Wprawdzie w Niemczech demokracja przeżywa paroksyzmy za sprawą kolejnego wybitnego przywódcy socjalistycznego Martina Schulza, (poprzednim wybitnym przywódcą socjalistycznym był Adolf Hitler), który za żadne skarby nie chce zlać się z Naszą Złotą Panią w „wielkiej koalicji”, ale paroksyzmy – paroksyzmami, a plany operacyjne – swoją drogą. Toteż owczarki niemieckie z Komisji Europejskiej: Jan Klaudiusz Juncker i Franciszek Timmermans otrzymali zadanie zarekomendowania Radzie Europejskiej zastosowania wobec Polski sławnego art. 7 traktatu o Unii Europejskiej, no i tak właśnie zrobili. Decyzja ta rozbudziła rozmaite nadzieje, a że z obfitości serca usta mówią, toteż wiele osób bardzo się zaktywizowało. Nie mówię już nawet o niezawisłych sędziach, bo kiedy tylko Nasza Złota Pani w marcu ubiegłego roku położyła nacisk na walkę o praworządność kosztem walki o demokrację, to wiadomo było, że stare kiejkuty, które na gruncie tubylczym realizują zadania wyznaczone im przez oficerów prowadzących z BND, właśnie niezawisłych sędziów będą musiały rzucić na pierwszą linię frontu walki o praworządność.
Toteż niezawiśli jeszcze sędziowie buntują się na potęgę, nie uznają prezesów mianowanych przez ministra sprawiedliwości, rozważają zbojkotowanie wyborów do Krajowej Rady Sądownictwa, a nawet rezygnację z pracy w Sądzie Najwyższym w nadziei, że w ten sposób skonfundują złowrogiego Jarosława Kaczyńskiego. Najwyraźniej zapatrzyli się na lekarzy, którzy zaczęli zwalniać się z pracy w szpitalach i niektóre z nich trzeba było nawet z tego powodu pozamykać. Ale sytuacja sędziów jest trochę inna, niż sytuacja lekarzy. Bez lekarzy, zwłaszcza w razie choroby, trudno sobie poradzić, natomiast braku sędziów Sądu Najwyższego mało kto by w ogóle zauważył. Po tym, jak 4 czerwca 2008 roku Sąd Najwyższy z miedzianym czołem uznał, że składki odprowadzane do Otwartych Funduszy Emerytalnych stanowią własność publiczną, nie ulega wątpliwości, że stał się on już tylko elementem organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, który przy pomocy maskarady polegającej na przebieraniu się w „śmieszne, średniowieczne łachy” stwarza sobie pozory legalności, więc gdyby z własnej woli zniknął z życia publicznego, to dla obywateli byłoby lepiej, a nie gorzej.
Toteż prezes Kaczyński na takie pogróżki mógłby zacytować cesarza Napoleona III. Kiedy przybyła do niego meksykańska cesarzowa Charlotta, by go namawiać do interwencji na rzecz uwięzionego przez rewolucjonistów jej męża Maksymiliana, w razie odmowy grożąc abdykacją, Napoleon w pierwszym odruchu zakrzyknął: „ależ abdykujcie jak najprędzej!”. Jak pamiętamy, Charlotta zaczęła mu wtedy wymyślać, wyrzucać zagadkowe pochodzenie, aż wreszcie zwariowała. Być może nie powinienem tego wszystkiego pisać, bo właśnie dostałem z niezawisłego sądu dla Warszawy-Pragi Północ wiadomość, że zostałem oskarżony przez pana Zbigniewa Stonogę, jakobym „kojarzył go” z niejakim panem R., – i tak dalej. Pan Stonoga przebywa obecnie w więzieniu w Siedlcach, więc każdą odmianę losu powitałby pewnie z zainteresowaniem. Czy sam wpadł na pomysł, że oskarżając mnie przed niezawisłym sądem może udelektować starych kiejkutów, czy też na taką możliwość zwrócił mu uwagę ktoś inny – o to mniejsza, bo ważniejsze wydaje mi się to, że rozpoczęta w 2012 roku przez ABW operacja „Menora” bynajmniej się nie zakończyła. Jeśli również niezawisły sąd zostałby do niej wciągnięty, to nie mam złudzeń, że nic dobrego spotkać mnie wtedy nie może, nawet gdybym był sądzony w słynącym w świecie, a w każdym razie – w naszym nieszczęśliwym kraju z niezawisłości gdańskim okręgu sądowym. Co tu dużo gadać; nie mam ja do starych kiejkutów szczęścia i to już co najmniej od 1978 roku, kiedy to SB wszczęła przeciwko mnie pierwszą „sprawę operacyjnego rozpracowania” pod kryptonimem SAM. Najciekawsze jest to, że transformacja ustrojowa, ani nawet „dobra zmiana” niczego tu nie zmieniła, co by sugerowało, że ciągłość z PRL-em jest większa, niż by się komuś mogło wydawać.
