Felietony

Piotr Heszen: Destrukcyjny wpływ lewicowej polityki na przykładzie M. Choromańskiego

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Destrukcyjny wobec jednostki wpływ lewicowej polityki. Przypadek Michała Choromańskiego.

Redaktor Wydawnictwa Poznańskiego, które wydało większość książek Michała Choromańskiego, nie starał się nawet porwać na analizę tej twórczości. Na okładce jednej z powieści Choromańskiego napisał po prostu: Jego proza jest artystycznie doskonała.

Tak, Michał Choromański doskonałym artystą był. W moim prywatnym rankingu twórców znalazł się zaraz po Williamie Szekspirze.

Tutaj dwie dygresje. Po pierwsze (w moim osobistym rankingu) Szekspir był największym artystą słowa – także dlatego, że znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Analogicznie jak św. Tomasz stał na barkach giganta (Arystotelesa) i dlatego „mógł widzieć więcej”, tak Stradfordczyk stał na barkach gigantów średniowiecznych, którzy stworzyli cywilizację łacińską.

Po drugie, Szekspir był wybitnym, kwalifikowanym katolikiem, uczestniczącym w niebezpiecznej konspiracji przeciwko protestanckiej rewolucji w Anglii. M. in. nabył dom posiadający tajne pomieszczenia, w którym ukrywał prześladowanych księży. Sprawy te udowodnił wybitny biografista Joseph Pearce, dlatego lewacki salon zastosował wobec postaci angielskiego dramaturga wszechczasów wyjątek od reguły, która surowo zabrania „teorii spiskowych”.

Jeżeli chodzi o Szekspira, można sobie „spiskować” do woli. Można twierdzić, że jest on pracą zbiorową, za którą kryje się kilku innych, zupełnie innych autorów. Albo można przynajmniej uważać, że to jedna, całkowicie, ale to całkowicie inna osoba: tak właśnie czyni prominentny homoseksualista, aktor Derek Jacobi.

Wracając do Choromańskiego. Wplątał się on na całego, a raczej chyba został wplątany, w jakieś intrygi wywiadowcze dość zaraz po wybuchu II wojny światowej. Mianowicie, nie uciekł z Polski w pierwszej fali uciekinierów zaleszczyckich, lecz dopiero po pewnym czasie, pokonując powstałe już wtedy większe przeszkody. Ba! W pierwszych dniach wojny wziął ślub z Ruth Sorel.

Tu niezbędna jest kolejna dygresja. Ruth Abramowicz-Sorel była córką raczej biednawego krakowskiego żyda (matka jej była Polką) urodzoną już w Niemczech, dokąd rodzina przeprowadziła się w poszukiwaniu lepszych zarobków. Po dojściu do władzy Hitlera, dorosła Ruth przeniosła się do Polski, gdzie została i gdzie już wcześniej zdobywała laury jako baletmistrzyni. Jej znakomicie rozwijająca się polska kariera zadaje kłam oszczerczym oskarżeniom naszego kraju przez żydowskich łajdaków o tzw. antysemityzm. Przyszła żona Michała Choromańskiego była nad Wisłą cenioną gwiazdą.

Napadnięty w 39 roku kraj opuszczali każde z osobna, tak by wykorzystać najbardziej bezpieczne możliwości przejazdu. W Rzymie Choromański spotkał się ze swoim warszawskim znajomym, ambasadorem Wieniawą-Długoszowskim. Ale już wcześniej spotkał się z kimś jeszcze i ten ktoś dał mu pewną kwotę pieniędzy (którą pisarz potraktował jako zapomogę) oraz przetarł ścieżki do uzyskania potrzebnej na dalszą podróż wizy.

Zreflektowawszy się poniewczasie w pewnej dwuznaczności tej sytuacji, postanowił ujawnić ją wobec ambasadora. Wieniawa-Długoszowski nie zareagował entuzjastycznie na to co usłyszał, dodatkowo zaczął owijać stojący na biurku telefon w kotarę – w obawie przed podsłuchami. Niewiele mu pomógł.

Choromański nie był pisarzem politycznym. W „Zazdrości i medycynie” – hicie, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, który przyniósł mu sławę, nie ma ani cienia polityki. Jednak pod wpływem wydarzeń z września 1939 pękły mu hamulce. W Londynie atakował establishment II Rzeczypospolitej i nie szczędził jego przedstawicielom gorzkich uwag. Został za to znienawidzony.

Po różnych perypetiach państwo Choromańscy trafili do Brazylii. I tam nastąpiło apogeum awantury związanej z tajnymi służbami. Niestety, nikt dokładnie nie wie, co się stało. Ślady tych wydarzeń pozostały w ogólnych zapiskach Ruth Sorel, w nielicznych wynurzeniach samego pisarza – a przede wszystkim – jako przetworzone artystycznie meritum genialnych powieści.

