Przez lata miasto Salzgitter w niemieckim kraju związkowym Dolna Saksonia uchodziło za wzór otwartości. Na dodatek dysponowało wieloma pustostanami. Imigranci byli tu więc zawsze mile widziani. Gdy fala uchodźcza zalała Niemcy na przełomie lat 2015/2016 Salzgitter przyjęło wielu nowych przybyszy. Jak się okazało zbyt wielu – pisze niemiecki tygodnik „Dr Spiegel”.
Przez lata miasto Salzgitter w niemieckim kraju związkowym Dolna Saksonia uchodziło za wzór otwartości. Na dodatek dysponowało wieloma pustostanami. Imigranci byli tu więc zawsze mile widziani. Gdy fala uchodźcza zalała Niemcy na przełomie lat 2015/2016 Salzgitter przyjęło wielu nowych przybyszy. Jak się okazało zbyt wielu – pisze niemiecki tygodnik „Dr Spiegel”.
Według pisma do liczącego niecałe 100 tys. mieszkańców miasta przybyło tylu uchodźców, że „nastroje się odwróciły”. Teraz miasto, gdzie ponad jedna trzecia mieszkańców (36 proc.) ma imigranckie korzenie (110 różnych krajów), postanowiło jako pierwsze w Niemczech ograniczyć ich napływ do minimum. Nowi migranci będą przyjmowani tylko w wyjątkowych przypadkach. W Salzgitter mieszka obecnie prawie 6 tys. uchodźców z prawem stałego pobytu w Niemczech. 3,3 tys. z nich pochodzi z Syrii. Zostali tu zakwaterowani na przełomie 2015/2016 roku.
Współżycie z uchodźcami układa się tak trudno, że rządzący miastem burmistrz z CDU Frank Klingebiel już po kilku miesiącach zaczął apelować do czerowno-zielonych władz kraju związkowego, by nie wysyłały mu więcej azylantów. Wskazywał m.in. na trudności finansowe. Premier Dolnej Saksonii Stephan Weil obiecał mu pomoc w wysokości 11 mln euro. Dolna Saksonia należy obok Nadrenii Północnej-Westfalii i Bawarii do landów z największą liczbą azylantów.
W podobnej sytuacji są też dwa inne miasta w Dolnej Saksonii – Delmenhorst i Wilhelmshafen. Także one nie chcą przyjmować więcej imigrantów. Zdaniem „Spiegla” nie ma to jednak nic wspólnego z brakiem środków finansowych ani mieszkań, tylko z rosnąca frustracją rdzennych mieszkańców, którzy twierdzą, że tzw. „uchodźcy” „nie chcą się integrować”. W Salzgitter wciąż jest ponad 3000 pustych mieszkań.
Pismo cytuje pracownicę piekarni w mieście, która twierdzi, że syryjskie dzieci już kilkakrotnie pobiły jej syna w szkole, która zresztą z szacunku dla nowych przybyszy postanowiła zrezygnować w tym roku z jasełek.
– W klasie jest rzekomo za mało niemieckich dzieci. Nie podoba mi się to i to bardzo. Wieprzowiny w szkolnej stołówce już od dawna nie podają. Moja sąsiadka nie dostała dla swojego dziecka miejsca w przedszkolu, bo dzieci uchodźców maja pierwszeństwo. A oni przecież i tak nie chcą się integrować. Oni chcą tylko dostawać pieniądze i darmowe mieszkania – mówi kobieta.
Rzecznik miasta Simone Kessner podkreśla, że „to nie jest tak, że Salzgitter w ogóle nie chce uchodźców, tylko, że nie chce kolejnych”.
– Są to w większości młodzi mężczyźni, którzy poruszają się w grupach. Ludzie czuja się coraz mniej bezpiecznie. Tworzą się imigranckie getta. W niektórych dzielnicach nie ma już Niemców ani niemieckich sklepów. Miasto jest zadłużone w wysokości 390 mln euro. Potrzebujemy trochę oddechu, inaczej nie damy rady – dodaje Kessner.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!