Polskie prawodawstwo coraz bardziej represjonuje małych, polskich przedsiębiorców. Wielu z nich nie wyrabia już na ZUS i inne daniny.
Władze niszczą małe, polskie firmy – zauważa przedsiębiorca Cezary Bachański. Wystarczy przejść się po centrum dowolnego, średniej wielkości miasta powiatowego, by zauważyć masowo pojawiające się ogłoszenia o wynajmie lokali usługowych. Stanowi to pochodną ostatnich przemian gospodarczych.
Według Głównego Urzędu Statystycznego w pierwszym kwartale 2023 roku liczba upadłości przedsiębiorstw wzrosła o 38.6 proc. W górę również wystrzeliło zadłużenie firm, chociażby w branży transportowej jest to wzrost ze 182 mln zł do 2.79 mld zł, a 70 proc. firm ma problemy finansowe. Prowadzenie mikro i małej firmy w Polsce przestaje się opłacać. Szczególnie z zakresu usług oraz szerokorozumianego HoReCa (ang. Hotel, Restaurant, Café), bo po prostu koszty i ryzyko jest niewspółmierne do zysków.
W ubiegłym tygodniu media obiegła informacja o rychłym zamknięciu się słynnych “Jagodzianek” z Olsztynka. Stanowi to doskonały przykład, na którym można wytłumaczyć działanie takiego niewielkiego podmiotu.
Realny zysk z takiej cukierni może oscylować w granicach 8 tys. zł. Załóżmy, że właściciel ma jednego pracownika i zysk jest już po odliczeniu jego kosztu oraz pozostałych. W zasadzie takie punkty mają niezmienione marże od wielu lat i oscylują na podobnych zyskach. Zwiększa się tylko obrót w kontekście inflacji, wzrostu cen składników lub prądu. Nie da się nie podnosić cen w nieskończoność, bo nikt w takim lokalu nie kupi.
Przy wprowadzeniu dodatkowego podatku w wysokości 4.9 proc. (zwanego ładniej „składką zdrowotną”) oraz wzroście składek dla mikroprzedsiębiorcy, zostaje z tych 8 tys. zł kwota w okolicy 4,7 tys. zł (wynika to z podatku dochodowego, składek ZUS oraz składki zdrowotnej), kiedy w np. 2014 roku było to jeszcze ok. 5,5 tys. zł. Dodajmy do tego fakt załamania się wartości pieniądza w ostatnim czasie. Ówczesne 5,5 tys. zł, ma dziś wartość nabywczą w okolicy 8,5 tys.
W ten sposób, gdy jeszcze w 2014 roku prowadzenie takiej mikrofirmy było opłacalne, bo minimalne wynagrodzenie oscylowało w granicach 1230 zł netto miesięcznie, dzisiaj, przy pensji minimalnej 2780 zł netto (stan na lipiec 2023), już nie jest.
Żeby przedsiębiorcy opłacało się prowadzić punkt, musi zarabiać przynajmniej trzy razy tyle, co pracownik na minimalnym wynagrodzeniu. Tylko taka sytuacja ma sens ekonomiczny, ale też psychologiczny – daje przedsiębiorcy motywację do pracy oraz stałego ponoszenia ryzyka rynkowego. Dlaczego właściciel cukierni miałby pracować za jedynie półtora raza więcej niż jego pracownik i w przeciwieństwie do niego zarywać noce, ożerać się z ZUS, US, Sanepidem?
Prowadzenie małego biznesu w Polsce coraz mniej spina się finansowo, skoro podobne pieniądze można uzyskać na etacie, pracując 8-10 godzin, bez ponoszenia ryzyka rynkowego. Dlatego lokale usługowe w średnich miastach zaczynają świecić pustkami.
Mikrofirmy będące na niskich marżach skazane są na wyginięcie. W wielu przypadkach wyjściem jest ustawiczna praca samego właściciela, lecz na dłuższą metę jest to rozwiązanie niewystarczające. Wówczas bowiem takie mikrofirmy zaczynają przypominać zombie z zerową szansą rozwoju, a jedynie z nadzieją na doczołganie się właściciela do głodowej emerytury. Właściciel jest bowiem zajęty realizacją bieżących zleceń i nie ma czasu na rozwijanie firmy. Ma ograniczenia ludzkie i przede wszystkim kapitałowe.
Czasy kiedy w Polsce dało się coś zrobić niewielkim kapitałem i tytaniczną pracą, niestety skończyły się. Teraz liczy się tylko duży biznes.
Polecamy również: TVP i TVN nie podają narodowości osobnika, który zabił Polkę
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!