„Plwajmy na tę skorupę i zastąpmy do głębi” – nawoływał w „Dziadach” Adam Mickiewicz – co niektórzy odebrali jako wezwanie do zejścia do podziemia – ale Wieszczowi chodziło o szerszy aspekt, który może być aktualny również w całkiem innych kategoriach niż te, o jakich traktują „Dziady” żeby mianowicie nie kontentować się wyłącznie powierzchnia zjawisk, tylko zstępować „do głębi”, czyli za kulisy i pod podszewkę.
Właśnie mamy ku temu znakomitą okazję, jaką stworzyła interwencja izraelskiej ambasadoressy w Warszawie w związku z uchwaloną przez Sejm nowelizacją ustawy o IPN, do której wprowadzony został przepis penalizujący używanie sformułowań „polskie obozy śmierci” itp. Pani ambasadoressa, a potem nawet sam izraelski premier Beniamin Netanjahu, ofuknęli Polskę za uchwalanie takich przepisów, zwłaszcza bez uzgodnienia z Izraelem. Na takie dictum zawrzał gniewem cały rząd, a nawet rzecznik pana prezydenta, chociaż ten ostatni przestrzegał przed „emocjami”. Jużci – co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie; „emocjom” to może dawać ulgę dajmy na to, premier Netanjahu, czy Abraham Foxman z Ligi Antydefamacyjnej, podczas gdy prezydent jakiegoś mniej wartościowego narodku tubylczego musi się pilnować, żeby nie powiedzieć choćby nawet jednego słowa za dużo. Ale cóż; dzięki wybitnemu przywódcy socjalistycznemu Adolfowi Hitlerowi, taki los wypadł nam, podobnie jak i reszcie świata, że musi przed Żydami skakać z gałęzi na gałąź. Nawiasem mówiąc, taka sytuacja stanowi potwierdzenie słuszności podstawowej tezy tzw. myślenia pozytywnego, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Taki Adolf Hitler jest wprawdzie przedstawiany jako uosobienie zła absolutnego, a tymczasem gdyby nie on, to Żydzi nigdy nie uzyskaliby pozycji świętej krowy , z jakiej korzystają dziś we współczesnym świecie, a w każdym razie – w sporej jego części.
Kiedy analizujemy powierzchnię zjawiska, to protest ambasadoressy wkomponowuje się w sekwencję wydarzeń zapoczątkowanych przemówieniem niemieckiego kanclerza Gerarda Schroedera z 2000 roku, kiedy to powiedział on, że „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca”. Ta deklaracja oznaczała, że Niemcy nie będą już przyjmowały żadnych suplik odszkodowawczych pod pretekstem II wojny światowej. Jest to zgodne z niemiecką polityką historyczną, której celem jest stopniowe zdejmowanie z Niemiec odpowiedzialności za II wojnę światową. Poza tym w Niemczech najwyraźniej uznano, że 100 mld marek, jakie Niemcy zapłaciły z tego tytułu Izraelowi i żydowskim organizacjom przemysłu holokaustu, nie licząc dostaw okrętów podwodnych i innego sprzętu wojskowego, najzupełniej wystarczy. Ta deklaracja stwarzała zupełnie nowa sytuację i dla Izraela i dla wspomnianych żydowskich organizacji. Żydowska polityka historyczna bowiem jest nakierowana na zapewnienie możliwości materialnego eksploatowania holokaustu – jak patetycznie nazwano masakrę europejskich Żydów, przeprowadzoną w czasie II wojny światowej przez Rzeszę Niemiecką. W sytuacji gdy niemieckie źródło wyschło, trzeba było rozejrzeć się za następnym to znaczy – wytypować winowajcę zastępczego, którego będzie można szlamować pod pretekstem „roszczeń” wynikających z holokaustu. Na tego winowajcę zastępczego wyznaczona została Polska i w ten sposób doszło do ścisłej koordynacji żydowskiej polityki historycznej z polityką historyczną niemiecką. W miarę zdejmowania odpowiedzialności z Niemiec, odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej przerzuca się na Polskę, a w tej sytuacji „polskie obozy zagłady” musiały się pojawić.
