Tak zwane podstawy programowe dla szkół ponadpodstawowych Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło na swojej stronie internetowej z końcem stycznia bieżącego 2018 roku, w warunkach pewności, że fakt ten ujdzie niepostrzeżenie. Przecież właśnie wtedy wybuchła afera z nowelizacją ustawy o IPN-ie, a wraz z nią pojawiły się niejakie zmiany w stosunkach polsko-żydowskich, co na długie tygodnie niepodzielnie przykuło uwagę tak zwanej opinii publicznej.
Dokument zatytułowany „Podstawa programowa kształcenia ogólnego dla czteroletniego Liceum Ogólnokształcącego i pięcioletniego Technikum” liczy sobie dobrze ponad trzysta stron. My tutaj nie będziemy przeprowadzać porównania pomiędzy nim, a analogicznym dokumentem obowiązującym i zmienianym przez cztery ostatnie dekady XX wieku. Niemniej zachęcamy chętnych Czytelników do wykonania tej czynności, a bardziej jeszcze do porównania obydwu list lektur szkolnych – tamtej sprzed lat oraz tej zawartej w tekście nowo ogłoszonej „Podstawy programowej…”. My tutaj przyjrzymy się nieco tej najnowszej liście.
Tak „na oko biorąc” jest ona bardzo podobna do listy lektur z czasów jeszcze PRL-owskich, lub tej z lat 90. XX w., aczkolwiek dopisano do niej pozycje, jakie „za komuny” znajdować się na takiej liście nie mogły, a i później też tam nie trafiały. Piszemy „bardzo podobna” i w dodatku, że do niej coś jeszcze „dopisano”, co razem wzięte oznacza, że praca z owymi lekturami jest zwyczajnie „nie do przerobienia” w tak bardzo krótkim czasie, to znaczy przez tylko niepełne cztery lata nauki w Liceum Ogólnokształcącym, i analogicznie w Technikum.
Na stronie 38 „Podstawy…” czytamy pouczenie: „Materiał literacki, poczynając od dzieł literatury starożytnej, aż do literatury wojny i okupacji oraz utworów tematycznie z nią związanych (jak rozumiemy – drugiej wojny światowej, M.D.), musi zostać zrealizowany w klasach I-III. Klasa IV liceum ogólnokształcącego (czyli zaledwie półtora semestru na podejmowanie nowych tematów lekcyjnych, M.D.) oraz IV i V technikum w całości przeznaczone są na czytanie utworów literatury po 1945 r.”. Taki kaganiec czasowy jest wszakże sztuczny i niepotrzebny.
Zresztą, „przerobienie” lektur z nowej listy byłoby do wykonania w Szkole Średniej Ogólnokształcącej pięcioletniej (ustrój szkolny 7+5), a najlepiej w sześcioletniej (ustrój szkolny 6+6), kiedy to można by coś nawet do tej listy dopisać.
Ale takie zadanie jest zwyczajnie z braku czasu niewykonalne w tylko czteroletnim Liceum, ani w tylko pięcioletnim Technikum!
Od razu trzeba z tego tylko powodu zlikwidować listę „lektur uzupełniających” w obydwu zakresach, podstawowym i rozszerzonym (ss. 35-36 „Podstawy…”), zlikwidować listę „zalecanych dzieł teatralnych i filmowych” (ss. 36-37) oraz listę „tekstów polecanych do samokształcenia” (ss. 37-38), listę zaś „lektur obowiązkowych” w obydwu zakresach (ss. 33-35) wydatnie skrócić. O ile ma to być prawdziwe, w domu i na lekcji, od deski do deski, czytanie tekstów literackich „ze zrozumieniem”, i prawdziwe, czyli po uprzednim przeczytaniu oryginału (a nie skrótowego „bryku”), lecz zarazem nieskrępowane upływającym czasem analizowanie w klasie tychże tekstów i tychże treści. Owszem, do gadulstwa bynajmniej nie zachęcamy, aczkolwiek tak bardzo przez każdego prawdziwego nauczyciela pożądana uczniowska dyskusja wymaga, aby na nią nie brakowało czasu. Lecz tego czasu ma właśnie, programowo i obowiązkowo brakować, niestety!
