Od dziś obowiązuje nie tylko embargo na rosyjską ropę sprowadzaną drogą morską, ale też pułap cenowy na rosyjską ropę naftową na poziomie 60 dolarów za baryłkę. Ma to uszczuplić dochody rosyjskiego budżetu. W lutym 2023 roku dojdzie zakaz importu rosyjskich produktów ropopochodnych, w tym paliw.
Co do tego, że do ograniczenia rosyjskich wpływów – i tym samym utrudnienia jej prowadzenia działań wojennych – potrzebne są sankcje obejmujące ropę naftową, Unia Europejska wiedziała od początku, ale nie chciała gwałtownie nakładać takiego ograniczenia, by nie osłabić nadmiernie swoich gospodarek. Choć więc pakiet sankcji wprowadzający embargo na morski import rosyjskiej ropy naftowej został zatwierdzony przez Komisję Europejską jeszcze w maju, dopiero dziś, 5 grudnia, wchodzi w życie. W międzyczasie został uzupełniony o zakaz importu rosyjskich produktów ropopochodnych, w tym paliw, który zacznie obowiązywać 5 lutego 2023 roku.
Dla wzmocnienia efektu Unia Europejska i kraje grupy G7 wprowadziły limit cenowy – tzw. price cap – dotyczące ropy naftowejz Rosji sprzedawanej drogą morską do krajów trzecich. O wysokość limitu toczyły się zażarte spory. Część krajów, w tym Polska, nalegały na jak najniższy poziom, najlepiej nie przekraczający 30 dolarów za baryłkę. Ostatecznie przyjęto go jednak na dużo wyższym poziomie, bo aż 60 euro. W komunikacie poświęconym zagadnieniu podkreślano, że „wyraźnie zmniejszy to dochody, jakie Rosja uzyskuje z handlu tym surowcem po rozpętaniu nielegalnej agresji przeciwko Ukrainie”.
Zdaniem prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego to zdecydowanie zbyt wysoka kwota. W niedzielnym wystąpieniu powiedział, że nie jest to „poważna decyzja”, bo pozostawia Rosję w komfortowej sytuacji i wpływami rzędu 100 mld dolarów rocznie.
– Te pieniądze zostaną przeznaczone nie tylko na wojnę i dalsze sponsorowanie przez Rosję innych terrorystycznych reżimów i organizacji. Te pieniądze zostaną przeznaczone na dalszą destabilizację tych krajów, które teraz starają się uniknąć poważnych decyzji – tłumaczył. Ukraina wspólnie z Polską i krajami bałtyckimi proponowała pułap cen na poziomie 30 dolarów.
Niezależnie od tej krytyki, pułap cenowy i embargo na rosyjską ropę stają się dziś faktem. Wprawdzie embargo dotyczy jedynie morskich dostaw, ale również te rurociągami są drastycznie ograniczane. Niemcy i Polska zadeklarowały, że do końca tego roku dobrowolnie zrezygnują z dostaw ropociągiem „Przyjaźń”. Węgry, Czechy i Słowacja nie są w stanie tak szybko zastąpić rosyjskiej ropy inną, więc w ich przypadku KE zatwierdziła dużo dłuższy okres przejściowy.
Od jakiegoś czasu trwają działania zmierzające do zwiększenia dostaw z innych kierunków, przede wszystkim Norwegii, ale też Stanów Zjednoczonych, Arabii Saudyjskiej i Kazachstanu. Nie tylko Unia Europejska wykorzystała czas na zaplanowanie nowych dostaw – rosyjscy menadżerowie również szukali nowych rynków zbytu. Zacieśniły relacje przede wszystkim z Chinami i Indiami, które znacząco zwiększyły w ostatnich miesiącach zakup rosyjskiej ropy.
Czy mamy gwarancję, że rosyjska ropa nie będzie trafiała na rynek europejski? Nie, a to z powodu działań niektórych odbiorców z grona państw trzecich, przede wszystkim Iranu i Wenezueli, które kupują rosyjską ropę i odsprzedają jako własną po wyższej cenie.
/wprost.pl/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!