Po roku 1989 polska polityka zagraniczna w relacjach z krajami, postrzeganymi jako potencjalni sojusznicy, sprowadzała się do odwracania głowy od problemów. Zamiast konsekwentnie bronić swoich racji, nieustannie targować się, by jak najwięcej uzyskać dla siebie, zamiast budować swoją pozycję we wzajmenych relacjach, kierowaliśmy się przede wszystkim tym, by nie wchodzić tam nikomu w drodze, bo ten mógłby się na nas obrazić, albo przestać nas lubić. W rezultacie nikt tam nie musiał się z nami liczyć.
„Jeśli panna nie jest piękna i posażna, to powinna być choć sympatyczna, a nie nabzdyczona” – powiedział ongiś Władysław Bartoszewski, definiując w ten sposób miejsce i rolę naszego kraju w Europie. W rezultacie wdzięczyliśmy się do możnych tego świata, ale także do tych, których potencjał był dalece mniejszy od naszego, ale którzy potrafili sami siebie szanować.
Dla takiej Ukrainy Polska jest dziś kluczowym partnerem, a mimo to w Kijowie nie widzą potrzeby, by zabiegać o nasze poparcie, by liczyć się z naszą wrażliwością i naszym zdaniem. Wiedzą oni bowiem, że bez względu na wszystko dostaną wszystko, co chcą i mogą – nie dając nic od siebie – eskalować oczekiwania i żądania.
„Najgorzej jest oczywiście w kwestiach historycznych. Nasz przekaz jest bardzo jasny: z Banderą do Europy nie wejdziecie. Mówimy to i głośno, i cicho. Nie powtórzymy błędów z lat 90., gdy nie domknęliśmy pewnych spraw w relacjach z Niemcami oraz z Litwą. Mam tu na myśli status polskich mniejszości w tych krajach. Nauczeni tymi doświadczeniami, będziemy od Ukrainy stanowczo się domagali, by wszystkie sprawy zostały wyczyszczone, zanim Kijów stanie u wrót Europy, prosząc o członkostwo. Będziemy tak stanowczy, jak stanowcza jest np. Grecja wobec Macedonii w sprawie nazwy” – powiedział tygodnikowi „wSieci” minister Witold Waszczykowski.
I oby tym razem nie skończyło się na słowach.
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!