Wśród reklam emitowanych czy to przez telewizję rządową, czy też przez telewizje nierządne, dominują reklamy piwa. To znaczy – różnych piw. Podobnie i reklamy są różne. Na przykład reklama piwa z Namysłowa jeszcze niedawno kończyła się obrazkiem jak dwóch jegomościów o wyglądzie meneli, pije piwo wprost z butelki, a towarzyszył temu słogan: “dla tych, co się znają”. Reklama piwa “Warka” jest patriotyczna: “biali” i “czerwoni” spotykają się, jak “jedna rodzina” – co niewątpliwie stanowi nawiązanie do popularnej w swoim czasie piosenki disco-polo, że “wszyscy Polacy to jedna rodzina”. Z kolei “Harnaś” eksploatuje temat zbójnictwa, podobnie jak Czesi – motyw kozła. Najgłupszą reklamą wydaje mi się reklama piwa “Desperados”, z której można odnieść wrażenie, że po jego wypiciu każdy dostaje pląsawicy, zwanej też chorobą św. Wita. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak pojawi się slogan: Pijcie piwo przed stosunkiem!” Chociaż reklamy są różne, to jednak łączy je pewien wspólny mianownik – żadna z nich nie nawołuje do wprowadzenia obowiązku picia piwa, ani też nie zapowiada żadnych surowych kar za uchybienie temu obowiązkowi. W tych reklamach uczestniczą aktorzy i tak zwani “celebryci”, czyli osoby znane z tego, że są znane, a przynajmniej – z jakichś zagadkowych powodów – nadymane. Nie ma w tym nic złego, bo płacąc za telewizyjne reklamy, producenci piwa liczą na zyski, a skoro aktorzy i tak dalej są przy tym zaangażowani, to nawet sprawiedliwość społerczna wymaga, żeby dostawali jakieś okruszki ze stołu pańskiego – czasami podobno nawet całkiem spore.
Wspominam o tym, bo własnie pan minister Dworczyk, którego Naczelnik Państwa nastręczył rządowi by reklamował epidemię zbrodniczego koronawirusa, ogłosił, że już wkrótce “ruszy” propagandowa ofensywa reklamująca szczepionki – żeby obywatele z entuzjazmem poddawali się “wyszczepianiu”. Mają być do tego zaangażowani sławni sportowcy, aktorzy i inni “celebryci” – domyślam się, że nie za darmo. Daj im Boże jak najwięcej, bo lepsze to, niż proste rozdawnictwo pieniędzy podatkowych – ale jeśli o tym wspominam, to nie dlatego, że im zazdroszczę, tylko dlatego, że taka akcja wzbudza we mnie podejrzenia, że te wszystkie szczepionki, to musi być jakiś Scheiss, w dodatku – uzależniający na podobieństwo narkotyku, skoro już teraz słyszymy, że trzeba będzie “wyszczepiać się” co roku, a przecież można i częściej, na przykład – co drugi dzień. Nie przypominam sobie bowiem, by produkty naprawdę pożyteczne i potrzebne, jak chleb, czy benzyna, były intensywnie, czy nawet w ogóle reklamowane. Natomiast produkty, których przydatność nie jest już taka oczywista, muszą podpierać się reklamą. I tak na przykład w koszmarnych czasach sanacji Melchior Wańkowicz wymyślił slogan reklamujący cukier: “Cukier krzepi!”. Oczywiście cukier wcale nie “krzepi”, ale też nie chodziło o to, czy “krzepi”, czy nie, tylko, żeby obywatele kupowali ten wysoko odpodatkowany towar. Podejrzliwcy, których na tym świecie pełnym złości nie brakuje, zaraz zresztą ten slogan uzupełnili i w pełnym brzmieniu wyglądał on następująco: “Cukier krzepi – wódka lepiej!” W swoich wspomnieniach z koszmarnych czasów sanacji Antoni Słonimski przytacza inny słogan, tym razem reklamujący papierosy, które – podobnie jak wódka – były w Polsce towarem monopolowym, podobnie jak przed I wojną w Austrii, czy Rosji. W Rosji monopol spirytusowy wprowadził Sergiusz Witte i chociaż później następowały rozmaite transformacje ustrojowe, to budżet tego państwa, podobnie jak i innych, po staremu opierał się na wódce i machorce. Slogan reklamujący papierosy brzmiał: “Papieros zwiększa zadowolenie”. No i dobrze – powiadał Słonimski – ale skąd wziąć zadowolenie? Podobnie podejrzany charakter mają reklamy rozmaitych cudownych leków, z których każdy “działa, jak natura chciała” – chociaż podejrzliwcy, których na tym świecie – i tak dalej – twierdzą, że wszystkie one składają się z rozmaicie zabarwionego talku z cukrem-pudrem. No a teraz – szczepionki i “wyszczepianie”. Hmmm.