Jest kilka sposobów wskazywania w „Podstawie…” literackich tekstów „do przerobienia”. Co do poezji mamy oto formułę „wybranych wierszy”, bez podania ich tytułów, a zatem: „wybrane wiersze następujących poetów (danej epoki)”, po czym wymienione są imiona i nazwiska wskazanych autorów; lub jak w przypadku Mickiewicza (ale to nie jedyna wzmianka o Mickiewiczu w „Podstawie…”): „wybrane ballady, w tym ‘Romantyczność’; wybrane sonety z cyklu ‘Sonety krymskie’ oraz inne wiersze (sic!)”; ale także: „wybrane utwory poetyckie z romantycznej literatury europejskiej”, już bez podawania nazwisk.
Jak rozumiemy, autorzy podręczników szkolnych, a jeszcze wcześniej „programów szkolnych” mają na tej „podstawie” szeroką swobodę doboru konkretnych utworów do zamieszczenia ich w szkolnych „wypisach z literatury” i w tekście samych podręczników.
Dla mniejszych form prozatorskich mamy natomiast zapisy w rodzaju: „Marek Nowakowski, ‘Raport o stanie wojennym’ (wybrane opowiadanie); ‘Górą ‘Edek’ (z tomu ‘Prawo prerii’)”.
Liczne spośród większych utworów prozą uczniowie mają natomiast poznawać we „fragmentach”, co – przyznajmy – z góry przesądza o tym, że te utwory w szkolnej pragmatyce wcale już nie są większe, o rozmiarach powieści, ale okrojone, czyli okaleczone. O tym, jakie to mają być „fragmenty”, ma zadecydować – jak rozumiemy – autor „programu”, podręcznika lub też drukowanego zbioru takich „fragmentów”, zwanych kiedyś „czytankami” lub „wypisami z literatury”, oraz ministerialni „eksperci”, którzy taką fragmentację treści literackich urzędowo zaaprobują.
Jest to więc nic innego, jak edukacja-fragmentacja, prowadzona w warunkach pośpiechu wynikającego z zaplanowanego w ramach „reformy” permanentnego braku czasu.
Dla „lektury obowiązkowej” w obydwu łącznie zakresach, „podstawowym” i „rozszerzonym”, adnotację „fragmenty” znajdujemy przy 33. na łącznie 80. większych utworów, przeważnie prozą, a dla „lektury uzupełniającej” przy 24. na łącznie 49. takich utworów. Dodajmy, że „lektura uzupełniająca” ma być „przerabiana” bynajmniej nie wszystka, lecz „w każdej klasie obowiązkowo dwie pozycje książkowe w całości lub we fragmentach (sic!)”. Więc nawet to jest dozwolone i zalecane… „we fragmentach”. Kto to pisał? Skoro owe instrukcje mają dotyczyć milionów polskiej młodzieży, personalia ministerialnych autorów tychże instrukcji powinny być ogłaszane. No bo w obecnej sytuacji my sami jesteśmy traktowani przez jakichś zatajonych anonimów właśnie jako te zaledwie „fragmenty”.
Co zatem, jakie utwory, jakich autorów – z podaniem konkretnych tytułów, w odróżnieniu od tych nie nazwanych, czyli „do wyboru” – nie uległy ministerialnej „fragmentacji”, więc mają być czytane przez uczniów i wraz z nauczycielem omawiane przez nich w całości?
