Nasz polski naród nie potrzebuje wymyślać bajkowych postaci w stylu supermana, aby ukazać heroiczność i waleczność w walce o najwyższe wartości, jakimi powinna kierować się ludzkość. Postawa polskich bohaterów z czasów II wojny światowej i po jej zakończeniu, kiedy Polacy, kolejny raz zdradzeni w imię „solidarności” europejskiej, samotnie walczyli z sowieckim okupantem, daje idealny materiał na liczne scenariusze filmowe i książki.
Przygody poszczególnych żołnierzy, nawet tych szeregowych, o których nie wspominają opracowania naukowe powinny stać się podstawową lekturą w polskich szkołach, ucząc młode pokolenie Polaków wartości, za które gotowi byli ginąć.
Jednym z takich bohaterów jest postać starszego strzelca Marcina Tchórza z 3 batalionu strzelców (3 Dywizja Strzelców Karpackich). Urodził się 8 listopada 1916 roku w miejscowości Sutów (powiat Zamość, województwo lubelskie). Zginął 17 maja 1944 roku w czasie walk o przełamanie niemieckiej linii obrony na odcinku klasztoru Monte Cassino. (grób na cmentarzu wojskowym na Monte Cassino 3-A-15)1.
Ówczesny lekarz 3 batalionu strzelców karpackich doktor Adam Majewski w swoich wspomnieniach z czasów wojny pt. Wojna, ludzie i medycyna (Lublin 1960, Tom II) przytoczył ciekawe wspomnienie tego żołnierza. Powracając po latach do tych majowych dni, postać tego żołnierza zapisała się mocno w jego umyśle poprzez jedną mało spotykaną cechę. Oto co pisał:
„W czasie największego nasilenia ognia, zaraz po zapadnięciu zmroku, przyszedł jeden z sanitariuszy z drugiej kompanii. Nazywał się Tchórz.
Zapytałem go, co się stało. Zameldował, że u nich spokój, więc przyszedł tutaj pomóc.
Od dawna zaobserwowałem, że Tchórz zdradza objawy patologicznego braku strachu (…) Jeden z oficerów jego kompanii mówił mi kiedyś:
– Gdybym nie wiedział, że to jest jeden z najweselszych chłopaków, to bym myślał, że umyślnie szuka śmierci. Sprawia wrażenie rozumnego, posiada dużo wrodzonej inteligencji i w żadnym wypadku tego pchania się pod pociski nie można kłaść na karb głupoty. Tchórz rzeczywiście wbrew swemu nazwisku, zupełnie nie rozumiał lęku. Pod gradem odłamków nie dostawał nawet rumieńców, ani oczy mu się nie świeciły, jak to przeważnie obserwowałem u innych, nawet bardzo odważnych ludzi. (…) Byłem zdenerwowany (…) i spuściłem mu porządne „opr”. (…)
Tchórz uśmiechnął się jak dziecko, choć był dużym, silnym mężczyżną, zasalutował, wyskoczył przez otwór i poszedł. Nie wytrzymałem i udałem się za nim do otworu. Wyjrzałem. Niemcy tak bili, że kamienie i odłamki przelatywały ze świstem, a dookoła rozlewała się czerwona drgająca łuna. Na jej tle zobaczyłem sylwetkę Tchórza. Szedł lekko i swobodnie. Nawet nie był pochylony.(…) Zginął w kilka dni później również w taki sposób, w jaki żył na wojnie. Rozpoznałem tak zwany „blast injury”, to znaczy masowe pęknięcie pęcherzyków płucnych, spowodowane nagłą zmianą ciśnienia przy bliskim wybuchu. Na całej powierzchni ciała nie stwierdzono żadnego uszkodzenia, nawet nie był draśnięty2.
Powyższy przyklad ukazuje nieznaną historię jednego z polskich żołnierzy, którzy polegli pod Monte Cassino. Musimy uświadomić sobie fakt, że za każdą liczbą rannych, poległych polskich żołnierzy, którzy gotowi byli walczyć i ginąć za wolną i suwerenną Ojczyznę kryje się, często nieznana, historia zwykłego człowieka, który niczym nie różnił się od nas – miał swoje marzenia, plany, rozterki i lęki – któremu przyszło żyć w tragicznych latach II wojny światowej.
Krzysztof Żabierek
2 A.Majewski, Wojna ludzie i medycyna, T.II, Lublin 1960, s.99-100.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!