Felietony

Paweł Bieganowski: Wraca “dziennikarstwo” a’la Bertold Kittel

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Paweł Bieganowski: Wraca “dziennikarstwo” a’la Bertold Kittel

Bertold Kittel to “dziennikarz” TVN, który przechodził z tragarzami wieczorem środkiem lasu pod Wodzisławiem Śląskim i natknął się na tajne urodziny austriackiego akwarelisty (w maju, choć w rzeczywistości urodził się 20 kwietnia), autor „afery Waffelkowej”, którą upublicznił pół roku później, w czasie gdy w USA omawiano sprawę tzw. Ustawy 447. zrobił to zatem dokładnie w momencie, gdy kongresmeni głosowali nad ustawą dotyczącą bezpodstawnych roszczeń żydowskich.

W świat poszedł zmontowany pół roku wcześniej, przypominający „Trudne sprawy” materiał o tym, że w Polsce kwitnie kult Austriaka (i to nie Schwarzeneggera). Co za przypadek…
Na koniec okazało się, że sam zorganizował całą akcję, wynajął kilku typów za 20-30 tysięcy zł, no ale cały materiał reporterski, czyli tzw. surówka zaginął gdzieś w lochach pod ulicą Wiertniczą, gdy zaczęto o niego pytać. Kittel odebrał za tę akcję jakąś dziennikarską nagrodę, którymi się tam między sobą obsypują.

W jego ślady poszedł teraz Piotr Żytnicki z wielkopolskiej “Gazety Wyborczej”, podpatrzył u Kittela całe „know how” i odjebał cyrk na dokładnie takim samym poziomie co w Wodzisławiu (link do filmu w opisie).

Film z tej akcji to prawdziwy majstersztyk dziennikarstwa śledczego (na pograniczu z tzw. “wcieleniowym” jakie odwalał Kittel w lesie i Jacek Hugo-Bader gdy wymalował się na murzyna na Marsz Niepodległości i nikt go nie pobił <smuteczek.jpg>). Dwóch „skinów” w ubraniach stylizowanych na lata 90-te (a mimo to tak nienaturalnych, że śmierdzi zamówieniem tych kostiumów według wyobrażeń o skinach właśnie pracowników GW czy TVN) zmierza w stronę miejskiego urzędu.

Ich wkroczenie nagrywają trzy profesjonalne kamery telewizyjne i jeden telefon. Prawdopodobieństwo spotkania tego typu „skinów”, dodatkowo zmierzających na jakąś kontrowersyjną akcję jest dziś mniejsze niż spotkanie Trójki Drombo, więc reporter miał wyjątkowe szczęście znaleźć się w tym miejscu o tej porze i z kolegami operatorami kamer. Reporterski fart, Kittel też go miał w lesie.

Dialogi do tej inscenizacji także są tak naturalne, że przed oczyma od razu stają TVNowskie paradokumenty. Owi „skini” wchodzą do urzędu, główny bohater ma na drzewcu zwiniętą flagę a pod pachą jakąś teczkę z papierami. Po wejściu do urzędu nie idą z tymi, na pewno bardzo ważnymi, dokumentami do żadnego gabinetu tylko stają.

Występujący w roli głównej typ podejmuje dialog z wysłannikiem GW a drugi ustawia się plecami jak słup reklamowy tak, żeby dobrze w kadrze było widać koszulkę na której widnieje krzyż żelazny (gdyby ktoś nie kojarzył krzyża celtyckiego, umieszczonego z przodu i na wszelki wypadek, gdyby ujęcia nie wychwyciły także na rękawach koszulek) i napis „1488 MORDY” (mordeczki) oraz adres strony internetowej (do której nie ma dostępu, za to profil tego gościa na Facebooku wygląda na puste trollkonto, choć istnieje też strona dotycząca jego wyimaginowanej organizacji, która osiąga 10 stopni w skali Szurorta).

W tyle przedstawienia stoi para strażników miejskich (w każdym urzędzie tak stoją), która przygląda się tej niesamowitej wymianie zdań i doniosłej sytuacji. W rozmowie z ust dziennikarza (XD) pada zarzut: „Czci pan Hitlera 8 sierpnia”. Znów coś się dziennikarzom poprzestawiało z datami, ale ciekawszym jest to, skąd dziennikarz wie co robi ów typ akurat 8 sierpnia (bo to nie pytanie a twierdzenie). Następnie pada zdanie, że „media przychodzą tam, gdzie są neonaziści” więc można pomyśleć, że neonaziści informują media gdzie będą.

Ale od razu po tym słyszymy, że dziennikarz „pierwszy raz w życiu widzi neonazistę więc chce go spytać co go fascynuje w Hitlerze”? W Gazecie Wyborczej pracuje i pierwszy raz dopiero w roku 2024 widzi neonazistę, których za każdym rogiem widzą jej pracownicy od 1989 roku? Ślepy czy co? Przecież co roku 11 listopada dziesiątki tysięcy neonazistów idą ulicami Warszawy (jak stwierdził nawet oficjalnie w Parlamencie Europejskim uwielbiany w tej redakcji Guy Verhofstadt).

Z nagrania nie dowiadujemy się o co w ogóle chodziło (artykuł na poznańskiej GW jest za „paywallem” więc też się nie dowiemy, chyba że ten materiał powtórzy sukces Kittela w co wątpię).

Mój spiskowy umysł, w nawiązaniu do „afery Waffelkowej” i JUST ACT 447 skierował mnie w stronę motywacji autora artykułu. Tzn. wiem, że czytelnicy, a już tym bardziej pracownicy GW to stan umysłu, zwłaszcza w ostatnich latach, gdy ten niegdyś opiniotwórczy (niestety) dziennik stał się zinem dla wariatów, ale przyszło mi do głowy coś takiego:

„Kurde, całe nasze postępowe środowisko piło wino i ładowało powerbanki u oficera GRU, działaliśmy z nim pełną piersią (choć tylko jemu przypną na niej kiedyś medal w jego ojczyźnie) przeciwko Polsce… Co z tym zrobić? O! Mam! Neonaziści! Przecież to się zawsze sprawdzało!”

Polecamy również: Dwaj Gruzini napadli 60-letniego Polaka

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!