Z „lektury obowiązkowej” obydwu zakresów (czyli w Liceum Ogólnokształcącym):
-Parandowski Jan, „Mitologia” („Grecja” i „Rzym”);
-Arystofanes, „Chmury”;
-Sofokles, „Antygona”;
-Kochanowski Jan, „Odprawa posłów greckich”, „Treny” (jako cykl poetycki); rozumiemy, że ministerialni urzędnicy mają tu na myśli wszystkie treny Kochanowskiego;
-Szekspir William, „Makbet”, „Romeo i Julia”, „Hamlet”;
-Molier, „Skąpiec”;
-Krasicki Ignacy, „Hymn do miłości Ojczyzny”; lecz jest to utwór poetycki, względnie krótki, a o dominującym w „Podstawie…” sposobie wskazywania utworów poetyckich już pisaliśmy;
-Mickiewicz Adam, „Konrad Wallenrod”, „Dziady cz. III”, „Oda do młodości”, „Romantyczność”; nasze uwagi jak wyżej;
-Słowacki Juliusz, „Kordian”, „Lilla Weneda”, „Testament mój”; nasze uwagi jak wyżej;
-Krasiński Zygmunt, „Nie-Boska komedia”;
-Norwid Cyprian Kamil, „Bema pamięci żałobny rapsod”, „Fortepian Szopena”; nasze uwagi jak wyżej;
-”realistyczna lub naturalistyczna powieść europejska”; tu podaje się do wyboru „Ojca Goriot” Balzaca, „Klub Pickwicka” Dickensa, „Martwe dusze” Gogola oraz „Pani Bovary” Flauberta;
-Wyspiański Stanisław, „Wesele”, „Noc Listopadowa”;
-Prus Bolesław, „Lalka”, „Z legend dawnego Egiptu”;
-Orzeszkowa Eliza, „Gloria victis”;
-Sienkiewicz Henryk, „Potop”;
-Dostojewski Fiodor, „Zbrodnia i kara”;
-Bułhakow Michaił, „Mistrz i Małgorzata”;
-Żeromski Stefan, „Rozdziobią nas kruki, wrony…”, „Przedwiośnie”;
-Witkiewicz Stanisław Ignacy, „Szewcy”;
-Camus Albert, „Dżuma”;
-Borowski Tadeusz, „Proszę państwa do gazu”, „Ludzie, którzy szli”;
-Herling-Grudziński Gustaw, „Inny świat”;
-Krall Hanna, „Zdążyć przed Panem Bogiem”;
-Konwicki Tadeusz, „Mała apokalipsa”;
-Głowacki Janusz, „Antygona w Nowym Jorku”;
-Orwell George, „Rok 1984”;
-Mrożek Sławomir, „Tango”;
-Libera Antoni, „Madame”;
-Nowakowski Marek, „Górą ‘Edek’”;
-Dukaj Jacek, „Katedra”;
-Stasiuk Andrzej, „Miejsce”;
-Tokarczuk Olga, „Profesor Andrews w Warszawie”.
Tak właśnie przedstawia się dzisiejszy polski ministerialny „kanon-kanonu” lektur szkolnych, „nie we fragmentach”, aczkolwiek w pewnej części składający się z utworów poetyckich oraz opowiadań, też „nie we fragmentach”, lecz wyjętych ze zbiorów opowiadań; jednakże wszystkie wyżej wymienione utwory są właśnie wyraźnie wskazane, poprzez podanie tytułu oraz nazwiska i imienia autora, i że mają być one czytane i omawiane w całości (sic!).
Co do autorów obcych, tak jak przez cały okres powojenny „szkoły reformowanej”, to spoglądamy na kolejne ministerialne listy lektur, to sięgamy do wielotomowej „Wielkiej Literatury Powszechnej” wydania Trzaski, Everta i Michalskiego, i porównujemy, i coraz to popadamy z melancholię. I pytamy się, jakie i czy w ogóle jakiekolwiek pojęcie zyska nasz maturzysta o literaturach narodów i języków europejskich. Co zaś tyczy naszej literatury ojczystej, to sami widzicie.
