Obrany przez polityków partii opozycyjnych (liderzy akurat w tych ugrupowaniach nie są postaciami samodzielnymi) kierunek walki politycznej z PiS nawiązuje do taktyki na jaką zdecydowali się komuniści i socjaliści zachodni na początku XX wieku, kiedy punktem odniesienia (i równocześnie ośrodkiem zarządzającym) dla wszystkich partii komunistycznych w Europie miał być komunizm rosyjski (bolszewicki) z Leninem na czele – tzw. komunizm imperialny.
Partie te (PO, PSL, Nowoczesna) prą do głębokiego współdziałania z odpowiednikami europejskimi nawiązując w ten oto sposób do dawnego KOMINTERNu (III Międzynarodówki) – organizacji międzynarodowej powstałej w Moskwie (1919) z inicjatywy Lenina. Dzisiejsi propagandyści unijni (Merkel, Juncker, Timmermans, Schultz, Verhofstadt, Marcon i inni) upatrują swoich szans w upowszechnianiu podobnego zlaicyzowanego wazeliniarstwa pod baczną kontrolą instytucji unijnych (KE, PE, Rada Europejska), usłużnych mediów spod znaku Axel Springer (niemiecko-szwajcarski koncern medialno-wydawniczy) oraz aparatu quasi-sądowniczego (Komisji Weneckiej, Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, Trybunału Sprawiedliwości w Luxemburgu).
Tusk nie został celowo wymieniony w jednym szeregu z powyższymi postaciami, ponieważ przerósł ich wrodzoną wrogością do polskości. Jako zdeklarowany proniemiecki “akcjonariusz” odciął się od kraju macierzystego, sądząc, że tylko poziom zachodnioeuropejski pozwoli mu osiągnąć status Europejczyka. Pełni w RE rolę zbliżoną do pracownika w męskim sklepie odzieżowym, pomagając starszym panom przymierzać marynarki. Może nie orientować się w ideologicznych celach neomarksizmu wykorzystywanego do umacniania integracji krajów europejskich w obwodzie UE. Podobnie zresztą jak jego syn (Michał) nie orientował się w funkcjonowaniu linii lotniczych OLT Express. Dlatego też jego wpływ na cokolwiek (poza nieskrywaną pogardą dla Polski) jest znikomy.
Kiedy w Europie Zachodniej (Niemczech, Francji, Belgii, Szwecji) to ulice, dworce, puby i skwery miejskie stały się terenem konfrontacji kulturowej pomiędzy miejscowymi a imigrantami islamskimi, w Polsce wygodnymi obiektami do wszczynania burd (bez udziału imigrantów) stały się budynki Sejmu i Senatu, budynek KPRM i Pałac Prezydencki. Zacietrzewienie tychże “bojówek” politycznych wobec tych, którym dzisiaj uprzykrza się przedstawicielstwo parlamentarne tylko dlatego, że nie godzą się na żadne unijne status quo, ani inne przeniewierstwo (hipokryzję, zdradę narodową) jakiego Polska doświadczyła za poprzednich rządów PO-PSL, wynika bynajmniej z dotkliwości sankcji jakie mogą być nałożone na niektórych rozgorączkowanych karierowiczów za to właśnie – wyrachowane i wyobcowane z kanonów praworządności – łajdactwo polityczne. Niewdzięczność ta przewyższa wszystkie inne niedoskonałości i przewinienia jakimi za życia może skalać się tylko ten, komu brakuje może jednego (żeby nigdy więcej podobnego draństwa nie czynić) – błogosławieństwa własnych rodziców, których prawa zawsze górują nad potomstwem. “Zapomniał wół, że cielęciem był” – i począł rozrywać rogiem każdego kto się chce zbliżyć i zwyczajnie pogadać. A przecież bez kontynuacji dobrych wzorców rodzinnych nie ma odpowiedzialnej i pożytecznej służby publicznej. Ofiarność ludzka wymaga stałego poboru mocy (sił witalnych) przede wszystkim z kręgów rodzinnych, gdzie obowiązuje (a przynajmniej powinny) wzajemna asekuracja i wsparcie oraz dobrostan tradycji katolickiej.
Z tych samych powodów, ale z większą niestety siłą destrukcyjną, ten potencjał ludzki (budujący oddolnie wspólnotę narodową) jest systemowo marnotrawiony, umniejszany i lekceważony przez dzikie antagonizmy oraz ślepe awanturnictwo. Nakręcanie tej spirali inwektyw przeciwko Kaczyńskiemu i jego obozowi wpisuje się w strategię tzw. tolerancji represywnej (Herberta Marcuse’a), której podstawowym założeniem jest wyniesienie praw mniejszości do poziomu decyzyjnego – a stąd poprowadzenie decydującej bitwy o władzę metodami niedemokratycznymi. Pozorując działania na rzecz obrony konstytucji decydenci i promotorzy tej zwodniczej ideologii będą poić się i tumanić różnorakim (sekciarskim) życiem pośród korporacyjnych układów i kastowych układzików, nie mogąc nasycić sodomicznego pragnienia. Do tego stopnia przesiąkną nienawiścią i zobojętnieniem, aż w końcu sami staną się największym wrogiem swoich zwolenników (tak bowiem działa pokrętna natura ludzka zespolona z siłami zła).
Niektórym ulicznym awanturnikom i frustratom z opozycyjnej flanki za oręż – w walce o demokrację i praworządność – służy ślina na języku; a przecież to sam Bóg -“On miłuje prawo i sprawiedliwość: ziemia jest pełnia łaskawości Pańskiej” – mówi psalmista (Ks. Psalmów, 33: 5, Biblia Tysiąclecia), więc może nie wypada wątpić w słuszność tych słów, one zobowiązują przecież do zachowania najwyższej staranności. Zamiast szczerości i poszanowania godności ludzkiej jest plucie jadem na odległość. Tak jak odległe są słowa otuchy dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.
Taki stan rzeczy jest dla wszystkich przygnębiający. Zdani jesteśmy przecież na siebie, czy tego chcemy czy nie. Dobrowolne pojednanie z narodem wymaga od niejednego wiarołomcy odwagi, której zawsze mu będzie brakować; niemniej jednak trwanie w błędzie potęguje jeszcze ten błąd, który tak naprawdę prowadzi do nikąd. Sensownym wyjściem byłoby porzucenie tego ideologicznego nawyku, żeby raz na zawsze zrobić porządek z samym sobą. Uciekanie się do rozwiązań siłowych nigdy nie jest (i nigdy nie było) dobrym pomysłem.
Pamiętajmy, że do komnat zdrady narodowej już parokrotnie zawitał pocałunek śmierci. Osiemnastowieczna historia Polski – jak ongiś skołtuniona przez magnacką Targowicę, tak teraz może zostać bezmyślnie pogwałcona brakiem poczucia wstydu oraz niechęcią bycia Polakiem z krwi i kości.
Antoni Ciszewski
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!