Zahuczało w dniu dzisiejszym na forach internetowych od dość niewyważonej decyzji sędziego (ds. cywilnych) Wojciecha Łączewskiego, którego poluzowany but w niewybredny sposób pofrunął w stronę prezes Trybunału Konstytucyjnego, Julii Przyłębskiej, podczas posiedzenia Sądu Rejonowego w Warszawie rozpatrującego casus prawny powództwa przeciwko TK z wniosku prywatnego przedsiębiorcy z Tych. Mniejsza o treść wniesionego powództwa (czy nawet numer lecącej podeszwy), większym zainteresowaniem opinia publiczna obdarzyła ów drobiazgowy incydent z powodu siły rażenia. Zakwestionowanie bowiem pełnomocnictwa procesowego, udzielonego przez aktualną Prezes Przyłębską adwokatowi reprezentującemu TK przed sądem powszechnym, to poważna sprawa. Na tyle poważna, że spowodowała bezterminowe odroczenie przedmiotowej sprawy.
Pamiętać należy, że sędzia Łączewski to nie taki zwykły sędzia sądu powszechnego – zasłynął skazaniem byłego szefa CBA (Mariusza Kamińskiego) i jego współpracowników na bezwzględną karę pozbawienia wolności w związku z tzw. aferą gruntową, w której głównym podejrzanym miał być śp. Andrzej Lepper (Samoobrona). Skazanych ułaskawił nowo wybrany prezydent RP, Andrzej Duda (2015), zanim zainicjowany tryb odwoławczy w tej sprawie zakończył się prawomocnym orzeczeniem. Okoliczność ta wywołała sprzeciw niektórych przedstawicieli środowiska sędziowskiego, których kariery zawodowe uwieńczył splendor trybunalski (TK) lub Sądu Najwyższego. Nie bez powodu zatem SN w składzie siedmioosobowym w dniu 7 czerwca 2017 roku podjął uchwałę, w której zakwestionował prawo łaski prezydenta RP (art. 139 Konstytucji RP) od nieprawomocnych wyroków skazujących.
Warto wiedzieć też, że nie wszystkim wtedy było na rękę ułaskawienie wymienionych postaci związanych z obecną opcją polityczną, która od października 2015 roku sprawuje większościowy mandat przedstawicielski w polskim parlamencie. Zatem zmasowany atak ze strony przedstawicieli szeroko pojętej opozycji – wyśrubowany jeszcze na wyższy poziom abstrakcji interpretacyjnej przez byłych prezesów TK (Stępnia, Rzeplińskiego) oraz SN (Strzembosza), nie podzielających wprowadzanych regulacji ustrojowych przez nową koalicję Zjednoczonej Prawicy pod kierownictwem Prawa i Sprawiedliwości (PiS) – musi chcą nie chcąc ocierać się o określoną tendencyjność wydawanych i powielanych opinii (prawniczych). Przynajmniej tak odbiera to znaczna część społeczeństwa, wprawdzie nie parająca się na co dzień tematyką legislacyjną, ale dobrze orientująca się w kwestiach językowych uchwalanego prawa stanowionego. Poza tym rozdźwięk społeczny, wynikający z pojawiającej się różnicy zdań na temat zmian ustrojowych państwa, nie daje pierwszeństwa decyzyjnego wąskim grupom wichrzycieli. Nigdy tak w historii (poza nielicznymi epizodami zaprzaństwa i zdrady narodowej) nie było i prawdopodobnie tak nie będzie.
Faktem natomiast jest to, że zapoczątkowany bunt środowiska sędziowsko-prawniczego, wymierzony w przedstawicieli suwerena, wcale nie słabnie a nasila się. Poniekąd zagrywka taktyczna sędziego Łączewskiego, z bezterminowym odroczeniem sprawy pod pretekstem nieważności pełnomocnictwa, współgra z niefortunną wypowiedzią Rzecznika Praw Obywatelskich, Adama Bodnara, na temat rzekomego współudziału Polaków w Holokauście na narodzie żydowskim podczas drugiej wojny światowej. Obie sytuacje mają być może za zadanie rozproszyć uwagę opinii publicznej na temat rewelacji do jakich dochodzi komisja śledcza ds. Amber Gold pod przewodnictwem poseł Małgorzaty Wassermann (PiS), kiedy powoli ujawniane są szczegóły krycia sprawców tej afery przez poprzedni układ władzy (PO-PSL), z rodziną Tusków w roli głównej.
Obrazowo rzecz ujmując, aktualnie na scenie politycznej mamy do czynienia z kręceniem kolejnych scen formowych do serialu “Władca Pierścieni” (Tolkena). Osnową akcji pozostaje wciąż magiczny pierścień skupiający ciekawość otoczenia, ale o jego istnieniu – i w czyim jest aktualnie posiadaniu – nikt nie ma najmniejszego pojęcia. To, że ciemność bywa straszna nikogo jak na razie nie przeraża. Charakterystyczny pozostaje wygląd postaci i to co mówią względem siebie, by wywołać ogóle zamieszanie i niedowierzanie. Pozwala to niektórym (politykom-aktorom) na większą swobodę działania. Także środowisko hobbitów (dzisiejszych imigrantów islamskich?), związane z mitycznym Śródziemiem (Anglosasów), pozwala zobrazować pewne tendencje zapanowania nad światem przy pomocy magicznych rozwiązań. Chyba dobrze, że przynajmniej w Polsce nie przewiduje się w najbliższym czasie powrotu do wierzeń ze “Starej baśni” Kraszewskiego.
Na razie główna akcja (filmu o władcy ciemności) rozgrywa się bez udziału stałego widza, któremu proponuje się w zamian inne rodzaje pierścieni (władzy). Do tego posunięcia taktycznego wykorzystuje się zwykłą ludzką nieuwagę i mylący wzrok. Pamięć ludzka w zasadzie nie odgrywa tu żadnej znaczącej roli; np. w scenie przed komisją śledczą do Amber Gold mamy takie momenty, kiedy świadkowie – mogący cokolwiek wyjaśnić i zapobiec totalnej defraudacji podstępnie zagarniętej fortuny – zasłaniają się niepamięcią. Nawet syn Tuska (Saurona – władcy ciemności, Mordoru, złego ducha), Michał nie ukrywał że cokolwiek pamięta z przeszłości. Sytuacja z niepamiętaniem szczegółów z życia zawodowego zahaczała trochę o los Orków (PO), wyhodowanych za poprzedniego władcy ciemności (Morgotha-Buzka z AWS), którego złowrogi cień pojawia się od czasu do czasu na fasadzie budynku KPRM (Kancelarii Prezesa Rady Ministrów) w Warszawie.
Powodem nagłego zaniku pamięci mogła być wrodzona niechęć do światła dziennego lub obawa przed zdemaskowaniem. Orkowie byli pierwszymi pogromcami elfów – Quendi (qya – Mówiący) – praistot zbliżonych wyglądem do ludzi. W rzeczywistości mówiącymi od zarania dziejów byli tylko ludzie. Niestety ten stereotyp potraktowany został przez wspomnianych na początku przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości z większym niedowierzaniem, zaczęli przypisywać także fikcyjnym normom prawnym konstytucyjne odniesienie do mitologicznej Ardy (Region, Królestwo) – miejsca, siedziby poprawnie (politycznie) myślących, którzy po osiągnięciu dorosłości mieli już żyć wiecznie. Zanosi się więc na ciąg dalszy interesującej historii, z udziałem tego środowiska. Pamiętajmy, że przechodzony but z twardym obcasem to synonim okresu awangardy we współczesnej judykaturze.
Antoni Ciszewski
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!