Obecnie panuje tendencja do traktowania królewskości Chrystusa tak, jakby było to coś eschatologicznego, co nastąpi dopiero przy końcu świata. Jest to całkowicie sprzeczne z Pismem Świętym i nauką Kościoła, którego teksty liturgiczne odzwierciedlały odmienną i bardzo specyficzną doktrynę.
Na czym polega królowanie Chrystusa? Chrystus powiedział, że jest królem, ale jego królestwo nie jest z tego świata.Wielu wydaje się myśleć, że skoro Bóg jest tak daleko od nas, nie musimy się troszczyć o szanowanie i ochronę Jego królewskich praw tu, na ziemi. Tymczasem w swoich słowach przed Piłatem, Nasz Pan nie zrzekł się swoich praw do świata ani nie poparł rozdziału Kościoła od państwa. Miał na myśli, że nie przybył, aby obalić Rzym lub władzę cywilną, ani ustanowić teokrację – ponieważ planował coś znacznie bardziej znaczącego.
– Byłoby poważnym błędem – pisał Pius XI, odnosząc się również do słów naszego Pana – twierdzenie, że Chrystus nie ma żadnej władzy w sprawach cywilnych. Już św. Paweł powiedział o władcach cywilnych: „Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga” (Rzym. 13.1). Sam rozum podpowiada, że państwo ma obowiązek uznawać i czcić Boga; i to musi być zgodne z prawdziwą religią – czyli religią Jezusa Chrystusa.
Chrystus powiedział: „Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi” (Mt 28,18). Jest naszym Królem zarówno ze względu na swoją boską naturę, jak i dlatego, że wykupił nas za cenę swojej cennej krwi. Dzięki tym dwóm „tytułom” ma on prawo być uznany za króla.
On jest Królem nad każdą osobą; dlatego też należy do każdego zgromadzenia jednostek. To, co dotyczy każdej części, będzie miało zastosowanie także do całości. Jest zatem Królem także nad naszymi rodzinami, organizacjami, a zwłaszcza nad naszymi narodami.
Narody będące zgromadzeniem rodzin i jednostek mają obowiązek uznać jego suwerenność, a on ma prawo do ich hołdu. Państwo jest suwerenne w swojej sferze, ale ze swej natury ma obowiązek nie tylko działać w granicach Chrystusowego Królestwa, ale także odpowiednio to Królestwo uznawać.
Pius XI naucza, że „nie tylko osoby prywatne, ale także władcy i książęta mają obowiązek publicznego okazywania czci i posłuszeństwa Chrystusowi”, co oczywiście najdoskonalej objawia się w Najświętszej Ofierze Mszy św.
“Chrystus, jako Króla nad narodem, „królewską godnością wymaga, aby państwo brało pod uwagę przykazania Boże i zasady chrześcijańskie zarówno w stanowieniu prawa, jak i w wymierzaniu sprawiedliwości, a także […] w wychowaniu” – pisał. Znaczy to, że prawa obowiązujące w kraju powinny być (przynajmniej „negatywnie”) chrześcijańskie. Rozumiemy przez to, że prawa powinny być (przynajmniej) zgodne z właściwym rozumem i prawem naturalnym i nie mogą być sprzeczne z żadnym aspektem prawa Bożego.
Nie oznacza to, że chrześcijaństwo powinno być narzucane mieczem lub że legislatury stanowe powinny sprawdzać każde potencjalne prawo w Rzymie. Jak już wskazano wyżej, państwo jest suwerenne w swojej sferze. Oznacza to jednak, że jesteśmy zobowiązani pracować na rzecz chrystianizacji społeczeństwa i „odnowienia wszystkiego w Chrystusie” (Efez. 1.10).
Nie są to średniowieczne nauki godne jedynie katolickiego państwa wyznaniowego – ani też nie są one wyrazem dzisiejszej nostalgii za XVII wiekiem. Są odpowiedzią na nasze współczesne problemy.
Niestety, od lat 60. XX wieku zmieniło się znaczenie Święta Zmartwychwstania i rozumienie doktryny. W wyniku niezastosowania się do nauczania Piusa XI, jego ostrzeżenia okazały się prawdziwe. Jego opis odzwierciedla dokładnie to, co widzieliśmy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat:
Cesarstwo Chrystusa nad wszystkimi narodami zostało odrzucone. Odmówiono Kościołowi prawa, które Kościół otrzymał od samego Chrystusa do nauczania ludzkości, stanowienia praw i rządzenia narodami we wszystkim, co dotyczy ich wiecznego zbawienia. Stopniowo zaczęto przyrównywać religię Chrystusową do religii fałszywych i haniebnie stawiać Kościół na tym samym poziomie, co one. Został on oddany pod władzę państwa i tolerowany mniej więcej według kaprysu książąt i władców.
Ustalanie warunków, na jakich Chrystus może być Królem, uczyniłoby go jedynie figurantem. Umieściłoby to prawdziwą suwerenność gdzie indziej, czy to w nas samych, czy (jak coraz częściej ma to miejsce dzisiaj) w samym państwie świeckim. Takie “uznanie” Jego królowania stawia Chrystusa i jego religię na tym samym poziomie, co fałszywi bogowie i fałszywe religie. To jest indyferentyzm.
Pius XI nauczał, że na Sądzie Ostatecznym „Chrystus, który został wyrzucony z życia publicznego, pogardzany, zaniedbany i ignorowany, najsurowiej pomści te zniewagi”. Widzimy, że w naszych czasach te zniewagi już się mszczą. Kiedy porzuca się naukę o Chrystusowym Królestwie nad społeczeństwem, nie powinno dziwić, że państwo wkracza w próżnię władzy.
Jeśli ci, którzy podają się za naszych pasterzy, nie będą bronić Królestwa Chrystusowego – a także immunitetu i wolności Kościoła, które wynikają z tego Królestwa – to nie możemy być zaskoczeni faktem, że państwo poddaje Kościół swojej władzy, ingeruje w wykonywanie jego misji, a nawet całkowicie ją tłumi.
Nie możemy nazwać Chrystusa naszym Królem, jeśli próbujemy ingerować w zakres Jego praw nad nami. Oznacza to przekształcenie go w monarchę konstytucyjnego lub powiedzenie za niegodziwymi ludźmi z przypowieści: „Nie chcemy, żeby ten człowiek nad nami panował” (Łk 19,14).
Przeciwnie, z miłością i odwagą mówmy: „Będziemy mieć tego człowieka, aby nad nami panował”.
Chrystus jest Królem!
Christus vincit!
Christus regnat!
Christus imperat!
Polecamy również: Tuskowa skrajna lewica chce finansować “transowanie” dzieci
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!