Mniejsza jednak o te prywatne sprawy i prywatne oskarżenia, bo nie tylko sędziowie zaktywizowali się na wieść o uruchomieniu procedury związanej ze sławnym art. 7. Zaktywizował się również Kukuniek, czyli były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju i wszystkich dookoła oskarża o haniebną współpracę z bezpieką, a przynajmniej o zdradzieckie sypanie piasku w szprychy rozpędzanego właśnie parowozu dziejów, który właśnie wyciągał nasz nieszczęśliwy kraj ze szponów komunizmu. Kukuniek rozpoczął nawet molestowanie pani Marii Kiszczakowej, wdowy po generale, żeby poświadczyła, iż zgromadzone w prywatnym archiwum domowym dokumenty na temat „Bolka” są fałszywe. Kukuniek zapowiada również, że jeśli nie pomoże „zagranica”, to walkę o praworządność i demokrację w naszym nieszczęśliwym kraju rozstrzygnie „ulica”. Co prawda nie podaje nazwy tej ulicy, ale i bez tego możemy się domyślić, że to Rakowiecka w Warszawie, która już niejedną sprawę przecież rozstrzygnęła. Jest to możliwe tym bardziej, że – jak ujawnił pan minister Błaszczak – komunizm upadł w Polsce stosunkowo niedawno, bo dopiero na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia. Tym spostrzeżeniem poczuła się dotknięta do żywego pani Joanna Szczepkowska, według której komunizm upadł 4 czerwca 1989 roku. Myślę, że pani Szczepkowska też się myliła, chyba, żeby za dowód upadku komunizmu uznać wybór przywódcy tych „upadłych” komunistów, czyli pana generała Jaruzelskiego na prezydenta „wolnej Polski”. Widać wyraźnie, że w sytuacji, gdy za sprawą wybitnego przywódcy socjalistycznego Martina Schulza demokracja w Niemczech przeżywa paroksyzmy, opinia publiczna w Polsce targana jest sprzecznymi rozkazami; pan minister Błaszczak myśli, że komunizm jednak upadł, podczas gdy Kukuniek najwyraźniej ma nadzieję, że jednak nie do końca, a nawet – że odrodzi się, niczym Feniks z popiołów i urzędowo go zrehabilituje. Nadzieja to wielka siła i kto wie, czy nie udzieliła się ona również pani Danucie, która ostatnio sprawia wrażenie, jakby i ona zaczęła wygrywać w totolotka. Wszystko to być może zwłaszcza w sytuacji, gdy sprzeczne rozkazy dotyczą nawet serialu „Korona królów”. Jak wiadomo, obóz zdrady i zaprzaństwa ma rozkaz, by mu się serial nie podobał, podczas gdy obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm odwrotnie – żeby się podobał i to w dodatku bez względu na odcinek. Kto by pomyślał, że doczekamy się aż takiej dyscypliny?
Stanisław Michalkiewicz
Autor regularnie publikuje w czasopiśmie Magna Polonia, do którego zakupu zachęcamy – www.magnapolonia.org/sklep
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!