Nie było słychać o tym, aby znawcy literatury, profesorowie, pisarze, literaci, krytycy literaccy, właśnie z myślą o lekturach szkolnych układali, każdy z nich, „własny kanon lektur”, ani o tym, by te kanony były później porównywane, dyskutowane, oceniane. Mamy za to kanon ministerialny, nie wiemy przez kogo ułożony, w swojej części „utworów wybranych nie nazwanych” (to dotyczy zwłaszcza poezji), „utworów nazwanych, lecz we fragmentach” i wreszcie tych „nie we fragmentach”, a wymienionych tu przez nas.
„Lektury uzupełniające” niech już chętny Czytelnik sam sobie przejrzy na stronie Ministerstwa.
Laureat Nagrody Nobla Władysław Stanisław Reymont został potraktowany też „we fragmentach”. „Jesień” z „Chłopów” ma się czytać w ramach „lektury obowiązkowej w zakresie podstawowym” – więc także w Technikum – a „Zimę” w „zakresie rozszerzonym” w ramach „lektury uzupełniającej”, czyli do wyboru nauczyciela – zatem tylko w Liceum. To ci dopiero anomalie klimatyczne!
Spośród „dzieł teatralnych i filmowych” zaleca się obejrzenie m.in. „Ziemi obiecanej” w reżyserii Andrzeja Wajdy, chociaż główne wątki w tym filmie są zupełnie inne, aniżeli w Reymontowskim pierwowzorze powieściowym. Ale przekonać się może o tym tylko ten, kto także przeczyta książkę. Jednak lektury „Ziemi obiecanej” nie ma na ministerialnej liście.
Ale wśród 21. „zalecanych dzieł teatralnych i filmowych” nie ma żadnego filmu Krzysztofa Zanussiego! I takiego to braku dopuścili się ludzie, którym – jak widzieliśmy – tak bardzo zależy na wyakcentowaniu dorobku polskiej literatury i sztuki z okresu najnowszego, czyli od połowy XX wieku!
Jak też widzimy, tak zwana żeromszczyzna, jakże charakterystyczna dla nauczania i w ogóle atmosfery szkoły PRL-owskiej, jest na ministerialnej liście mocno reprezentowana, na czele z „kultową” powieścią „Przedwiośnie”, której główny bohater – że przypomnimy – z wyraźną wyższością zapytuje Polaków-czytelników o to, czy mają oni „odwagę Lenina” (z Żeromskiego, oprócz wymienionych, mamy jeszcze „Echa leśne” w „lekturze uzupełniającej podstawowej”; wszystko to „nie we fragmentach”).
Oczywiście, przemilczanie twórczości Żeromskiego byłoby bezsensowne, ale żeby nadal międlić po szkołach i „na maturach” to dziwaczne i jakże w błąd wprowadzające „Przedwiośnie”? Warto wiedzieć, że nie tak dawno temu napisano i wydano w Polsce swego rodzaju anty-”Przedwiośnie”, czyli „Tamtego lata. Zatajoną historię Polaków” autorstwa Sławomira N. Goworzyckiego. Nie ma się co dziwić, że w obecnej sytuacji powieść ta wciąż nie może się przedrzeć do potencjalnych czytelników (więc i dostępu do ministerialnej listy też mieć nie może).
Do listy lektur szkolnych dopisano zarazem utwory niektórych z tych autorów, jakich samo istnienie było w polskim życiu szkolnym, lecz i w obiegu medialnym, zwyczajnie przemilczane. Z tych mamy więc „Drogę donikąd” Józefa Mackiewicza, i to nawet „obowiązkowo-podstawową”, lecz tylko „we fragmentach”, czy „Nadberezyńców” Floriana Czarnyszewicza, i to w całości (sic!), ale za to tylko w trybie „uzupełniającym-rozszerzonym”. Może też jeszcze innego przedstawiciela literatury do niedawna rozpoznawanej tylko przez stosunkowo nielicznych czytelników, i jeszcze mniej licznych nauczycieli szkolnych; wie to ten, kto porównał nowy spis lektur szkolnych z poprzednim.