Ale pan minister Dworczyk czuje się chyba związany przepisem konstytucji, zabraniającym zmuszania obywateli, by wbrew swojej woli poddawali się eksperymentom medycznym, więc taktownie ogranicza saię do reklamowania szczepionek i “wyszczepiania”. Wprawdzie rząd twierdzi, że to nie żaden “ekseryment”, tylko akcja ratunkowa przed zbrodniczym koronawirusem, ale czy można ufać rządowi? W 2004 roku rząd i różni “celebryci” – wśród nich JE abp Józef Życiński – zapewniali obywateli, że Unia Europejska nie jest żadnym “państwem” – chociaż ma wszystkie atrybuty państwa: terytorium, ludność, władze, walutę i bank centralny – ale państwem nie jest. A dlaczego? A dlatego, że gdyby przyznać, że Unia państwem jest, to trzeba by odpowiedzieć na kłopotliwe pytanie o prawno-międzynarodowy status bantustanów członkowskich – czy mianowicie są niepodległe, czy nie. To, że mogą z Unii wystąpić – jak uczyniła to Wielka Brytania – o niczym nie przesądza, bo przecież i w Związku Sowieckim, który niewątpliwie był państwem i to jeszcze jakim! – republiki związkowe miały “prawo wychoda”. Co prawda – niechby która spróbowała – ale to zupełnie inna sprawa, bo formalnie “prawo wychoda” było. W przypadku Unii nikt nie chciał ryzykować odpowiadania na to kłopotliwe pytanie, ale co się odwlecze, to nie uciecze i obawiam się, że teraz, w związku z wyrokami rozmaitych trybunałów i rezolucjami Parlamentu Europejskiego, będziemy musieli chwycić byka za rogi. Nawiasem mówiąc, rząd i teraz zapewnia wszystkich, że Unia może nam “skoczyć”, ale jak dostanie szlaban na forsę, to będzie ćwierkał z całkiem innego klucza. Skoro tedy w tak ważnej sprawie nie możemy rządowi wierzyć, to cóż dopiero w sprawie szczepionek, zwłaszcza, że zamierza wynająć “celebrytów”, żeby za podatkowe pieniądze wszystkim robili wodę z mózgu?
O ile zatem pan minister Dworczyk jeszcze składa się jak scyzoryk, to pan profesor Simon, który w ciągu roku z epidemicznego gołębia przepoczwarzył się w jastrzębia, nawołuje do wprowadzenia przymusu “wyszczepiania” dla osób powyżej 65 roku życia. Jak nie będą chcieli się “wyszczepić” – powiada pan prof. Simon – “niech umierają na własne życzenie”. To bardzo ciekawy postulat, bo wynika z niego, że przynajmniej pan prof. Simon uważa, że prawidłowe umieranie powinno następować na podstawie decyzji administracyjnej, poczas gdy umieranie “na własne życzenie” traktuje jako rodzaj kary za nieposłuszeństwo. Takie stanowisko wydaje się sprzeczne z podstawami cywilizacji łacińskiej, bo na przykład taki cesarz Klaudiusz, kiedy sądził sprawę w której nie stawił się świadek, na pretensje jednej ze stron powieddział zirytowany: “Umarł, myślę, że wolno mu było!” Okazuje się, że w koszmarnych czasach starożytnych było więcej wolności, niż teraz, przynajmniej w takich sprawach. Ale mniejsza o to, bo skoro obecnie w Europie, za sprawą Unii Europejskiej, faszyzm znajduje się w pełnym natarciu, to kto by się tam przejmował jakąś “cywilizacją”? Jak zauważył twórca faszyzmu, Benito Mussolini, faszyzm polega na tym, by było “wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu!” Znacznie ciekawsze jest to, czy taki krnąbrny starzec będzie musiał “umrzeć na własne życzenie” tylko w szpitalu państwowym lub samorządowym, czy też – jeśli zechce – będzie jednak mógł się ratować przez śmiercią prywatnie, na przykład przy pomocy weterynarza? Obawiam się, że pan prof. Simon odmówiłby mu tego prawa, w czym zresztą jest pewna logika, bo jeżeli obywatele mogliby wziąć sprawy swojego zdrowia w swoje ręce, a nie zdawać się na łaskę szajki biurokratów, to przymus “wyszczepiania” mógłby okazać się nieskuteczny i cały pogrzeb na nic. Ale to jest kolejny argument za prywatyzacją ochrony zdrowia, to okazuje się, że – obok innych zalet – ma ona jeszcze i tę, że chroni przed faszyzmem.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!