„Gardłuje jeden z drugim za Polską mocarstwową, a tobie za imperium kąt w szynku, bujna głowo. Tobie naftowa lampa Indiami w butelkach płonie…” – pisał poeta jeszcze w koszmarnych czasach sanacji. I co Państwo powiecie? Ponieważ „dobra zmiana” polega na historycznej rekonstrukcji przedwojennej sanacji, to nic dziwnego, że i historia się powtarza, a co za tym idzie – również ówczesne poezyje zaangażowane nabierają nieoczekiwanej aktualności. Przypomnijmy tedy, jak to było za sanacji i jak się skończyło – bo przecież wszystko przed nami, zwłaszcza gdy w chwili, gdy piszę ten felieton, do Warszawy przyjeżdża Nasza Złota Pani z gospodarską wizytą, poprzedzoną inspekcją nowego niemieckiego ministra spraw zagranicznych.
Oczywiście oprócz rzucających się w oczy podobieństw, są też pewne różnice. Ot na przykład w roku 2016 zachwiało się niemieckie przywództwo w Europie i to z dwóch powodów. Po pierwsze, z powodu głupstw jakich narobiła Nasza Złota Pani w związku z tzw. kryzysem migracyjnym. Nie tylko sparaliżowana została ochrona zewnętrznych granic Unii Europejskiej, nie tylko Nasza Złota, na czele mikrocefali witała kwiatami bisurmańskich filutów na dworcach, ale w dodatku próbowała tresować kraje Środkowej Europy do pruskiej dyscypliny – żeby bez szemrania przyjęły wyznaczone przez nią kontyngenty bisurmanów. Wywołało to zdrowy odruch oporu, mimo nawoływań papieża Franciszka, który, próbując podlizać się stanowiącym finansową podporę Watykanu Niemcom, podpierał się Chrystusem. Ale Chrystus, owszem, podkreślał potrzebę miłości bliźniego swego, ale – „jak siebie samego” – to znaczy – że niekoniecznie bardziej. Że miłość bliźniego nie polega na uleganiu mu we wszystkich jego zachciankach, nawet za cenę własnego unicestwienia – toteż nawet w katolickiej Polsce płomienne apele papieża Franciszka wielu ludzi puszcza mimo uszu. W rezultacie w Niemczech doszła do głosu Alternatywa dla Niemiec, która zapowiada „polowania” na Naszą Złotą Panią. Czując na karku gorący oddech Alternatywy, Nasza Złota Pani próbowała zmontować „koalicję jamajską”, ale nic z tego nie wyszło, więc chwytając się brzytwy nawiązała rozmowy koalicyjne z kolejnym – bo poprzednim wybitnym przywódcą socjalistycznym był Adolf Hitler – wybitnym przywódcą socjalistycznym Martinem Schulzem. Martin Schulz zaczął stawiać Naszej Złotej Pani warunki zaporowe, więc w rezultacie został z politycznej sceny delikatnie uprzątnięty przez BND – co pokazuje, że nad demokracją wszędzie czuwają bezpieczniacy – i u nas i w Niemczech. Tak doszło do sklecenia koalicji bez Alternatywy, no i Nasza Złota po raz kolejny została kanclerzem. Drugą przyczyną zachwiania się niemieckiego przywództwa w Europie był wybór na prezydenta USA Donalda Trumpa, który przed swoim wyborem, jak i po nim, bardzo krytykował niemiecka hegemonię w Europie. Niemcy bowiem po 1990 roku stały się wyznawcami doktryny „europeizacji Europy” toz naczy – delikatnego ale cierpliwego i metodycznego wypychania USA z europejskiej polityki, zwłaszcza – z funkcji jej kierownika. Pamiętają bowiem, że na skutek dwukrotnego wtrącenia się USA do europejskiej polityki, Niemcy przegrały dwie wojny, które mogły przecież wygrać. Toteż po 1990 roku Niemcy nawróciły się na linie polityczna kanclerza Bismarcka, która polega na tym, że Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. Zewnętrznym wyrazem tego nawrócenia jest strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, które nawet w listopadzie 2010 roku, na lizbońskim szczycie NATO, zostało uznane za najtwardsze jądro nowego porządku politycznego w Europie, który ostatecznie miał zastąpić porządek jałtański. Przypomnijmy, że właśnie wtedy, zostało proklamowane strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Ale na skutek niepowodzeń w Syrii, gdzie nie udało się doprowadzić do „zwycięstwa demokracji” to znaczy – do zastąpienia syryjskiego tyrana Baszira al Asada jakimś tyranem