Ach, ileż uciechy może dostarczyć oglądanie programów stacji telewizyjnej TVN, którą podejrzewam o niebezpieczne związki ze starymi kiejkutami – a konkretnie o to, że została utworzona za pieniądze ukradzione przez starych kiejkutów z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Na tym etapie rozwoju dziejowego stare kiejkuty, a za nimi – ich poprzebierani za dziennikarzy funkcjonariusze w rodzaju resortowej „Stokrotki” – niezachwianie stoją na gruncie nieubłaganego postępu, chociaż oczywiście rodzaj postępu zmienia się wraz z mądrością etapu. O ile bowiem kiedyś stare kiejkuty i ich poprzebierani za dziennikarzy funkcjonariusze prześcigali się we wzmożonej czujności wobec wrogów socjalizmu i sojuszów, to dzisiaj akcentują raczej przywiązanie do wolności, demokracji i praworządności. W niektórych przypadkach idzie ono tak daleko, że stare kiejkuty, ich poprzebierani za dziennikarzy funkcjonariusze i konfidenci z zimną krwią zamordowaliby każdego wroga wolności, podobnie jak kiedyś – księdza Popiełuszkę. Przypominam sobie rozprawę, w której jako obwiniony stawałem przed tak zwanym kolegium do spraw wykroczeń we wrześniu 1988 roku pod zarzutem przewożenia tzw. „bibuły”, czyli – jak to określało oskarżenie – „wydawnictw nie posiadających w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej debitu komunikacyjnego”. Kiedy wszedłem na salę i zobaczyłem twarze członków tego kolegium, nie miałem nawet cienia wątpliwości, że gdyby tylko mogli, skazaliby mnie na śmierć poprzedzoną wyrafinowanymi torturami. Jeden w drugiego emerytowani ubecy, na których twarzach wycisnęły swoje piętno najbardziej odrażające występki. Podobne fizjognomie miewa wielu starszych uczestników demonstracji w obronie niezawisłych sądów, wolności i demokracji, co wzbudza we mnie podejrzenia, że w młodości musieli być przynajmniej konfidentami SB, o ile sami nie chodzili z tak zwanymi „pederastkami”, po których w latach 70-tych można było rozpoznać ubowniczków.
Ale mniejsza już o nich, chociaż przecież i oni dochowali się potomstwa, które z mlekiem matek i mleczem ojców wyssało wszystkie miazmaty, z predylekcją do nieubłaganego postępu na czele. Potomstwo to, edukowane wcześniej przez potomstwo rzucone na edukacyjny odcinek frontu walki o demokrację i praworządność, zamiłowanie do nieubłaganego postępu sprowadziło u siebie do poziomu instynktów, toteż nic dziwnego, że stare kiejkuty właśnie z tego środowiska wybierają funkcjonariuszy, których potem przebierają za dziennikarzy – między innymi TVN. Ale – ponieważ u bezpieczniaków są rozmaite piony, często nawet ze sobą konkurujące, to zdarza się, że występują niedociągnięcia w koordynacji. To już nawet w pewnym sensie tradycja; kiedy w Rosji rewolucjoniści zamordowali ministra Plehwego, szef Ochrany, generał Gierasimow, szedł korytarzem głośno wołając: „To nie mój agent, to nie mój agent! To zrobili socjal-rewolucjoniści-maksymaliści pułkownika Trusiewicza!” Toteż i teraz w jednym programie rzecznicy starych kiejkutów w TVN raz opowiadają się przeciwko surowym karom za przestępstwa, przypominając opinie „znanych prawników”, jakoby nie surowość, ale nieuchronność kary działała prewencyjnie na potencjalnych przestępców, by kilka minut później optować za surowością. Nawiasem mówiąc, opinie „znanych prawników” nie zawsze zasługują na zaufanie, o czym przekonałem się podczas