Co ciekawe, w szkolnym kanonie pojawili się także autorzy znani pod nazwą bardów. Z tych w zakresie „obowiązkowym-podstawowym” mamy wskazanie na „wybrane utwory” Jacka Kaczmarskiego (ale już nie Przemysława Gintrowskiego), lecz także, ale pośród „tekstów polecanych do samokształcenia”, na „Niezbędnik Sarmaty” Jacka Kowalskiego. Z Kaczmarskim zaś są jednym tchem wymieniane m.in. „wybrane teksty Kabaretu Starszych Panów”. I tak dalej, i dalej… Chociażby z przyczyny objętości nasz niniejszy artykuł nie może być wyczerpującą analizą ani nowej „Podstawy programowej…”, ani nowej listy lektur szkolnych.
Autorzy są więc rozmaici; polscy uczniowie mają czytać również Woltera, Rousseau, Huxleya, Eco, lecz także Tomaszową „Summę teologiczną”, tę w trybie „obowiązkowym-rozszerzonym”; ma się rozumieć, że „we fragmentach”.
Ostatni z wymienionych utworów niech nam tu posłuży jako swoisty łącznik, nie jedyny taki, z kilkoma innymi szkolnymi przedmiotami. Nie łudźmy się jednak. Czytamy oto na s. 38 „Podstawy…”, że: „Należy przyjąć perspektywę współczesną jako punkt wyjścia do wprowadzania do tradycji”. I już! Inaczej mówiąc – z punktu widzenia Rewolucji mamy młodzieży pokazywać świat przedrewolucyjny i pozarewolucyjny, więc i Kontrrewolucję. Odwrotnie nie wolno! Co zaś dotyczy nauczania religii, w której łonie także zdarzały się i zdarzają rewolucje, zwane herezjami, to takiego przedmiotu w „Podstawie…” tradycyjnie już nie wymieniono (no bo to reguluje Konkordat, inna ustawa, itd.).
Ale przedmiot „etyka” wymieniono (s. 6, tam lista przedmiotów). Wśród lektur „z etyki” także jest podana „Summa” Św. Tomasza Akwinaty, oczywiście „we fragmentach”, no bo jakże by inaczej (s. 328). W przedmiocie „filozofia” o Tomaszu jest mowa (s. 74), chociaż w „lekturze obowiązkowej” dla tego przedmiotu Tomaszowej „Summy” nie znajdujemy (s. 70), aczkolwiek i tam powinna by się ona znaleźć.
Owszem, powinna, ale nie w szkole wyłaniającej się z obecnie przeprowadzanej „reformy”. Zresztą, przywoływanie „Summy” służy nam tu jedynie dla wykazania, że ministerialni autorzy najnowszej „Podstawy programowej…” dla szkół średnich, i w ogóle autorzy bieżącej „reformy oświatowej” nadal nie liczą się z wymogiem należytej gospodarki czasem. Tak – czasem!
Jeśli dzisiejszy katecheta też mówi uczniom o Św. Tomaszu i o tomiźmie (czego jednak nie wiemy), to okazuje się, że o tenże sam utwór pisany mają rywalizować w nowej polskiej szkole średniej aż cztery osobne przedmioty: religia, język polski, filozofia i etyka, i wszystko obowiązkowo „we fragmentach”, oczywiście. Co to za nauczanie? Chyba na zasadzie: „pełno nas, a jakoby nikogo nie było”. Może podzielą ową potężną „Summę” na cztery części i każdy zajmie się takim ćwiartkowym „fragmentem”, co razem da całość? Jeśli tak swobodne szermowanie m.in. „Summą” po kartach kilkusetstronnicowej nowej „Podstawy programowej…” ma być wyrazem jakiejś nowej religijnej gorliwości, to jest to gorliwość całkiem niewłaściwie ukierunkowana, gdyż w jej następstwie uczeń nawet z najbardziej „oswojonego” i okrojonego „fragmentu” „Summy” nic nie skorzysta – a nie jest to tekst łatwy dla potocznej lektury – po czym sobie tę całą „Summę” raz na zawsze zbrzydzi, a z nią wszelakie treści z nią kojarzone i powiązane. A to już jest wielkie niebezpieczeństwo.
