Po spektakularnym wytarzaniu jej na oczach całego świata w smole i pierzu z powodu nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, Polska znowu została ośmieszona, tym razem nie przez Żydów i Stany Zjednoczone – co pokrywa się przynajmniej częściowo, bo kandydujący w swoim czasie na prezydenta USA, publicysta Patryk Buchanan, pół żartem, ale pół serio określił Waszyngton, jako „terytorium okupowane przez Izrael” – tylko przez Niemcy. Oto wkrótce po deportowaniu z Polski i całej strefy Schengen pani Ludmiły Kozłowskiej z powodu „niejasnych źródeł finansowania” firmowanej przez nią fundacji „Otwarty Dialog, nie tylko dostała ona wizę niemiecką, ale w dodatku wyszedł jej naprzeciw komitet powitalny, który triumfalnie zawiódł ją prosto do Bundestagu, gdzie wygłosiła płomienne przemówienie o tym, jak to w Polsce łamane są prawa człowieków i w ogóle. Warto przypomnieć, że czegoś takiego można było się spodziewać po tym, jak stado autorytetów moralnych, żrących chleb naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju wystąpiło z apelem, żeby gwoli otarcia pani Ludmile łez po straszliwej krzywdzie, jakiej doznała od Polski, przyznać jej obywatelstwo unijne. Przypomnijmy, kto wchodził w skład tego stada: stary ubecki konfident „Bolek”, którego bracia Kaczyńscy, zapewne testując stopień zidiocenia naszego narodu, nastręczyli Polakom na prezydenta, Seweryn Blumsztajn, co to podpisuje wszystko, co mu każą i chociaż nie rodzi, tylko „pierdoli”, pan red. Tomasz Lis z niemieckiego tygodnika dla tubylczych Polaków, grafina Róża Thun und Handechoch, obecnie na synekurze w Parlamencie Europejskim, Elżbieta Bieńkowska – również na brukselskiej synekurze, tylko jeszcze lepszej pod względem finansowym oraz pan Marcin Święcicki. Żeby cnota nie pozostała bez nagrody, a także – by poinformować młode pokolenie, skąd tym autorytetom wyrastają nogi, kilka informacji. Lech Wałęsa w latach 70-tych został konfidentem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”. Bodajże w roku 1976 został prawdopodobnie od SB przejęty przez wywiad wojskowy i zadaniowany już całkiem inaczej – nie jako prosty konfident, który donosi na kolegów, tylko jako l`agent provocateur w szeregach opozycji demokratycznej, która właśnie w tym czasie się pojawiła. Wałęsa Trafił do Wolnych Związków Zawodowych na Wybrzeżu, gdzie prezentował niezwykle radykalne „koncepcje”. Wreszcie w roku 1980 został dostarczony do Stoczni Gdańskiej, gdzie „obalił komunizm”, a przez „lewicę laicką”, czyli żydokomunę, jako naturszczyk, został wysunięty na fasadę „strony społecznej” i udelektowany Pokojową Nagrodą Nobla. Toteż zarówno generał Kiszczak przygotowujący transformację ustrojową ze strony bolszewickiej i pan Daniel Fried, który przygotowywał ją od strony amerykańskiej, nie chcieli słyszeć o żadnym innym przywódcy narodu polskiego, jak tylko o Wałęsie, który w amerykańskim Kongresie wygłosił w tym charakterze przemówienie, tłumaczone przez red. Jacka Kalabińskiego, zaczynające się od „My, naród”. I tak już Lechowi Wałęsie zostało, ale dlaczego bracia Kaczyńscy w 1990 roku akurat jego Polakom nastręczyli na prezydenta – tajemnica to wielka. Pan red. Tomasz Lis – jaki jest – każdy widzi, no a poza tym, musi słuchać swoich przełożonych z Ringer Axel Springer, bo w przeciwny razie nie tylko przestanie być przyzwoity, ale w dodatku będzie musiał siorbać cienka herbatkę. Grafina Róża -aaa, to już tradycja rodzinna. Pochodzi ona bowiem ze świętej rodziny (nee Woźniakowska), którą dalekowzroczni Niemcy futrowali jeszcze za głębokiej komuny. Oto co pisze w swoich „Dziennikach Stefan Kisielewski pod datą 18 lutego 1973 roku o obradach 34-osobowego „komitetu konsultacyjnego koła „Znak”: „A w drugiej części wzięli się za łby – tyle, że nie od sprawy zasadnicze, lecz znów o … paszporty. Kozioł wystąpił z wielką filipiką, że w „Znaku” są zasadnicze różnice, już myślałem, że pójdzie atak na Zabłockiego i Auleytnera (współzałożyciel Klubów Inteligencji Katolickiej, prezes KIK w Warszawie, tajny współpracownik SB „Anna”, „Jarosławski”, Maciek” – przyp. SM) frontalny, ideowy, tymczasem owszem, poszedł, ale o… tryb ustalania wyjazdów do Niemiec. Kłócili