rozmowy w jednej z rozgłośni radiowych z panem prof. Marianem Filarem. Mieliśmy rozmawiać na temat kary śmierci, przeciwko której pan prof. Filar na tym etapie rozwoju dziejowego akurat zaczął się opowiadać, więc starannie się do tej rozmowy przygotowałem. Pan profesor już na samym początku przytłoczył mnie autorytetem oświadczając, że „badania naukowe” potwierdzają, iż na przestępców nie oddziałuje wysokość, tylko nieuchronność kary. Kiedy jednak natarczywie dopytywałem się, kto i kiedy takie badania przeprowadził i gdzie opublikował ich wyniki, pan profesor nie bardzo potrafił mi odpowiedzieć. Powiedziałem wtedy, że znam inne badania, które przeprowadzono w USA w roku 1923, a ich wyniki zostały opublikowane między innymi w książce „Psychologia społeczna” – i nawet podałem numery stron. Wynikało z nich, że na przestępców w jednakowym stopniu oddziałuje zarówno surowość, jak i nieuchronność kary – ale co tam jakieś badania naukowe, kiedy jest rozkaz, że tym razem stawiamy na nieuchronność? Toteż i teraz wezwana na przesłuchanie przed kamerą TVN pani profesor plecie duby smalone, jakoby przestępcy przed dokonaniem czynu, nie zaglądali do kodeksu karnego, co im za to grozi. Najwyraźniej nie widziała nigdy na oczy żadnego przestępcy, a w każdym razie – pewnie nigdy z żadnym nie rozmawiała. Tymczasem ja, kiedy w roku 1982 siedziałem na tzw. „dołku” w piwnicach komendy MO przy ul Malczewskiego w Warszawie, rozmawiałem z siedzącym tam złodziejem-recydywistą Dariuszem T. Zapewniał mnie on, że nigdy przy włamaniach nie używa tzw. „raka”, tylko preferuje metody wymagające zręczności i sprytu – bo za „raka” kara jest zdecydowanie wyższa. Nieszczęście polega na tym, że żaden z utytułowanych prawników, co to nigdy nie siedzieli w celi z przestępcami, więc nie znają ich prawdziwych preferencji, a tylko tzw. „świergolenie”, przy pomocy którego próbują oni wymigać się od kary. To właśnie ci prawnicy zasiadają w komisjach kodyfikacyjnych i swoje fantasmagorie przelewają na kodeksy, więc nic dziwnego, że później z wymiarem sprawiedliwości mamy same zgryzoty.
Ale z tym może byśmy sobie jakoś poradzili, bo największym problemem jest agentura starych kiejkutów w policji, prokuraturach i niezawisłych sądach. Stare kiejkuty, podobnie zresztą jak pozostałe 7 działających oficjalnie w Polsce bezpieczniackich watah, posługują się konfidentami. Ponieważ chciwość jest jedną z podstawowych właściwości bezpieczniaków, skąpią oni konfidentom pieniędzy, uzupełniając ich wynagrodzenie gwarancją bezkarności. – Brakuje ci szmalu? To sobie ukradnij, a my tak zrobimy, że nic ci za to nie będzie, nawet jak cię złapią. To wyjaśnia przyczyny, dla których sprawy bywają umarzane czasami już na etapie policyjnego dochodzenia, albo prokuratorskiego śledztwa – no i dla których niezawisłe sądy dopatrują się „znikomego niebezpieczeństwa społecznego”. Dlatego właśnie komendanci policji powinni być co 5 lat wybierani w głosowaniu przez obywateli okręgu, podobnie jak szefowie prokuratur, no i oczywiście – niezawiśli sędziowie sądów powszechnych wszystkich szczebli. W ten sposób przynajmniej ograniczy się skutki okupowania naszego nieszczęśliwego kraju przez bezpiekę.
Stanisław Michalkiewicz jest stałym publicystą dwumiesięcznika Magna Polonia. Sprawdź i kup najnowszy numer KLIKNIJ TUTAJ
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!