24 grudnia 1940 roku. Na placu apelowym hitlerowcy ustawili choinkę oświetloną elektrycznymi lampkami. Pod drzewkiem zostały złożone ciała więźniów zmarłych w czasie pracy oraz zamarzniętych na apelu. To była pierwsza Wigilia, a zarazem jedna z najbardziej tragicznych z pięciu, jakie odbyły się w piekle Auschwitz.
Były więzień Karol Świętorzecki, wracając po latach do tamtego grudniowego dnia, wspominał, jak lagerführer Karl Fritzsch, znany z wyjątkowego okrucieństwa zastępca komendanta obozu Rudolfa Hössa, powiedział do więźniów zgromadzonych na placu, że zwłoki pod choinką to „prezent” dla żyjących.
– W blokach zezwolono na ustawienie choinek. Jedną ogromną choinkę ustawiono przed placem apelowym, obok obozowej kuchni. Parę dni wcześniej jeden z kapów stojąc na podwyższeniu, przeprowadzał naukę śpiewu niemieckiej kolędy „Stille Nacht, heilige Nacht”. W pierwszy dzień świąt więźniowie z karnej kompanii ustawili się jak zwykle tuż obok budynku kuchni obozowej, lecz frontem do pozostałych więźniów. Na lewym skrzydle ułożono ciała zmarłych, które znalazły się akurat w pobliżu oświetlonej choinki. Następnie na podaną komendę wszyscy więźniowie musieli śpiewać kolędę „Stille Nacht, heilige Nacht – relacjonował Świętorzecki.
– Apel wieczorny odbył się dziś dość wcześnie i szybko. Makabryczne to było widowisko – pod choinką obok kuchni leżało kilkunastu nieżywych już ludzi z karnej kompanii. W naszym bloku (3a) mimo całej biedy i nędzy, panuje atmosfera świąteczna. Na korytarzu pod oknem ustawili stolarze choinkę. Srebrnobiała wata izolacyjna imituje ozdoby choinkowe. Nawet świeczek parę skądś się znalazło – wspominał z kolei po latach Jerzy Pozimski (1099).
Czytaj też:
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!