się, prawda, ale nie o to, o co chodzi. A może już w ogóle o nic nie chodzi?!” Ale Niemcy o niczym nie zapominają, zatem nic dziwnego, że teraz trzeba to wszystko odsłużyć, odpracować – no i stąd ta wrażliwość na krzywdę pani Ludmiły i pragnienie zadośćuczynienia. Elżbieta Bieńkowska – bez pozwolenia Naszej Złotej Pani nigdy nie zostałaby unijnym komisarzem, no a jaka była cena tego pozwolenia, wartego 87 tys. złotych miesięcznie – bo tyle wynosi podstawowa pensja unijnego komisarza? Jakże tedy możemy się dziwować, że i pani Bieńkowska uwija się, jak w ukropie? A najlepszy w tym towarzystwie jest oczywiście pan Marcin Święcicki. Też ze świętej rodziny, ale popełnił coś w rodzaju mezaliansu, poślubiając miłą panienkę, córkę wiecznego wicepremiera za komuny Eugeniusza Szyra. Zajmował się on w PRL gospodarką, toteż cechowało go pragmatyczne podejście również do spraw romansowych i żeby młoda para nie musiała wydłubywać kitu z okien, uczynił co następuje. Starszy Pan Święcicki kierował Komitetem Przeciwalkoholowym. Żadnych kokosów z tego nie było, aż do dnia, gdy teść-wicepremier wprowadził „korkowe”, w wysokości bodaj 1 zł od każdej sprzedanej butelki wódki. Potem pan Marcin Święcicki został nawet sekretarzem KC PZPR, no a teraz jest płomiennym szermierzem demokracji i praworządności.
Jak widać, Niemcy dysponują w Polsce sporymi wpływami i w każdej chwili mogą zmobilizować tylu folksdojczów, ilu akurat potrzeba, toteż nic dziwnego, że nie muszą liczyć się z decyzjami władz naszego bantustanu. Również w przypadku deportowania pani Ludmiły z całej strefy Schengen, przyznaniem jej niemieckiej wizy i uhonorowaniem w Bundestagu przypomniały, że „co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie!” I podobnie jak wybitny niemiecki działacz socjalistyczny Herman Goering, co to mawiał, że „o tym, kto jest Żydem, ja decyduję”, rząd niemiecki może sobie lekceważyć porozumienie z Schengen, inicjując jednocześnie procedurę karną przeciwko Polsce z powodu „łamania praworządności”. Ale nie bez kozery wśród SS-manów mawiano, że „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty”. Wprawdzie są wątpliwości, czy Nasza Złota Pani reprezentuje czysty typ nordycki, ale tak było i wcześniej, o czym świadczą kryteria, jakim powinien był odpowiadać prawdziwy, rasowy Niemiec. Otóż powinien być blondynem – jak Hitler, powinien być szczupły – jak Goering, dobrze zbudowany – jak Goebbels i prawdziwie męski – jak Roehm.
Ale oprócz efektu dydaktycznego z akcentami komizmu, jaki wywołała niemiecka decyzja, by pani Ludmiła Kozłowska odbyła w Berlinie wjazd triumfalny, można z niej wyciągnąć również i taki wniosek, że Niemcy mają swoje rachuby na wykorzystanie banderowców – również dla spacyfikowania Polski. Jak wiadomo, w traktacie lizbońskim jest przewidziana „klauzula solidarności” w myśl której, kiedy demokracja w jakimś państwie członkowskim byłaby zagrożona, to UE może – oczywiście na prośbę tego państwa – udzielić mu „bratniej pomocy”. Dlatego w ramach walki o praworządność takim bastionem staje się zachowanie stanowiska I Prezesa SN przez panią Małgorzatę Gersdorf, która niedawno też odbywała w Niemczech triumf – ale oczywiście znacznie skromniejszy. Czy ona też wie, ze w razie czego ma w imieniu Polski złożyć takie zaproszenie – tego wykluczyć nie można. Ale gdyby te pozory legalności, o jakie zabiegał w sierpniu 1939 roku zabiegał nawet Adolf Hitler z jakichś powodów zawiodły, to w odwodzie pozostają jeszcze banderowcy, którzy z przyjemnością urządziliby w Polsce powtórkę z „wołynki” – no a wtedy zaistniałyby przesłanki przewidziane przez ustawę nr 1066, która – jak gdyby nigdy nic – obowiązuje mimo że wchodzimy już w trzeci rok „dobrej zmiany”. I ostatnia sprawa – niemiecka wiza dla pani Ludmiły Kozłowskiej jest prawdziwą wisienką na torcie, w postaci pokazowej nieudolności wszystkich tajnych służb w Polsce, które najwyraźniej nie potrafią poradzić sobie z jedną obdarzoną tupetem dziewuchą. Naprawdę z dwojga złego, lepiej już nie mieć żadnych służb, niż takie, z ABW na czele i dlatego uważam, że każda wydana na nie złotówka, jest złotówką zmarnowaną.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!