To już dosłowne naigrywanie się z porządku prawnego w wykonaniu byłej prezes SN, Małgorzaty Gersdorf. Plucie w oczy premierowi Mateuszowi Morawieckiemu konstytucyjnymi frazesami o kadencyjności pierwszego prezesa SN, w sytuacji dokonywanych zmian ustrojowych w zakresie sądownictwa, to wymowny przykład wyjątkowej bezceremonialności i zuchwalstwa; to rokosz korporacyjny nie mający nic wspólnego z etyką zawodową sędziów. Buta ta powodowana jest pewnością ideologicznej (neomarksistowskiej) dominacji nad prawicową wizją odpowiedzialności za obszar spraw publicznych; także – jeśli chodzi o zagwarantowanie praworządności w procesie ochrony podstawowych praw cywilnych przed niezależnym sądem powszechnym; na czym chyba najbardziej zależy obywatelom, a nie na drakońskiej pensji prezesa SN (ok. 30 tys. zł miesięcznie) za odwalanie fuszerki.
Całą sprawę można skwitować tak: psu na budę jest gwarantowana kadencyjność pierwszego prezesa SN, jeśli ten obszczywa własny kraj na arenie międzynarodowej – powodując w ten sposób ogólne zgorszenie w świadomości społecznej. Odkrywa w ten sposób swoje prawdziwe oblicze klasycznego “pasożyta” uczepionego państwowej synekury. Zażarcie broni (możliwego?) korupcyjnego układu, chcąc monitorować sprawy wpływające do SN, w trybie nadzwyczajnym lub dyscyplinarnym. A grożąca lawina tych spraw wynika właśnie z wcześniejszej korupcji (?) w tym środowisku “przebierańców”, namaszczonych jeszcze za poprzednich geszefciarzy postpeerelowskich. Ten kto choć raz w swoim życiu otarł się o ten “gmach kurestwa”, ten wie w czym jest rzecz. A dokładnie: sądzenie spraw (sądy powszechne to tylko instytucjonalna forma konsumpcji konfitur) przez konkretnych sędziów, to w istocie nieograniczone pole do kumoterskiej samowoli; w tym do działania opresyjnego – ograniczającego prawa jednostki w procesie sądowym poprzez nagminne stosowanie formalizmu proceduralnego, mogącego udaremnić każdy rodzaj dochodzonego powództwa. I tak się niestety dzieje do tej pory (są przykłady). Mechanizmy kontrolne w postaci drugiej instancji, to w istocie “łabędzi śpiew”, nie spełniający w sposób należyty kryterium odwoławczego.
Nie sposób jest zapanować nad tą patologią, nie odwołując się w pierwszej kolejności do opinii społecznej, która – co do zasady – przesądza o przyczynie obowiązywania ustaw. Bagatelizując demokratyczny tryb porządkowania spraw ustrojowych państwa, kasta “przebierańców” (przepraszam uczciwych sędziów, za których naród gotów jest ponieść ofiarę z życia obywateli) brnie w anarchistyczny styl współrządzenia państwem; zawiadywania jego podstawami przy wykonywaniu funkcji publicznych przez urzędników państwowych; decydowania o procesie karności dyscyplinarnej za tzw. niesubordynację, a nie za nadużywanie uprawnień służbowych w konkretnych sprawach poszkodowanych obywateli. Dlatego panicznie boją się “szydła z worka”, bowiem skala tej degrengolady (rozkładu moralnego) jest tak porażająca, że aż niemożliwa do wyobrażenia. Pomocne byłoby opiniowanie psychiatryczne, bo tylko takie jest w stanie zdiagnozować zjawisko nepotyzmu w tym środowisku oraz przesadną megalomanię wyzutą z elementarnej przyzwoitości.
Przekomarzanie się – od Annasza do Kajfasza – nieuchronnie prowadzi do umycia rąk przez Piłata. Mimo dobrych na początku chęci, w efekcie zło może zatriumfować – bo jest złem bezkompromisowym. Prawda zawsze rodzi zagorzałych przeciwników, bo oni są trawieni jej blaskiem. Celebrycki model zawodu prawniczego nie ma nic wspólnego z wrażliwością etyczną ani uczciwością sumienia. Ważenie dowodu w konkretnej sprawie wymaga stanowczości sędziego, który właściwie pojmuje i stosuje się do podstawowej zasady powściągliwości sędziowskiej. Takiej postawy oczekują mocodawcy (obywatele), mianujący sędziów (prokuratorów) przez swojego głównego przedstawiciela – Prezydenta RP. Formalizm norm konstytucyjnych nie usuwa legalizmu przepisów prawa karnego; to ustawa karna ma pierwszeństwo przed każdą inną, zważywszy na obowiązek przestrzegania prawa ustrojowego przede wszystkim przez urzędników państwowych. Za dotychczasowe bezhołowie w sądownictwie odpowiadają sędziowie, którzy dali sobie zielone światło do “hulaj dusza, piekła nie ma” po usunięciu art. 418 Kodeksu cywilnego – vide: wyrok TK z dnia 4 grudnia 2001 roku (Dz. U. Nr 145, poz. 1638).
Dąsy prof. M. Gersdorf muszą być wkalkulowane w coś większego. Jej sentyment do funkcji I prezesa SN, pokazującego rogi ustawodawcy, to tylko gra pozorów. Natomiast głównym powodem tej zaciekłości jest zapewne realna obawa przed nieuchronnymi skutkami odpowiedzialności za bezprzykładne odrzucanie skarg kasacyjnych obywateli od 1997 roku, czyli w okresie wzmożonej grabieży dokonywanej w trybie egzekucji sądowej, m. in. na podstawie niekonstytucyjnych tytułów wykonawczych stosowanych przez banki (za bezcen sprzedane w obce ręce). Całe odium wrogości wobec Polski i Polaków sączy się teraz kanałami unijnymi, skąd najgłośniej nadaje były moderator (minister przekształceń własnościowych, w latach 1991, 1992-1993) – Janusz Lewandowski (KLD, UW, PO), od 2010-2014 komisarz UE ds. budżetu i programowania finansowego. Wtóruje mu, nie mniej spektakularny, Leszek Balcerowicz – były Wiceprezes Rady Ministrów i minister finansów (1989-1991), były prezes NBP (2001-2007), zwolennik korporacyjnej bankowości z Zachodu. Oraz cała rzesza dyplomowanej agentury (“Oskar”, “Must” itd.).
Myślę, że obecni przedstawiciele narodu (Zjednoczona Prawica), zasiadający w Parlamencie RP, muszą mieć na uwadze polski punk widzenia tego problemu. Nie wystarczą same półśrodki w postaci zadowalających sondaży przedwyborczych. Przede wszystkim Prokuratura Krajowa, wykonująca funkcje Prokuratora Generalnego, powinna wychwytywać przypadki łamania prawa przez konkretnych urzędników państwowych i nadawać tryb procesowy tym sprawom z udziałem osób pokrzywdzonych. Liczy się konkret, a nie jedynie strategia polityczna. Pamiętajmy, że namiestnik Rzymu w swoim czasie jednak umył ręce…
Antoni Ciszewski
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!