PiS przyzwyczaił nas już do tego, że obietnice wyborcze traktuje dosyć wybiórczo. Sztandarowe postulaty przyczyniające się do nabijania poparcia (i nadchodzącej klęski gospodarczej) realizuje priorytetowo, gorzej jest natomiast z innymi dziedzinami życia, gdzie wpływ państwa mógłby zdziałać cuda. Tak też jest z kwestią schronisk i bezdomności zwierząt w Polsce.
PiS lekceważy problem bezdomności zwierząt
Schronisk w Polsce jest nieproporcjonalnie mało w stosunku do liczby bezdomnych czworonogów. Te, zaniedbywane lub po prostu wyrzucane jak rzecz, trafiają do klatek, które zamiast przystanku na drodze do nowego właściciela przypominają bardziej obóz koncentracyjny lub niekiedy mordownię. Okazuje się, że prowadzenie schroniska w Polsce to dosyć intratny interes. Piotr Kłosiński, autor głośnego projektu przewidującego powstanie funduszu na finansowanie chipowania i kastracji zwierząt, od blisko dwóch lat zabiega o interwencję ministerstwa rolnictwa i rozwoju wsi. Na razie kończy się tylko na pustosłowiu i deklaracjach złożonych przez wicepremiera Henryka Kowalczyka. Minister w marcu, w rozmowie przeprowadzonej z magazynem „Na Psi Temat”, oświadczył, że kwestia tego programu, a tym samym ukrócenia schroniskowej patologii jest dla niego szczególnie ważna.
„Liczę, że zmniejszymy radykalnie zjawisko bezdomności zwierząt i schroniska nie będą już tak potrzebne jak dzisiaj. Mam taką nadzieję, bo schronisko to ostateczność. To nie jest nigdy idealne miejsce. Zwierzę powinno być przy człowieku i powinno być zadbane. Nie obawiam się larum od aktywistów, chociaż liczę się z tym, że jakieś niezadowolenie może wystąpić. Myślę jednak, że nikt publicznie nie będzie protestował dlatego, że chcemy zlikwidować bezdomność psów i kotów” – mówił jeszcze w marcu (a więc dziewięć miesięcy temu!) Henryk Kowalczyk.
Polskie Porozumienie Kynologiczne przeciw schroniskowej patologii
Temat przycichł na kilka miesięcy, ale Polskie Porozumienie Kynologiczne nie zamierza pozwolić na zamiecenie go pod dywan. Szef PPK Piotr Kłosiński wskazuje wprost, że w schroniskach w Polsce wcale nie chodzi o dobro zwierząt, ponieważ każdy trzymany czworonóg to dla właściciela kasa z budżetu gminy. Te z kolei, według szacunków, każdego roku wydają 280 milionów złotych na schroniska. Tak bajońskie sumy działają na wyobraźnię. Zwłaszcza ekolewaków, którzy zasłaniając się dobrem zwierząt, żerują nie tylko na ludzkiej naiwności, ale i budżecie samorządowym.
„System identyfikacji w Polsce nie działa. Rocznie dla tych, którzy żyją ze schronisk i przetrzymywania zwierząt, budżety gminne wydają od 250 do 280 mln złotych na utrzymanie bezdomnych zwierząt. Są to też te zwierzęta, które są wielokrotnie oddawane i wielokrotnie wypuszczane i oddawane ponownie w innej gminie” – alarmuje prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego.
Sprawę wziął pod lupę portal PolskaRacja.pl, który opisuje starania PPK na drodze zainteresowania tematem Ministerstwa rolnictwa.
„Polskie Porozumienie Kynologiczne proponuje stworzenie funduszu na chipowanie i sterylizację. Pieniądze miałyby pochodzić z dobrowolnych składek hodowców. W projekt PPK jest zaangażowana m.in. Beata Krupianik z Fundacji Karuna. Wicepremier Kowalczyk jeszcze w marcu zachwalał tak nowatorską jak na polskie warunki propozycję” – podaje PolskaRacja.pl
„Zapewniam, że wszystkie dobre rozwiązania zostaną przez nas rozważone. Ważne, by finalnie te działania były skuteczne i zmniejszyły zjawisko bezdomności zwierząt” – mówił wówczas Kowalczyk.
Ministerstwo Rolnictwa ma w schroniskach interes?
Z uwagi na olewczy stosunek resortu wobec pomysłu PPK, Piotr Kłosiński postanowił szukać zrozumienia u byłego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Ten, jako pełnomocnik prezydenta Andrzeja Dudy ds. rolnictwa i obszarów wiejskich, zainteresował sprawą parę prezydencką. Sam Piotr Kłosiński o współpracy z Ardanowskim wypowiada się bardzo ciepło:
„Jestem wdzięczny za to spotkanie. Kiedyś staliśmy murem za ministrem Ardanowskim, kiedy ekstremiści prozwierzęcy i niemalże korporacje zbijające fortuny na udawanej pomocy zwierzętom próbowały atakować legislacyjnie nie tylko rolników, ale także hodowców psów rasowych. Dzisiaj te same środowiska blokują walkę z bezdomnością psów. Dlaczego? To proste. Mamy prosty projekt. Hodowcy chcą dać miliony złotych na chipowanie, sterylizację, kastrację. To dobrowolna danina np. 10 proc. od kwoty za jednego szczeniaka rasowego. W skali Polski to miliony złotych” – wskazuje szef Polskiego Porozumienia Kynologicznego.
Jak czytamy na portalu PolskaRacja.pl, opieszałość ministerstwa da się w bardzo prosty sposób wytłumaczyć. Kłosiński nie pozostawia złudzeń: w resorcie ktoś bardzo nie chce, aby projekt de facto likwidujący schroniska w obecnym kształcie zrewolucjonizował kwestię bezdomności zwierzaków.
„Ekspert wytacza bardzo tęgi kaliber, oskarżając ministerstwo rolnictwa o zinfiltrowanie przez osoby blisko związane z biznesem animalsów” – opisuję sprawę serwis.
–„Okazuje się, że nikt nie chce tych pieniędzy. Warto więc zauważyć, że część schronisk stałaby się zbędna, część zrzutek (na dziesiątki, setki tysięcy złotych) stałoby się przynajmniej podejrzanymi, a oddawanie tego samego kundelka w różnych gminach i branie na niego pieniędzy z samorządów jako zawsze bezdomnego i wyłapanego stałoby się dzięki chipowaniu niemożliwe. Oto całe misterium braku zielonego światła. Naszym zdaniem to proste. W ministerstwie od czasów Grzegorza Pudy jest człowiek czy ludzie związani z biznesem animalsów i dopóki to jego czy ich zdanie jest najważniejsze, sprawy kastracji, sterylizacji, bezdomności nie ruszą, a wszystko na co wpadnie resort to co najwyżej dodatkowy podatek nazywany opłatą przy szczepieniach, czyli branie pieniędzy od Polaków, ale i to pewnie nie przejdzie, a nie mamy czasu na udawane ruchy” – czytamy wypowiedź Kłosińskiego na łamach portalu „Na Psi Temat”.
Źródło: Na Psi Temat, polskaracja.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!