Jak wiadomo, pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. To znaczy – była kiedy jeszcze toczono wojny. Dzisiaj, jak wiadomo, żadnych wojen nie ma. Są natomiast misje pokojowe, misje stabilizacyjne, walka o pokój, kolorowe rewolucje – jak nie pomarańczowa, to jaśminowa – i tak dalej. A jak jest z prawdą podczas, dajmy na to – misji pokojowej? Czy też pada ona w charakterze pierwszej ofiary, czy też nie? Warto zwrócić uwagę, co mówią, jak wypowiadają się uczestnicy – powiedzmy – misji pokojowej: „Oni kłamią – my mówimy prawdę”. Wyglądałoby na to, że prawda wcale nie umiera w charakterze pierwszej ofiary misji pokojowej. Przeciwnie – ze ma się znakomicie – gdyby nie okoliczność, że wszyscy uczestnicy misji pokojowej mówią to samo, to znaczy – że „oni kłamią, my mówimy prawdę” – ale każda ze stron jako „prawdę” podaje coś zupełnie innego. Weźmy taką np. Syrię, w której już od kilku lat wyszkoleni, wyekwipowani i uzbrojeni przez CIA „bezbronni cywile” walczą o pokój i demokrację ze zbrodniczym prezydentem tego kraju Baszirem Al Asadem. Pamiętamy, jak to senator McCain, w odruchu zdumiewającej szczerości te związki „bezbronnych cywilów” z CIA ujawnił i jak zaraz potem informacja ta zniknęła, niczym kamfora. Jak wiadomo, bezbronni cywile od lat walczą o pokój i demokrację podczas gdy zbrodniczy prezydent Asad walczy o wojnę i totalitaryzm, więc wydawałoby się, że bezbronni cywile, podobnie jak u nas pan red. Andrzej Talaga, mówią prawdę i tylko prawdę. Cóż jednak z tego, kiedy w następstwie tej walki o pokój, również Syria z roku na rok jest coraz bardziej zdewastowana, a mieszkańcy próbują się stamtąd wydostać? Jak podczas kłótni mówiła o jednej słudze druga sługa: „i komu toto służy?” Idąc tropem tego pytania musimy odpowiedzieć, że służy to niewątpliwie bezcennemu Izraelowi. On to bowiem, korzystając z siły opętanych przez siebie Stanów Zjednoczonych, pod rozmaitymi pretekstami obraca w perzynę leżące wokół niego kraje, wzniecając tam walki o pokój, kolorowe rewolucje, misje pokojowe i stabilizacyjne, doprowadził do sytuacji, kiedy to w obszarze położonym „od wielkiej rzeki egipskiej do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat”, który według starożytnych żydowskich sag, Stwórca Wszechświata obiecał oddać w posiadanie mezopotamskiemu koczownikowi, jeśli tylko obetnie sobie napletek i będzie Go wychwalał. Wielu Żydów w tę polityczną obietnicę wierzy, ale politykę, zmierzającą do obrócenia świata wokół bezcennego Izraela w perzynę, popierają również ci, którzy traktują te sagi tylko jak ciekawą, chociaż oczywiście megalomańską literaturę, bo co to komu szkodzi, kiedy frukta podboju świata tak czy owak się pojawią? Inna sprawa z tymi fruktami, na co w nieśmiertelnym poemacie Janusza Szpotańskiego „Caryca i zwierciadło”, zwróciła uwagę tępawemu, chociaż na swój sposób przebiegłemu marszałowi Greczce Caryca Leonida: „Adna s drugoj głupaja swinia. Nu i czto – nużna nam pustynia? Wied` pustyń u nas oczeń mnogo! Nam nużno kuszat`, nużno brat` – no sprasziwaju was – od kogo?” Ano, nie da się ukryć; święta racja. Cóż to za pan świata bez poddanych, nad którymi mógłby panować, to znaczy – eksploatować ich w charakterze „nawozu Historii”? Toteż nic dziwnego, że pan prof. Ehrlich, z pierwszorzędnymi żydowskimi korzeniami, na ostatnim sympozjonie w Watykanie nakreślił plan zredukowania światowej populacji – ale nie całkiem. Miliard głupich gojów trzeba by zostawić, bo w przeciwnym razie nad kim mieliby panować „synowie Izraela” i komu pożyczać na wysoki procent? A warto pamiętać, że taką właśnie metodę panowania podpowiedział „synom Izraela” sam Stwórca Wszechświata: „Będziesz pożyczał innym narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał. Będziesz panował nad innymi narodami, a one nad tobą nie zapanują”.