Pozostały także niezbite fakty oraz te tylko prawdopodobne. Niewątpliwe zaszczucie Michała Choromańskiego przez agencje niejednego zdaje się państwa (jak to w agencjach!) odbiło się m.in. w postaci choroby bezsenności, na którą cierpiał do końca życia. Możemy się domyślać, że znaczący w tym udział miała przedwojenna „dwójka” lub jakiś jej odpowiednik, których przedstawiciele umościli się w służbach peerelowskich.

Michał Choromański wraz z żoną Ruth Sorel porzucili emigrację i pojawili się w PRL-u w 1957 r. Tutaj pisarz zaczął publikować w „Przekroju” Memuary, będące wspomnieniami z czasów przedwojnia. Któregoś dnia musiał tego zaprzestać, ponieważ otrzymał anonim, w którym zapewniano go, że w przeciwnym razie zostaną mu wypalone oczy. Otrzymywał też wiele groźnych telefonów.

Zmarł w 1972 r. tuż po napisaniu i opublikowaniu powieści Głownictwo, moglitwa i praktykarze, w której najobszerniej podzielił się z czytelnikami historią swojej nierównej walki o uwolnienie się z tajnych macek. Narrator w Głownictwie przewiduje możliwość gwałtownej śmierci bohatera po ogłoszeniu jego przypadków drukiem. To i śmierć Choromańskiego może być jednak całkowitym zbiegiem okoliczności.

Czy cała sprawa zaczęła się dopiero podczas II wojny światowej? Trudno jednoznacznie stwierdzić. W jednym z odcinków opublikowanych Memuarów, Choromański opisuje incydent, jaki przydarzył mu się w Zakopanem podczas pisania Zazdrości i medycyny (1932 r.): do jego gabinetu weszła żona znanego polityka, w milczeniu wyjęła z maszyny do pisania kartkę z tekstem powstającej powieści i dużymi literami napisała na środku „KOCHAM”, po czym wyszła.

Choromański założył kartkę ponownie do maszyny i omijając napis, kontynuował pisanie. Po upływie iluś tam miesięcy z powodów sentymentalnych postanowił przeglądnąć stertę arkuszy… i nie odnalazł napisu. Poza jego brakiem tekst był nienaruszony.

Dlaczego zająłem się Choromańskim? Bo był bożyszczem mojej czytelniczej młodości. Ten Genialny Literat pozwolił mi przetrwać duchowo pustynię peerelowską, sprawił, że pojawił się w moim młodym umyśle pewien ideał polskości. Była to polskość sprzed epoki komunizmu, objawiająca się w mitycznym okresie Dwudziestolecia Międzywojennego – tylko w tych granicach czasowych zamykają się fabuły Choromańskiego! – ale z kulturowym ładunkiem, który sięga dużo, dużo głębiej.

No i tenże Choromański sponiewierany został, że ostatecznie przez komunizm, to nic dziwnego, ale że i przez reprezentantów przedwojnia!?

Bo byłże on widocznie także i nie z tej epoki! A z jakiej epoki był? No, z tej, z której pochodzi wszystko, co dobre w naszej historii – z epoki polskiej Korony.

Nigdy nie przypuszczałem, że mój ulubiony pisarz to kaskader z przypadku samego epicentrum polityki. Przez wiele lat nie zauważałem tych wątków jego twórczości – tak mocno narzucał mi się jej artystyczny aspekt. Bo też z Choromańskiego był fantastyczny geniusz! Wymienię tytuły: W rzecz wstąpić, Słowacki wysp tropikalnych, Różowe krowy i szare skandalie, Kotły beethovenowskie, Schodami w górę, schodami w dół, Makumba czyli drzewo gadające, wspomniane Głownictwo, moglitwa i praktykarze i Memuary oraz Opowiadanie wariackie.

Znowu mój ranking. Pomijam takie powieści przedwojenne, jak synonimiczna z pisarzem Zazdrość i medycyna, ambitny Szpital Czerwonego Krzyża, wcześniejszy Skandal w Wesołych Bagniskach lub Biali bracia – i tak znakomite, ale o ileż mniej niż te napisane w drugiej części dojrzałego, owocującego już życia. Pomijam również zbyt jednoznaczne dla mnie Dygresje na temat kaloszy lub Prologomenę do wszelkich nauk hermetycznych – choć badacze elementów szpiegowskich w tej ostatniej znajdą dla siebie nawet solidną pożywkę.

Innych, pomniejszych utworów albo tak dobrze już nie pamiętam, albo tak bardzo nie polecam. Szczególnie nie polecam Miłosnego atlasu anatomicznego, który, co tu dużo mówić, jest desperacką próbą zwrócenia na siebie uwagi przez sięgnięcie po zbyt dosłowny przekaz erotyczny. Nie polecam! Zwłaszcza i właśnie przez tę dosłowność! Przecież Choromański to mistrz owijania w literacką bawełnę – to „wieczny przybysz”, nie wiadomo skąd i dokąd zmierzający, a nie zatrzymujący się w syrenich bagnach konsumpcji.