Pewien świeżo upieczony absolwent liceum, dawno już temu, spotkawszy kolegów z innej szkoły zawołał radośnie: „Chłopaki! Czy wiecie, co zrobiłem po otrzymaniu matury zaraz po przyjściu do domu? Natychmiast wywaliłem do śmieci wszystkie lektury szkolne!”.
Zauważmy, że on ich nawet nie oddał „na makulaturę”, chociaż taka praktyka była wtedy propagowana, podobnie jak dziś „segregacja odpadów”. Chodzi więc o to, aby nie stwarzać warunków do rozpowszechniania się takich zachowań.
Oczywiście, że Tomaszowa „Summa teologiczna” ma być nauczana w polskiej szkole średniej, i ma być ona wręcz kotwicą tegoż nauczania, ale inne, co znaczy że poważniejsze mają być tego „warunki i sposób realizacji” (w „Podstawie…”, w rozdziale dla każdego z przedmiotów szkolnych znajduje się akapit o takim właśnie tytule). Piszący niniejsze już się o tym, jak i o innych szkolnych sprawach wypowiadał, kilka lat temu, w innym miejscu, ale – jak widzimy – na próżno.
Podobne uwagi, co te dotyczące „Summy”, stosują się do innych lektur przewidywanych dla następujących przedmiotów, obok języka polskiego: „religia” (tu przede wszystkiem Biblia, będąca też lekturą z języka polskiego, oczywiście „we fragmentach”), „filozofia”, „język łaciński i kultura antyczna”, „historia”, „etyka”, i zapewne kilka innych. Skoro czasu na nauczanie ma być nadal za mało (sic!), to istnym nieposzanowaniem tegoż czasu będzie więcej niż dublowanie pracy z danym tekstem literackim poprzez przypisywanie danej lektury do dwóch i więcej przedmiotów. Biednego Platona klepać będą – jak się okazuje – jeden po drugim nauczyciele kolejnych wymienionych wyżej przedmiotów szkolnych. Ale w jakim celu oni wszyscy, niekompetentni, zamiast jeden a dobrze, byle był kompetentny? Dojdzie wreszcie do tego, że laicki religioznawca „przerobi” „Summę” („we fragmentach”) na swoich zajęciach, laicka polonistka dołoży w tej dziedzinie swoje, filozof też, a katolicka katechetka w imię „postępu w Kościele” wcale po „Summę” nie sięgnie, ani uczniów w ogóle o jej istnieniu nie poinformuje. Komu zależy na stwarzaniu okoliczności dogodnych dla takich i podobnych aberracji? A czas nie czeka! Lecz przecież już nasze roczniki dowiadywały się o „Summie” bynajmniej nie od księdza na lekcji religii – a było to w epoce środkowego i późnego PRL-u.
Instrukcję dzisiejszą już czytaliśmy: „Należy przyjąć perspektywę współczesną jako punkt wyjścia do wprowadzania do tradycji”. Wciąż i nadal: aggiornamento!
P.s. Nasz obywatelski konkurs zatem nadal trwa. Zadaniem uczestników jest ułożenie innej listy lektur dla szkoły polskiej, na całe 12 lat nauki. Czy na wyniki konkursu i na ich twórcze wdrożenie w pracę szkolną trzeba będzie czekać aż do przyszłego lub nawet zaprzyszłego pokolenia?
Niemniej, zadanie jest ułatwione, gdyż jego spełnienie polega na rozważnym skreślaniu i dopisywaniu utworów z i do listy właśnie nam zaprezentowanej, aczkolwiek koniecznie z podaniem czasu – liczby lekcji szkolnych – przeznaczonego na pracę nad każdym z tychże tekstów. Powodzenia!
Marcin Drewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!