proizraelskim, prezydent Obama powrócił do aktywnej polityki w Europie Wschodniej, zapalając zielone światło dla przewrotu na Ukrainie, którego celem miało być wyłuskanie tego kraju z rosyjskiej strefy wpływów. Tak doszło do wysadzenia w powietrze porządku lizbońskiego – ale strategiczne partnerstwo niemiecko- rosyjskie przetrwało i tę próbę niszczącą. Ale jakże inaczej, kiedy 6 lipca 2017 roku prezydent Trump przyjechał do Warszawy na Forum Państw Trójmorza i podczas konferencji prasowej powiedział, że projekt ten bardzo mu się podoba i ze USA będą go „wspierały”? Ten projekt, to nic innego, jak powrót do Heksagonale – ale uzupełnionego i poprawionego to znaczy – ze Stanami Zjednoczonymi, jako protektorem. USA bowiem wcale nie zamierzą pozwolić na wymiksowanie ich z polityki europejskiej, ale w tym celu powinny mieć w Europie obszar, na którym mogłyby postawić obydwie stopy i projekt Trójmorza wychodzi naprzeciw temu amerykańskiemu interesowi. Ewentualna realizacja tego projektu zagraża co najmniej trzem ważnym interesom niemieckim: podważa niemiecką hegemonię w Europie, blokuje program budowy IV Rzeszy, w który Niemcy tyle już zainwestowały, no i stwarza krajom Europy Środkowej szansę uwolnienia się od więzów nałożonych na nie przez niemiecki projekt Mitteleuropa z 1915 roku. Tote4ż Niemcy zrobią wszystko, by do realizacji projektu Trójmorza nie dopuścić, a najlepszym i najbezpieczniejszym sposobem jest doprowadzenie do przesilenia politycznego w Polsce i wycofania się Polski z tego projektu, który bez niej nie ma sensu. I Nasza Złota Pani przyjeżdża, by się zorientować, jakie są możliwości i gdzie trzeba uderzyć.
A tymczasem w Rosji odbyły się wybory prezydenckie, które w cuglach wygrał zimny ruski czekista Putin, uzyskując prawie 80 proc. głosów. Rządzi Rosją już 18 rok i jak tak dalej pójdzie, to może zrównać się z rządami Józefa Stalina, które trwały 31 lat. Najwyraźniej większości Rosjan podoba się model autorytarny, maskowany demokratycznymi dekoracjami – bo krytycy Putina właśnie za ten autorytaryzm go krytykują. Również w naszym nieszczęśliwym kraju – chociaż u nas też rządzą bezpieczniacy z WSI i innych watah, z tą jednak różnicą, że nasi wysługują się jak nie Związkowi Sowieckiemu, to Amerykanom, jak nie Amerykanom – to Niemcom, jak nie Niemcom, to Izraelowi, słowem – każdemu, który obieca im możliwość dalszego pasożytowania na historycznym narodzie polskim, od śmierci Prymasa Wyszyńskiego cierpiącym na dotkliwy kryzys przywództwa.
Akurat w tym czasie w Wielkiej Brytanii otruty został gazem paraliżującym dawny ruski szpieg, a przy okazji gaz poraził angielskiego policjanta. Rząd brytyjski oskarżył o ten zamach Rosjan, wydalił rosyjskich dyplomatów, co oczywiście Rosja symetrycznie powtórzyła, no i przemyśliwuje nad jakimiś straszliwymi sankcjami, na przykład – zbojkotowaniem rozgrywek futbolowych. Dopiero na tym tle widać, jak wielką rangę polityczną ma dzisiaj przemysł rozrywkowy; jeszcze 120 lat temu nikomu nie przyszłoby do głowy, by w ten sposób karać kogokolwiek. Dzisiaj jednak, gdy fikcja systematyczne wypiera realizm z życia publicznego – ale jakże ma być inaczej, gdy coraz większej liczbie ludzi zaciera się granica między pozorami, a rzeczywistością. Toteż pan premier Mateusz Morawiecki skwapliwie przyłączył się do brytyjskich oskarżeń i również Polska zaczęła groźnie kiwać palcem w bucie. Ciekawe, czy Wielka Brytania znowu udzieliła Polsce jakichś gwarancji, jak w roku 1939, czy też pan premier Morawiecki sam dopuścił sobie do głowy, że Polska właśnie wybija się na pozycje mocarstwowe i wszystkich dookoła porozstawia po kątach. „O wietrze, dobry wietrze, a tobie jaka troska? Dźwięczy strugami deszczu straszliwa pieśń dziadowska” – kończył swój wiersz poeta.
Stanisław Michalkiewicz
Autor jest stałym felietonistą Magna Polonia! Kupuj i wspieraj wolne media
www.magnapolonia.org/sklep
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!