Ten wielki pisarz był całą duszą oddany światu kontrolowanemu politycznie przez piłsudczyków. Czy aby jednak do końca przez nich kontrolowanemu? Odkrycie źródła intryg, jakimi opleciono Choromańskiego oraz personaliów osób, które brały w tym udział, pozwoliłoby nam być może odpowiedzieć w jakiś sposób na to pytanie. Pisarz brylował po salonach II RP, na które wszedł w pełni zasłużenie i frontowymi drzwiami. Nie miał nic z Dyzmy.

Całe lata rozwijał heroicznie swój talent, walcząc z chorobą i biedą. I ten właśnie świat, który owszem, dał mu najpierw uznanie i sławę – potem, w 1939 roku go zawiódł jak większość Polaków – a następnie jeszcze, przez siłę rozpanoszonych i w naszych czasach służb tajnych, dodatkowo sponiewierał.

Na dworze polskiego króla byłby z całą pewnością Nadwornym Literatem Jego Królewskiej Mości. A służby, tajne czy jawne, otaczałyby go należytą ochroną.

Jest jednak jeden litościwy Król, który panuje nad światem niezależnie od polityków – i Ten sprawił, że pewien chłopiec, uczęszczający do peerelowskiego liceum w latach 80. zeszłego stulecia – mógł zakochać się w Polsce marzeń, za pośrednictwem lektur stworzonych przez zmarginalizowaną społecznie przedwojenną sławę.

Twórczość Choromańskiego można by podzielić na dwa zakresy tematyczne. Treść pierwszego zakresu obejmuje opis ludzi i miejsc w Polsce. Treść drugiego – to emigracja, tamte miejsca i ludzie. Określenie „wieczny przybysz” jest precyzyjne. Kto z Państwa nie miał okazji sięgnąć po lekturę tej prozy, niech wyobrazi sobie, że każde jej zdanie od pierwszej do ostatniej litery skutecznie wyraża ani na moment nie więdnące zadziwienie.

Przechodząc z akapitu na akapit, uczestniczymy więc w tajemniczej przygodzie najwyższych lotów, umieszczonej w fascynującej polskiej scenerii (i w odwrotnym uczuciowo zabarwieniu – w scenerii cudzoziemskiej). Ten Król Midas polskiej literatury zamienia w złoto wszystko, co polskie – nie tylko większe i mniejsze, znane miasta, ale przede wszystkim polskie mieściny, które są kwitnącymi ogrodami polskiej kultury.

Te rozmaite Dzierzbiłłowice czy Bagniska, w których żyją prawdziwi, autonomiczni, polscy bohaterowie – autentyczne osobowości – jeszcze nie zglobalizowane… Można tam obejrzeć właśnie ukończone, nieznane arcydzieło malarstwa, czy usłyszeć przez uchylone okno mistrzowską grę na pianinie. Odwrotnie na emigracji – zadziwienie tutaj nie mniejsze, ale i groza nieustająca. Obce piękno i obce sprawy przekształcają się dla demiurga polskości w karykaturę tego, co pozostawił za sobą… Im większe i wspanialsze, tym potężniejszą stanowią torturę.

I jeszcze o małżeństwie Choromańskich. Znowu dygresja. (Nie tylko „na temat kaloszy”. Czyżby wtrącił się duch tytułowego bohatera?) Choromański nie był aniołkiem. Jego żona wiele na ten temat mogłaby powiedzieć. Studium kobiet nie było tylko literackie. Powróciła z nim do soc-realistycznej Polski, choć w Kanadzie, gdzie osiedlili się po opuszczeniu Brazylii, prowadziła wyśmienitą szkołę baletową. Jest z niej znana na całym świecie. On jednak na emigracji nie mógł pisać. Wrócili – i stworzył arcydzieła. Tym razem ona żyła na marginesie z wyboru. Przeżyła go zaledwie o dwa lata.

Piotr Heszen, ur. 1968, polityk i literat. Członek Komitetu Politycznego Konfederacji Korony Polskiej. Zastępca Dyrektora Biura Klubu Poselskiego Konfederacja.

Autor takich pozycji książkowych, jak m.in. Historia Polski poprawna politycznie, Wydawnictwo CapitalBook, Warszawa 2023; Chodząc po Krakowie na czworakach, Dom Wydawniczy “Rafael”, Kraków 2006. Redaktor naczelny czasopism, w tym “Zeszytów Norymberskich” relacjonujących działanie Zespołu Parlamentarnego ds. Nadużyć i Naruszeń Prawa w związku z Covid-19 oraz pisma “Korona – z Małopolski do Wielkiej Polski”

Polecamy również: Irak wprowadził kary więzienia za sodomię

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!