnie Pałac „jest jeszcze jakąś, niechby i wrogą socrealistyczną, lecz jednak architekturą”.

Te nowe wieżowce już na pewno żadną architekturą nie są; gdyż one są przejawem li tylko budownictwa, a to jednak coś od architektury innego.

   Wraz z p. Sebastianem Pitoniem stajemy oto teraz wobec sytuacji pod względem architektoniczno-urbanistyczno-niemożnościowym (!) jeszcze gorszej, aniżeli ta „u progu tranformacji” lat 90. XX w. Oto przez już 36 lat, przez aż półtora pokolenia, polskim patriotom nie udało się usunąć z Warszawy Pałacu Kultury – o ile w ogóle byli tacy, którzy na serio usiłowali to uczynić.

Na domiar złego „międzynarodowy kapitał” dowalił nam tu owe już dość liczne wieżowce w celu obudowania Pałacu, nadania mu dosłownie szerszego tła w postaci podobnie wysokich i zarazem stosunkowo blisko niego wzniesionych konstrukcji i poprzez to… potwierdzenia pozostawienia Pałacu na swoim miejscu, i tych wieżowców razem z nim. Mądry Polak po szkodzie! Polska wierzba zawsze krzywo rośnie! Stało się! Co się stało, to się nie odstanie! Na pewno nie prędko, skoro wedle znanego powiedzenia spośród dzieł ludzkich czas obawia się tylko egipskich piramid.

   Mądrość dalekowschodnia, główna zasada judo, podpowiada: „Ustąp, aby zwyciężyć”. Lecz zwycięstwo w postaci zniknięcia z Warszawy owego Pałacu Kultury i Nauki obecnie w żadnej przewidywalnej perspektywie się nie rysuje.

   I dopiero w taką atmosferę powszechnej wśród ludzi „chcących pozostać Polakami” rezygnacji, wyrażonej powszechnym „machnięciem ręką” i pomieszanej z powszechną obojętnością wkracza znienacka ze swoim projektem p. inż. Sebastian Pitoń.

Innymi słowy: jakkolwiek propolski i prokatolicki wyraz uzyska ów projekt zabudowania terenów wokół Pałacu Kultury oraz pewnych rzeźbiarskich zabiegów na samym Pałacu (sic!), będzie to następstwem uprzedniego poddania się przez nas-Polaków zmaterializowanej już za bardzo duże pieniądze woli obcych nam i wrogich żywiołów, której to obcej woli wyrazem jest zrazu Pałac Kultury, stojący na swoim miejscu niewzruszenie już siedemdziesiąt lat, a po nim owe szklane wieżowce, zaliczające dziś wiek też już kilkudziesięcioletni. Jak tu się pocieszyć? Może następująco, poprzez analogię muzyczno-hymniczną:

   Niektórzy dzisiaj podważają zasadność posługiwania się „Mazurkiem Dąbrowskiego” jako polskim hymnem, poza jego pierwszą zwrotką, dość przekonywująco rzec uzasadniając. Inni woleliby, nawiązując do nastrojów niepodległościowych sprzed z okładem stu lat, mieć za polski narodowy hymn kościelną także pieśń „Boże coś Polskę…”. Przeciwnicy tego pomysłu wskazują atoli, iż pierwotna jej wersja powstała już w okresie podległości Polski. I to komu podległości?

Oto… schizmatyckiemu carowi moskiewskiemu! W odpowiedzi słyszą oni, że przecież „Mazurek Dąbrowskiego” też powstał w warunkach ścisłego podporządkowania spraw polskich, lecz komuś innemu, czyli masońsko-rewolucyjnemu bezbożniczemu imperium francuskiemu, u szczytów jego potęgi.

   Tak źle i tak niedobrze. Tu podległość, i tam podległość, i jeszcze z innej strony także podległość. Choćby tylko ostatnie pięciolecie (2020-2025) i zwłaszcza ta arcy-inercyjna reakcja polskojęzycznego ogółu na aplikowane wtedy narodom wydarzenia świadczy o mentalnej podległości dzisiejszych Polaków już komukolwiek i czemukolwiek, wszystko-jedno-czemu, niechby i temu nieco od innych silniejszemu i przez ledwie kilka tygodni powtarzanemu bodźcowi z mass mediów. Jak chorągiewki na wietrze. Jak owce bez pasterza. Co za niesamodzielność! Co za zagubienie!

   Warto więc przyjrzeć się propozycji p. inż. Sebastiana Pitonia, który w zakresie swojej zawodowej i twórczej specjalizacji stara się współrodakom, lecz także obcoplemieńcom dać znak, że oto – hola! hola! – dla Polski jeszcze nie wszystko stracone.

   Korzystamy z będącego częścią większej „youtubowej” całości filmu pt. „Repolonizacja Warszawy – Matka Boska na Pałacu Kultury” autorstwa p. Pitonia z Synami, datowanego na 26 marca 2025 r. na portalu Cepowiśle, a trwającego około piętnastu minut; i do obejrzenia tego filmu P.T. Czytelników odsyłamy.

C.D.N.

Polecamy również: Angielska policja i lotnictwo zawiesiły przyjmowanie białych. Celem „różnorodność”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!