Nasi Zasrancen nie wiedzieli, jak na to zareagować, bo MSZ zdominowane przez „zespół” skompletowany według kryteriów rasowych przez prof. Geremka, wychodząc naprzeciw potrzebom żydowskiej polityki historycznej, sprawę bagatelizował, tak samo, jak żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją red. Michnika bagatelizuje dzisiaj izraelskie żądanie, by Polska „konsultowała” w władzami Izraela swoje ustawodawstwo, a poza tym izraelska i żydowska agentura w strukturach naszego państwa skutecznie blokowała wszelkie zorganizowane działania. W rezultacie tym skoordynowanym antypolskim politykom historycznym nasz nieszczęśliwy kraj przeciwstawiał tylko partyzanckie akcje prywatnych osób; np. prof. Jerzego Roberta Nowaka, czy niżej podpisanego. Większą energię nasi Zasrancen wykazali w sprawie zabezpieczenia żydowskiej polityki historycznej, wprowadzając do ustawy o IPN penalizację tzw. „kłamstwa oświęcimskiego”, to znaczy – każdej próby podważania rewelacji aktualnie zatwierdzonych do wierzenia przez Sanhedryn. Penalizacja „kłamstwa oświęcimskiego” wprowadzała zasadę, że w dyskusjach historycznych ostatnie słowo należy do prokuratora – co oczywiście stanowiło pierwszy krok na drodze likwidacji wolności słowa, bo nietrudno się domyślić, że za penalizacją „kłamstwa oświęcimskiego” pójdzie penalizacja „kłamstwa wałęsowskiego” o „Bolku” i „koncepcjach”, a potem następne: sodomickie, ekologiczne – przeciwko „globalnemu ociepleniu” – i tak dalej – aż do momentu, gdy w dyskursie publicznym będą mogły być wypowiadane wyłącznie zaklęcia zatwierdzone. No i teraz katalog „kłamstw” został rozszerzony o „polskie obozy”, z zagrożeniem karą nawet do 3 lat więzienia. Na pierwszy rzut oka godzi to w żydowską politykę historyczną i w tej sytuacji reakcja ambasadoressy była jak gdyby oczywista.
Jest atoli jedna okoliczność, która skłania do „zstąpienia do głębi” – a mianowicie gwałtowna reakcja PiS-owskiego rządu, w którego imieniu pani Beata Mazurek powiedziała, że „mamy dosyć” – i tak dalej. „Ośmieliliście się strzelać bez rozkazu Moskwy?” – ironizował w powieści „Dni klęski” o wrześniu 1939 roku Wojciech Żukrowski, wkładając ten komentarz w usta polskiego oficera, na widok komunistycznych kolegów Mariana Buczka z karabinami. Ta ostentacyjna śmiałość ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego w takiej sprawie skłania do podejrzeń, czy przypadkiem zaskakujący i co tu ukrywać – bezczelny protest ambasadoressy, nie był przypadkiem po cichu uzgodniony z Naczelnikiem Państwa. Do takich podejrzeń składnia nie tylko deklaracja pana wiceministra jakiego, że nowelizacja była od dawna z ambasadoressą „konsultowana”, a ona nie wysuwała żadnych zastrzeżeń, ale przede wszystkim to, że rząd PiS skwapliwie skorzystał z okazji by zaprezentować się w roli nieubłaganego obrońcy godności narodowej, gotowego nawet na konfrontację z Żydami. Jest to bowiem ten sam rząd, który nie tylko nabrał wody w usta, ale nawet nie kiwnął palcem w sprawie projektu amerykańskiej ustawy nr 447, która stwarza dla Polski i narodu polskiego realne niebezpieczeństwo. To tchórzliwe i wstydliwe milczenie rządu i Naczelnika Państwa, który na konferencji prasowej przyznał, że nie ośmielił się poruszyć tego tematu podczas rozmowy z amerykańskim sekretarzem stanu Rexem Tillersonem, budziło coraz większe zaniepokojenie polskiej opinii publicznej. W tej sytuacji skwapliwość z jaką rząd i Naczelnik Państwa uchwycił się protestu ambasadoressy, by zaprezentować się w roli nieustraszonego obrońcy godności narodowej, budzi podejrzenia, ze mamy do czynienia z ustawką – co zresztą zdaje się potwierdzać rozmowa premiera Morawieckiego z premierem Netanjahu – że projekty polskich ustaw będą z władzami Izraela „konsultowane”.
Stanisław Michalkiewicz
Autor jest stałym felietonistą Magna Polonia! Kupuj i wspieraj wolne media
www.magnapolonia.org/sklep
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!