Taki tytuł nosi słynna książka Aldousa Huxleya, która – podobnie, jak “Rok 1984” Jerzego Orwella, kreśli przerażający obraz przyszłości. To znaczy – był to obraz przyszłości jeszcze w latach 30-tych, bo teraz przynajmniej niektóre wynalazki opisane w obydwu książkach, stały się rzeczywistością. Na przykład Orwell opisuje działalność Ministerstwa Prawdy, które zajmuje się kreowaniem histdorii – ale wstecz. Niewątpliwie inspirowała go sowiecka praktyka; znana jest fotografia, na której Mikołaj Jeżow przechadza się w towarzystwie Józefa Stalina i – bodajże – Wieńczysława Mołotowa. Kiedy jednak Jeżow, kiedy już zrobił swoje, został rozstrzelany, na tej fotografii Józef Stalin nadal się przechadza – ale już tylko z Mołotowem. Wprawdzie – jak zauważyła w 1989 roku pani Joanna Szczepkowska – że komunizm właśnie “upadł”, to on nie tylko nie upadł, ale ma się całkiem dobrze. Znakomitą ilustracją, że orwellowskie Ministerstwo Prawdy nadal działa, jak gdyby nigdy nic, jest usunięcie z elektronicznych archiwalnych numerów “Gazety Wyborczej” pewnej publikacji. Oto relacjonując posiedzenie Knesetu, na którym zapadła decyzja o włączeniu do izraelskiego terytorium państwowego jakichś resztek Jerozolimy, redakcyjny Judenrat opatrzył tę relację krzyczącym tytułem: “Jerozolima nasza!” Ponieważ ten spontaniczny wybuch uczuć narodowych w gronie redakcyjnego Judenratu został zauważony, m.in. przeze mnie i z tego powodu nazwałem “Gazetę Wyborczą” żydowską gazetą dla Polaków, tamtejsze Ministerstwo Prawdy nie tylko wycofało tę publikację z elektronicznego archiwum, ale nawet lansowało pogląd, jakoby takiej publikacji nigdy nie było.
W “Nowym wspaniałym świecie” to znaczy – “Republice Świata” – obowiązuje zasada identyczności; wszyscy są tacy sami, również pod względem wyglądu, co osiąga się między innymi dzięki klonowaniu. Ci identyczni osobnicy nie mają specjalnych potrzeb, a to dzięki systematycznemu obniżaniu ich umysłowego poziomu, czemu sprzyja również “soma”, czyli rodzaj narkotyku, od którego wszyscy są uzależnieni. Jak nietrudno zauważyć, to idealne społeczeństwo “Republiki Świata” zostało zbudowane dzięki unicestwieniu ludzkiej indywidualności. Czy jednak “Republika Świata” jest tylko rodzajem samograja, nastawionego na nieustanne reprodukowanie się, czy też przyświeca temu jeszcze jakiś cel ukryty? W nakręconym przez Krzysztofa Zanussiego filmie “Kontrakt” występuje partyjny buc grany przez Janusza Gajosa, który w pewnym momencie powiada: demokracja – demokracją – ale ktoś przecież musi tym kierować!
