„Gdy w noc wrześniową północ wybiła….” – śpiewano w czasie okupacji, wspominając zdradziecki atak Niemiec na Polskę. Zanim jednak niemieckie bombowce bez przeszkód burzyły cywilne obiekty w całym kraju, w tym w stolicy, w pierwszych dniach września musiały zmagać się z polskimi orłami broniącymi swojej Ojczyzny. Jednym z tych obrońców był zwycięzca starcia z niemieckimi bombowcami z 1 września 1939 roku Jerzy Hipolit Palusiński. W czasie tego starcia udało mu się zestrzelić Dorniera Do17 i uszkodzić drugi samolot, jednak sam został trafiony. Ranny trafił do warszawskiego szpitala, stając się bohaterem stolicy. Relacja z jego walki trafiła na łamy warszawskich gazet już w pierwszych dniach września.
Pilot otoczony powszechnym szacunkiem i uznaniem nie czuł się bohaterem. Jak zaznaczył redaktor przeprowadzający wywiad, pilot na prośbę o kilka słów dla czytelników opisujących walkę stwierdził: Przecież ja nic takiego nie zrobiłem. Tyle, co każdy z moich kolegów z mojej eskadry, którzy wczoraj wyruszyli na niemieckich lotników, by bronić Warszawy1.
Opisując walkę, jaka rozegrała się na polskim niebie stwierdził: Jak wyglądała walka? (…) Wie pan, może pan sobie wyobraża, że to coś nadzwyczajnego, ale naprawdę w powietrzu wygląda to całkiem prosto. Wyleciały zza chmur niemieckie samoloty. Były tam między nimi i Heinckle i Dorniery, a więc bombowce i samoloty lekkiego bombardowania. Na zastanowienie się nie ma już w takiej chwili czasu. Po prostu rozpoczęliśmy walkę. Ich było dwanaście. Jednego z nich wziąłem sobie na cel. Widziałem jeszcze, jak Niemcy w popłochu zrzucali swoje bomby , by nabrać większej szybkości w ucieczce. (…) nie patrzyłem nawet na kadłub, tylko celowałem cały czas przed niego, dlatego nie mogłem dostrzec znaku jego eskadry. Widziałem tylko chwilami, podczas walki, czerwone krzyże na jego skrzydłach. Dostało mu się tak dobrze ode mnie, że miał dosyć. (…) Zajęty moim przeciwnikiem nie zwróciłem nawet uwagi na drugi samolot niemiecki, który atakował mnie cały czas od tyłu. A tymczasem już niejedna seria pocisków karabina maszynowego wroga utkwiła w moim kadłubie i w skrzydłach. Dopiero kiedy widziałem jak już spadał mój przeciwnik, trzasnęła nagle na mnie oliwa ze zbiornika i w ułamku sekundy ujrzałem, jak rozpryskały się szkła kilku przyrządów pokładowych. Zaraz potem uczułem dotliwy ból w lewej ręce, w którą ugodził mnie ładunek szrapnela, wystrzelony z działka pokładowego niemieckiego bombowca. Próbowałem poruszyć ręką i na szczeście żadne ścięgno nie było naruszone. Jak się okazało, gruby odłamek trafił w zegarek na ręce i to uchroniło mnie od groźniejszych skutków (…) Temu to zawdzięczam, że mogłem jeszcze myśleć o uratowaniu maszyny (…) Kiedy poczułem, że zostałem trafiony (…) stwierdziłem również, że stery zupełnie nie działają, wpadłem bowiem w lot nurkowy. Byłem na 3500 m, miałem więc jeszcze dość czasu na ewentualne wyskoczenie ze spadochronem i postanowiłem, że zrobię to, gdy znajdę się ma 1000 m i wszystkie sposoby zawiodą. Leciałem więc w dół z coraz większą szybkością i po drodze próbowałem wszystkich eksperymentów. Wreszcie na 2000 m opanowałem maszynę. (…) Przy lądowaniu trafiłem niestety na zbyt krótką łączkę i skapotowałem na zapranym poletku,ale nic mi się nie stało. Natomiast na moim samolocie nie znalazłem ani jednego kawałka wielkości czapki, który by był bez dziury, czy to od pocisków z karabina maszynowego czy też od odłamków szrapneli. Jak mnie wyratowała okoliczna ludność, a potem podchorąży, który przypadkowo zauważył z szosy mój wypadek, odwióżł do szpitala, to pan już wie. Najgorsze to jednak, że będę musiał przez jakieś dwa tygodnie leżeć bezczynnie w szpitalu. Podczas kiedy moi koledzy…2.
Nie dane było Palusińskiemu walczyć znów nad polskim niebem. Wraz z pogarszającą się sytuacją na froncie, został ewakuowany wraz ze szpitalem na wschód. Pragnienie walki w macierzystej jednostce sprawiło, że uciekł ze szpitala. Trafił jednak do niewoli sowieckiej, z której udało mu się wydostać. Do końca 1939 roku udało mu się przedostać na Zachód. W 1940 roku znalazł się w Wielkiej Brytanii. Służył tam m.in. w 303 dywizjonie myśliwskim. Ze względu na stan zdrowia nie mógł wykonywać lotów operacyjnych. Zmarł na emigracji 14 maja 1984 roku w miejscowości Fordingbridge. Postać lotnika, który jako pierwszy otrzymał w czasie kampanii polskiej w 1939 roku Krzyż Walecznych z rąk marszałka Polski upamiętniona została w rodzinnej Częstochowie tablicą na budynku IV LO, którego absolwentem był Jerzy Hipolit Palusiński.
Krzysztof Żabierek
1 Zwycięski pojedynek nad Warszawą. Żołnierski wywiad z rannym ppor. Palusińskim, Polska Zbrojna, 1939, nr 244 A, s. 2.
2 Zwycięski pojedynek nad Warszawą. Żołnierski wywiad z rannym ppor. Palusińskim, Polska Zbrojna, 1939, nr 244 A, s. 2.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!