W polskiej kulturze wciąż pokutuje zaczerpnięte ze starożytnego Rzymu hasło: „o zmarłych dobrze albo wcale”. Jest ono powszechnie źle rozumiane jako rzekomy etyczny zakaz podawania niewygodnych faktów na temat zmarłego. Szczególnie w polityce wykorzystywane jest to w charakterze szantażu moralnego wobec osób krytykujących ludzi, którym postkiszczakowy establishment i media wystawiają pośmiertne laurki i na siłę stawiają ich w roli autorytetów, także moralnych. Czy wyobrażają Państwo sobie, by o zmarłym zbrodniarzu, takim jak Józef Stalin mówić tylko dobrze, lub wcale? Absurd! Już tylko to pokazuje błąd w interpretacji hasła. W dodatku, jego konsekwentne stosowanie prowadziłoby do nielimitowanego pojawiania się wrogów rodzaju ludzkiego, pokroju rzeczonego Stalina. O zmarłych – owszem – nie powinno się mówić źle, ale w znaczeniu mówienia o nich kłamstw, gdyż nieżyjący nie może się przed nimi bronić.
Gdy 30 marca 2023 roku zmarł Paweł Śpiewak, doszło do typowego dla salonu III RP, festiwalu rozpływania się nad jego zaletami i osiągnięciami. Miał być zdolnym naukowcem – doktorem habilitowanym z dziedziny Socjologii, publicystą, posłem na Sejm V kadencji, dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego oraz członkiem Kolegium Społecznego Muzeum „Polin”. Zajmując się przemianami społecznymi w Europie Środkowej oraz relacjami polsko – żydowskimi, miał jak osoba żydowskiego pochodzenia, prowadzić do pojednania obu Narodów. W ochach i achach nad jego życiem i dorobkiem rozpływało się wielu. Warto wspomnieć choćby publicystę Łukasza Warzechę, który nazwał go „jednym z najciekawszych polskich intelektualistów”.
Z relacji medialnych wyłania się nam obraz osoby pod wieloma względami wybitnej, która oprócz osiągnięć w swojej dziedzinie, chciała załagodzić spory pomiędzy Polakami, a Żydami. W domyśle – stała pomiędzy nimi jako neutralny rozjemca.
Czy w wyidealizowanym obrazie Pawła Śpiewaka, w tej przysłowiowej beczce miodu, znajdzie się jakaś łyżka dziegciu? Bez wątpienia tak, gdyż nie ma ludzi idealnych. Nie w tym jednak rzecz, by ekscytować się jakimiś niedostatkami, czy drobnymi błędami tego człowieka. Tym bardziej karygodne i niedopuszczalne byłoby wyszukiwanie ich na siłę i nadinterpretacja faktów pod tezę. W sprawie Śpiewaka, jak zresztą w przypadku wielu innych wpływowych w III RP osób, wystarczy podać prawdę, suche fakty z jego działalności, bez jakichkolwiek dodatkowych interpretacji. Jak się okazuje, to i tak wystarczające, by dojść do wniosku, że mamy do czynienia z kolejnym przykładem sztucznie napompowanej legendy, fałszywym autorytetem.
Skoro o autorytetach mowa, przede wszystkim warto pochylić się nad kwestią tego, kogo za autorytet uważał sam Paweł Śpiewak. W 2012 roku, wskazany raczył stwierdzić:
Gross był moim przewodnikiem, mistrzem stylu pisania i interpretowania dziejów.
Chodzi oczywiście o Jana Tomasza Grossa, słynnego żydowskiego propagandystę, autora szeregu prac, w których szkalował Naród Polski i polskich bohaterów, korzystając z nadinterpretacji źródeł historycznych i pisania pod z góry założoną tezę o polskich bestiach w ludzkiej skórze. To zresztą nie wszystko, gdyż Gross miał swego czasu wskazać, że jednym ze źródeł jego wiedzy są prywatne objawienia. Za fałszywe tezy ze swoich prac, był wielokrotnie demaskowany i ośmieszany przez historyków, jako kłamca i intelektualny oszust. Skoro taki człowiek był przewodnikiem i mistrzem w interpretacji dziejów dla Śpiewaka, czegóż chcieć więcej? Wystarczy spojrzeć na owoce. Jako dyrektor ŻIH i współpracownik znanego z tendencyjnych i antypolskich wystaw, muzeum „Polin”, zrobił bardzo wiele dla wykreowania fałszywej wersji historii, w której Polacy byli zbrodniarzami, a Żydzi w każdym przypadku niewinnymi ofiarami. Propagował zakłamaną wersję historii i wspierał szereg twórców, którzy za pieniądze ją zniekształcali. W wywiadzie dla czeskiej gazety „Tydenik Echo” poparł tezę Gorssa, że Polacy zabili w czasie II Wojny Światowej więcej Żydów niż Niemców, twierdząc, że to:
Oczywisty fakt historyczny, czy raczej – rzecz niezwykle prawdopodobna.
O zaciekłości antypolonizmu i antykatolicyzmu Śpiewaka, a jednocześnie wypełnianej przez niego swoistej misji życiowej, polegającej na wybielaniu żydowskich zbrodniarzy, najdobitniej świadczy fakt, że pokusił się on nawet o zrelatywizowanie historii żydowskiej policji z Getta Warszawskiego. W wywiadzie dla „Polityko” z 2015 roku, dyrektor ŻIH powiedział:
(…) w policji (gettowej – przyp. aut.) było proporcjonalnie najwięcej katolików. A zatem w grę wchodziła także różnica wiary, co nie było bez znaczenia dla przeciwstawienia sobie różnych grup.
Tak skrajnie fałszywa, nie podparta niczym teza powinna dyskredytować tego człowieka i to nie tylko jako dyrektora jakiegokolwiek Instytutu Historycznego, ale w ogóle jako osobę publiczną. Oczywiście tak się nie stało, gdyż uprawianie pseudonauki à la J. T. Gross jest bardzo pożądane przez różne grupy interesu i międzynarodowe jaczejki. W świecie politycznej poprawności, w którym Żydzi to nieskalany złem „naród wybrany”, a za II Wojnę Światową odpowiadają nieskonkretyzowani tzw. „naziści”, bo przecież nie Niemcy (nie wolno ich stygmatyzować!), jedynymi oczywistymi złoczyńcami mogą być tylko Polacy i katolicy (ich stygmatyzować już wolno).
Paweł Śpiewak był autorem szeregu innych wypowiedzi, uderzających w polską rację stanu i interes narodowy. Wielokrotnie krytykował np. Marsz Niepodległości, twierdząc, że jest to impreza nienawiści o zabarwieniu faszystowskim, a jej uczestników (tj. polskich patriotów) trzeba się bać. Ten fałszywy i nieuczciwy obraz stosunków w Polsce kolportował w kraju i za granicą, faszerując kłamstwami nie tylko naiwnych czytelników polskojęzycznej „Gazety Wyborczej”, ale też zagranicznych wrogów naszego kraju.
Skoro taki człowiek zyskał miano walczącego o pojednanie między narodami polskim i żydowskim, należy zadać pytanie: kim są ludzie, którzy temu pojednaniu szkodzą.
Radosław Patlewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!