Jak pamiętamy, w epoce Edwarda Gierka, do którego wzdycha nawet Naczelnik Państwa, forsowana była zasada jedności moralno-politycznej narodu. Chodziło o to, by jeśli nawet “tu i ówdzie” występowały jakieś różnice, to miały one charakter drugorzędny wobec socjalizmu, na który wszyscy się zgadzali. Ta zasada znajdowała odbicie również w retoryce Edwarda Gierka, który swoje przemówienia kierował do “partyjnych i bezpartyjnych, wierzących i niewierzących”, a złośliwcy dodawali, że nawet do “żywych i umarłych”. Wspominam epokę Edwarda Gierka nie bez powodu. Otóż najpierw stworzona została iluzja dobrobytu – oczywiście wedle stawu grobla, to znaczy, prosta jak na garbatego – ale długo to nie trwało, bo w miarę światowej ekspansji sowieckiego imperium i konieczności spłacania zaciągniętych na Zachodzie pożyczek, rząd musiał sprzedawać wszystko, co tylko można było sprzedać za granicę. Kiedy zatem wprowadzone zostały kartki – najpierw na cukier, a potem stopniowo już na wszystko – pojawiła się nowa alternatywa żywnościowa. Okazało się bowiem, że wokół Antarktydy są ogromne ilości kryla, małego skorupiaka, którym żywią się wieloryby. Na ten południowy ocean wyruszyły więc trawlery i wkrótce pojawiły się publikacje zachwalające “smakołyki z kryla”, Wprawdzie w latach 70-tych pojawili się już ekologowie, ale jeszcze nie uzyskali takiego znaczenia, jak dzisiaj, toteż “smakołyki z kryla” jakoś nie znajdowały szerszego uznania i obywatele starali się odżywiać po staremu – oczywiście na ile pozwalały kartkowe przydziały na “woł-ciel z kością”. Wprawdzie przodująca w ekstrawagancji nowojorska socjeta, kierując się snobizmem, próbowała już zjadać mrówki i gąsienice – co uwiecznił w swoim filmie “Mondo cane” włoski reżyser Jacopetti – ale to był wyjątek potwierdzający regułę.
Od tamtej pory nieubłagany postęp uczynił wielki krok do przodu, w związku z czym zmieniła się hierarchia priorytetów. Obok równości, rozumianej jako identyczność – również mężczyzn i kobiet, bo wobec gwałtownie rosnącej liczby płci dotychczasowe podziały tracą wszelki sens – na czoło wysunęła się “ochrona planety” – oczywiście przed ludźmi, bo inne gatunki planecie nie zagrażają. To znaczy – oczywiście zagrażają, jakże by inaczej, bo emitują tak zwane “gazy cieplarniane” – ale na ich usprawiedliwienie trzeba dodać, że nie ze złośliwości, tylko ze względu na żywnościowe potrzeby gatunku ludzkiego, który przywykł do odżywiania się ich mięsem. Jeśli zatem chcemy dogodzić “planecie”, to nie ma rady; trzeba gatunkowi ludzkiemu narzucić rozmaite ograniczenia – również w dziedzinie żywnościowej. Alternatywą jest bowiem redukcja globalnej populacji do najwyżej miliarda osobników – żeby jednak było komu pożyczać pieniądze na wysoki procent. Zatem stajemy przed wyborem – albo zmienimy nawyki żywnościowe, albo pójdziemy do gazu, z którego wszyscy powstaliśmy.
Toteż Europejski Urząd do spraw Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) właśnie zatwierdził pierwsze robaki, zalecane do spożywania przez ludzi. Chodzi o żółte larwy mącznika młynarka, które podobno są bardzo smaczne, chociaż oczywiście nie tak smaczne, jak móżdżek dinozaurów, który podobno był idealną zakąską do wódki – ale skoro chodzi o ratowanie planety, to nie ma co grymasić. Decyzja urzędu oznacza, że mącznika młynarka będzie można w Europie hodować, to znaczy – karmić go otrębami, płatkami kukurydzianymi, a także kartoflami, marchwią i jabłkami. W miarę likwidowania hodowli tradycyjnych zwierząt, hodowle mącznika młynarka będą zyskiwały coraz to większe znaczenie gospodarcze, a w miarę wzrostu podaży, trzeba będzie jakoś przekonać ludzi do zmiany tradycyjnych nawyków żywieniowych. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak pojawią się rozmaite przepisy na “smakołyki z mącznika”, podobnie jak w latach 70-tych na “smakołyki z kryla”, a kiedy już epidemia zbrodniczego koronawirusa zostanie odwołana, to w znacjonalizowanych zakładach zbiorowego żywienia już nic innego nie będzie “serwowane”, dzięki czemu i planeta zostanie uratowana i koszty utrzymania niewolników zostaną radykalnie obniżone. Czegóż chcieć więcej?
Stanisław Michalkiewicz
Red. Stanisław Michalkiewicz jest stałym publicystą magazynu Magna Polonia, przedsprzedaż najnowszego numeru właśnie ruszyła:
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!