I dopiero na tym tle lepiej rozumiemy nasilające się zwłaszcza wśród żydowskich organizacji przemysłu holokaustu, dążenie do zmuszenia innych krajów, między innymi Polski, do realizacji tak zwanych „roszczeń majątkowych”, to znaczy – haraczu, który ludność krajów Europy Środkowej miałaby wypłacić „synom Izraela” pod pretekstem zmasakrowania części Żydów europejskich przez Rzeszę Niemiecką podczas II wojny światowej. Gdyby ta operacja się udała, dochody z uzyskanego w ten sposób majątku można by pozostawionej przy życiu tubylczej ludności pożyczać na wysoki procent – zgodnie ze wskazówką Stwórcy Wszechświata. Tym roszczeniom trzeba nadać przynajmniej jakiś pozór moralnego uzasadnienia, toteż stworzony i kontrolowany przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu pierwszorzędny aparat propagandowy, w miarę zdejmowania z Niemiec odpowiedzialności za II wojnę, przerzuca na winowajcę zastępczego, na którego została upatrzona Polska, prezentując światu wizerunek Polaków, jako narodu morderców. W normalnym świecie coś takiego zostałoby uznane za rodzaj wojny propagandowej, ale dzisiejszy świat normalny nie jest, więc tego rodzaju operacja jest uznawana za dowód przyjaźni, a nawet – strategicznego partnerstwa.
Ale okazuje się, że i podczas operacji przyjaznych mamy kłopoty z ustaleniem prawdy i to wcale nie odległej w czasie, tylko tego, co rozegrało się na naszych oczach. Oto izraelski prezydent Reuwen Rivlin uczestniczył w tak zwanym „Marszu Żywych” w chwilowo nieczynnym obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Piszę „chwilowo nieczynnym”, bo przecież w ramach walki z „antysemityzmem” trzeba będzie tych wszystkich antysemitników gdzieś izolować – a po co szukać jakichś nowych miejsc, skoro jeszcze źli naziści przygotowali całą infrastrukturę i know-how? Nie jest tedy wykluczone, że te wszystkie „Marsze”, oprócz aspektu propagandowo-żałobnego, maja również charakter rekonesansu. Nie sadzę też, by był jakiś problem ze skompletowaniem załogi. Młode pokolenie polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, odpowiednio poinstruowane w katowskim rzemiośle przez semickich i niesemickich czekistów, chętnie by się tego zadania podjęło, a Małgośka Szumowska znowu dostałaby od Niemców Srebrnego Niedźwiedzia za zbeletryzowany obraz reedukowania tubylczej antysemickiej dziczy przez nosicieli nieubłaganego postępu, a w Ameryce – kto wie – może nawet Oskara? Otóż podczas ostatniego Marszu Żywych w chwilowo nieczynnym obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu izraelski prezydent Reuwen Rivlin oskarżył Polaków, to znaczy – naród polski – o współudział w holokauście. „Polska pozwoliła na wprowadzenie przerażającej ludobójczej ideologii Hitlera i była świadkiem fali antysemityzmu, wywołanej przez prawo, które właśnie wprowadzono” – odnotował „Times of Israel”, a potwierdziła rzeczniczka prezydenta Izraela. Tymczasem prezydent Andrzej Duda, który izraelskiemu prezydentowi w Marszu Żywych towarzyszył, wprawdzie nie na smyczy, ale zwyczajnie – przy nodze – nic takiego nie słyszał. Nie znaczy to, że niczego nie słyszał. Przeciwnie – usłyszał komplementy, jakie pod adresem narodu polskiego sączył mu w ucho prezydent Riwlin. Jaka zatem jest prawda? Widzimy, że pada ona ofiarą nie tylko każdej wojny, nie tylko operacji pokojowych, misji stabilizacyjnych i tak dalej – ale również płomiennej przyjaźni i strategicznego partnerstwa.
Stanisław Michalkiewicz
Autor jest stałym felietonistą Magna Polonia! Kupuj i wspieraj wolne media
www.magnapolonia.org/sklep
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!